6
Straż przy drzwiach do
mieszkania Loli
Starr pełnił rekrut. Ewa wzięła go za takiego, ponieważ sprawiał wrażenie młokosa, któremu nie sprzedano by nawet piwa, a jego mundur wyglądał tak, jakby został wyciągnięty ze starych wojskowych zapasów i świetnie pasował do bladozielonego odcienia jego skóry.
Po paru miesiącach pracy w tej okolicy przestała wymiotować na widok trupa. Te odrażające ulice pełne były ćpunów, prostytutek i zwykłych drani, napadających na siebie tyleż dla zabawy, co dla zysku. Z zapachu, jaki ją powitał, wywnioskowała, że ktoś niedawno tu umarł albo wozy utylizacyjne omijały to miejsce przez cały ostatni tydzień.
– Szeregowy. – Zatrzymała się błyskając odznaką. Stanął na baczność, gdy wyszła z tej żałosnej namiastki windy. Instynkt słusznie ją ostrzegł, że jeśli szybko się nie przedstawi, zostanie ogłuszona bronią, którą młody mężczyzna trzyma w trzęsącej się ręce.
– Sir. – Jego oczy były przerażone i rozbiegane.
– Proszę zdać sprawę ze stanu rzeczy.
– Sir – powtórzył i odetchnął głęboko dla uspokojenia nerwów. – Właściciel domu zatrzymał nasz patrol i powiedział, że w jednym z mieszkań znajduje się martwa kobieta.
– Czy to… – Jej wzrok powędrował szybko do plakietki z nazwiskiem, którą miał przypiętą nad kieszonką na piersi. – Szeregowy Prosky?
– Tak jest, sir, ona… – Przełknął z trudem ślinę i Ewa dostrzegła, że wyraz przerażenia znowu pojawił się na jego twarzy.
– W jaki sposób ustaliliście, że ta osoba nie żyje, Prosky? Zbadaliście jej puls?
Niezdrowy rumieniec zabarwił jego policzki.
– Nie, sir. Trzymałem się obowiązującej procedury: zabezpieczyłem miejsce zbrodni, powiadomiłem dowództwo. Stwierdziłem naocznie, że ofiara nie żyje, a mieszkanie nie zostało zdemolowane.
– Czy właściciel domu wchodził do środka? – Tego wszystkiego mogła dowiedzieć się później, ale widziała, że chłopak stopniowo się uspokajał, kiedy zmuszała go do mówienia.
– Nie, sir, mówi, że nie. Po złożeniu skargi przez jednego z klientów ofiary, który był z nią umówiony na dziewiątą wieczorem, właściciel sprawdził mieszkanie. Otworzył drzwi i zobaczył ją. Tam jest tylko jeden pokój, pani porucznik, a ona – widać ją, gdy tylko otworzy się drzwi. Po zrobieniu tego odkrycia przerażony właściciel domu wybiegł na ulicę i zatrzymał nasz patrol. Natychmiast wróciłem z nim na miejsce zbrodni, stwierdziłem naocznie, że ofiara nie żyje, i złożyłem meldunek.
– Opuszczaliście swój posterunek? Choćby na krótko? Wreszcie się uspokoił i udało mu się skupić na niej wzrok.
– Nie, pani porucznik. Myślałem, że będę musiał, na chwilę. Pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji i trudno mi było się powstrzymać.
– Moim zdaniem świetnie sobie poradziliście, Prosky. – Z policyjnej torby, którą ze sobą przyniosła, wyjęła spray zabezpieczający i użyła go. – Wezwijcie lekarza sądowego i ekipę śledczą. Pokój trzeba dokładnie przeszukać, a ciało przewieźć do kostnicy.
– Tak jest, sir. Czy mam pozostać na posterunku?
– Do przybycia pierwszego zespołu. Potem możecie się odmeldować. – Skończywszy spryskiwać kozaki, popatrzyła na niego. – Jesteście żonaci, Prosky? – spytała wsuwając magnetofon do kieszeni koszuli.
– Nie, sir. Tak jakby zaręczony.
– Gdy złożycie już raport, poszukajcie swojej narzeczonej. Ci, którzy chodzą na kielicha, nie żyją tak długo jak ci, którzy szukają pocieszenia w miłości z jakąś miłą dziewczyną. Gdzie mogę znaleźć właściciela domu? – spytała przekręcając gałkę u drzwi.
– Jest na dole, w A jeden.
– Więc powiedzcie mu, żeby nie ruszał się stamtąd. Spiszę jego zeznania, kiedy tu skończę.
Weszła do środka, zamknęła drzwi. Ewa, która nie była już rekrutem, nie odczuła mdłości na widok podziurawionego ciała i obryzganych krwią zabawek.
Ale poczuła ból w sercu.
Potem ogarnął ją gniew, głuchy, gwałtowny gniew, gdy jej wzrok padł na staroświecką broń wciśniętą w ramiona misia.
To było jeszcze dziecko.
