Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Oczy Elizabeth rozszerzyły się ze zdumienia, po czym niemal natychmiast uspokoiły się.

– Doszłabym do wniosku, że pani rozumowanie idzie w wyjątkowo złym kierunku.

– Ponieważ Roarke nie byłby w stanie popełnić morderstwa?

– Tego bym nie powiedziała. – Odczuła ulgę, że choć przez chwilę może rozważać to obiektywnie. – Ale nie byłby w stanie popełnić tak bezsensownego czynu. Mógłby zabić z zimną krwią, lecz nigdy nie podniósłby ręki na osobę bezbronną. Mógłby zabić, nie zdziwiłabym się, gdyby zabił. Lecz czy komukolwiek zrobiłby to, co zrobiono Sharon – przed, podczas, po? Nie, nie Roarke.

– Nie – powtórzył jak echo Richard, znowu szukając dłonią ręki żony. – Nie Roarke.

Nie Roarke, pomyślała Ewa, jadąc taksówką w kierunku stacji metra. Dlaczego nie powiedział jej, że umówił się z Sharon na prośbę jej matki? Czego jeszcze jej nie powiedział?

Szantaż. Jakoś nie widziała go jako ofiary szantażu. Nie dba o to, co o nim mówią albo piszą. Ale pamiętnik wszystko zmieniał i czynił z szantażu nowy intrygujący motyw.

Tylko co Sharon tam napisała i gdzie są te przeklęte pamiętniki?

9

Bez trudu wykołowałem tego faceta, który mnie śledził – powiedział Feeney, pakując sobie do ust to, co w stołówce policyjnej uznawano za śniadanie. – Widzę, że mnie namierzył. Rozgląda się dokoła, szukając wzrokiem ciebie, ale jest straszny ścisk. Więc wsiadam do tego pieprzonego samolotu. – Feeney bez skrzywienia popił napromienione jajka kawą zbożową. – On także wsiada, ale zajmuje miejsce w pierwszej klasie. Kiedy wysiadamy, czeka i dopiero wtedy się domyśla, że ciebie tam nie ma. – Dźgnął Ewę widelcem. – Wścieka się, natychmiast do kogoś dzwoni. Więc postanawiam go śledzić i jadę za nim do hotelu Regent. Tam nie chcą puścić pary z gęby. Wystarczy błysnąć odznaką, a wszyscy się obrażają.

– Ale ty wyjaśniłeś im uprzejmie, że powinni spełnić swój obywatelski obowiązek.

– Zgadza się. – Feeney wepchnął pusty talerz do utylizatora, zgniótł pusty kubek w ręce i też wrzucił go do otworu. – Wykonał parę telefonów – jeden do Wschodniego Waszyngtonu, drugi do Virginii. Potem odbył rozmowę miejscową – z szefem policji.

– Cholera jasna.

– Taak. Nie ulega wątpliwości, że Simpson przyciska guziki dla DeBlassa. Ciekawe, które.

Zanim Ewa zdążyła to skomentować, zabrzęczał jej komunikator. Wyciągnęła go i odpowiedziała na wezwanie od swojego dowódcy.

– Dallas, masz być na badaniach. Za dwadzieścia minut.

– Sir, o dziewiątej jestem umówiona ze swoim kapusiem od sprawy Colby'ego.

– Przełóż to. – Odparł stanowczym tonem. – Za dwadzieścia minut. Ewa odłożyła wolno komunikator.

– Chyba znamy już jeden z guzików.

– Wygląda na to, że DeBlass osobiście się tobą interesuje. – Feeney przyjrzał się jej twarzy. – Nie było takiego gliny w policji, który nie gardziłby testami. – Wytrzymasz to?

– Jasne. Będę tu uwiązana przez większość dnia. Feeney, wyświadcz mi przysługę. Przejedź się po bankach na Manhattanie. Muszę wiedzieć, czy Sharon DeBlass miała gdzieś skrytkę depozytową. Jeśli nic nie znajdziesz, szukaj w innych dzielnicach.

– Masz to załatwione.

Sekcja, w której przeprowadzano testy, była oddzielona długimi korytarzami; niektóre z nich były przeszklone, inne miały ściany pomalowane na jasnozielony kolor, który ponoć działa uspokajająco. Lekarze i technicy byli ubrani na biało. Kolor symbolizujący niewinność i, oczywiście, władzę. Kiedy przeszła przez kilkoro drzwi ze szkła zbrojonego, komputer rozkazał jej uprzejmie, żeby oddała broń. Ewa wyjęła ją z pochwy, położyła na tacy i zobaczyła, jak wysuwa się z pokoju.

Bez broni poczuła się naga, jeszcze zanim skierowano ją do Pokoju Badań l – C i powiedziano, żeby się rozebrała.

Położyła ubranie na przeznaczonej do tego ławce i spróbowała nie myśleć o technikach, którzy obserwują ją na swoich monitorach, ani o nieprzyjemnie cichych maszynach z błyskającymi bezosobowo światłami.

Badanie lekarskie było proste. Musiała tylko stać na środku pokoju w kształcie tuby i patrzeć, jak błyskają światła, podczas gdy sprawdzano, czy jej wewnętrzne organy i kości nie uległy jakiemuś uszkodzeniu.

Potem pozwolono jej włożyć niebieski kombinezon i usiąść; tymczasem maszyna przechyliła się, by sprawdzić jej oczy i uszy. Inne urządzenie, które wysunęło się ze ściany, przeprowadziło standardowy test na refleks. Jedynym człowiekiem, z jakim miała kontakt, był technik, który wszedł, by pobrać krew.

Proszę otworzyć drzwi z napisem Badanie 2 – C. Faza pierwsza jest zakończona, Dallas, porucznik, Ewa.

W przyległym pokoju poinstruowano ją, że ma położyć się na wyściełanym stole, gdzie zostanie przeprowadzone badanie mózgu. Nie chcą, żeby jakiś glina z guzem mózgu rozwalał cywilów, pomyślała ze znużeniem.

Obserwowała techników przez szklaną