Była siódma wieczorem. Ewa wciąż przebywała poza domem. Przespała się z godzinę przy biurku, gdy komputer szukał informacji. Skoro sprawa Loli Starr nie była opatrzona Kodem Piątym, Ewa mogła swobodnie korzystać z banku danych Międzynarodowego Centrum Informacji o Przestępstwach Kryminalnych. Na razie MCIPK nie znalazło nic, co pasowałoby do tej sprawy.
Teraz Ewa, blada ze zmęczenia, sztucznie pobudzona sztuczną kofeiną, patrzyła na Feeneya.
– Dallas, ona była prostytutką.
– Tę pieprzoną licencję dostała zaledwie trzy miesiące temu. Na jej łóżku leżały lalki.
Nie mogła spokojnie o tym myśleć – o tych wszystkich głupich dziewczęcych rzeczach, w których musiała grzebać, kiedy żałosne ciało ofiary leżało na tanich, przeładowanych ozdobami poduszkach i lalkach. Rozwścieczona Ewa rzuciła na biurko jedno ze zdjęć zrobionych przez fotografa policyjnego.
– Z taką buzią powinna być maskotką szkolnej drużyny sportowej. A ona przyjmowała klientów i zbierała fotografie modnych apartamentów i jeszcze modniejszych strojów. Myślisz, że wiedziała, w co się pakuje?
– Nie sądzę, żeby przypuszczała, iż zostanie zabita – spokojnym głosem odparł Feeney. – Chcesz analizować psychikę prostytutek?
– Nie. – Jeszcze raz popatrzyła zmęczonym okiem na wydruk.
– Ale nie mogę się z tym pogodzić, Feeney. Taki dzieciak.
– Wiesz, jak to jest, Dallas.
– Niestety. – Zmusiła się, by odpowiedzieć ostrym tonem. – Sekcja zwłok powinna zostać przeprowadzona z samego rana, ale z moich oględzin wynika, że gdy ją znaleziono, nie żyła już od co najmniej dwudziestu czterech godzin. Zidentyfikowałeś broń?
– SIG dwa – dziesięć – prawdziwy rewolwerowy Rolls – Royce, z mniej więcej tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego, sprowadzony ze Szwecji. Z tłumikiem. Te stare tłumiki wystarczały tylko na dwa, trzy strzały. Potrzebował go, ponieważ mieszkanie ofiary nie było dźwiękoszczelne, tak jak apartament DeBlass.
– I nie dzwonił z niego, co oznacza, że nie chciał, by szybko ją znaleziono. Musiał jakoś się stamtąd wydostać – zadumała się. Pogrążona w myślach podniosła zabezpieczoną przez policję niewielką kartkę papieru.
DRUGA Z SZEŚCIU
– Co tydzień jedna – powiedziała cicho. – Jezus Maria, Feeney, nie daje nam dużo czasu.
– Przeglądam jej terminarze spotkań. O ósmej wieczorem poprzedniej nocy była umówiona z nowym klientem. Jeśli sekcja potwierdzi podaną przez ciebie godzinę zgonu, to mamy faceta.
– Feeney uśmiechnął słabo. – Nazywa się John Smith.
– Będziemy z nim mieli jeszcze większe kłopoty niż z bronią mordercy. – Przez chwilę masowała palcami czoło. – MCIPK odmówi szukania faceta, jeśli podamy takie nazwisko.
– Ciągle przeszukują dane – mruknął Feeney. Bronił MCIPK, do którego miał pewien sentyment.
– Niczego nie znajdą. Mamy podróżnika w czasie, Feeney. Parsknął.
– Historia jak z Mesa Verne'a.
– Zbrodnie zostały popełnione w dwudziestym pierwszym wieku
– powiedziała. – Rewolwery, wyjątkowa brutalność, ręcznie napisane, pozostawiane na miejscu zbrodni wiadomości. Więc może nasz zabójca jest jakimś historykiem albo przynajmniej interesuje się przeszłością. Kimś, kto chce, żeby teraz było tak jak dawniej.
– Mnóstwo ludzi uważa, że wszystko powinno być inaczej. Dlatego świat pełen jest buntowników.
Opuściła w zamyśleniu ręce.
– MCIPK nie pomoże nam dotrzeć do umysłu tego faceta. Czy to jeszcze ludzki umysł wymyśla takie zabawy? Co on robi, Feeney? Dlaczego on to robi?
– Zabija prostytutki.
– Dziwki zawsze były łatwym celem, począwszy od Kuby Rozpruwacza, prawda? To taka ryzykowna praca. Nawet teraz, gdy wszędzie zainstalowane są kamery, nadal zdarzają się klienci, którzy maltretują prostytutki, zabijają je.
– To należy do rzadkości – z zadumą w głosie rzekł Feeney.
– Czasami przy tych sadomasochistycznych praktykach kogoś za bardzo poniesie. Ale dziwki są w większości bezpieczniejsze od nauczycielek.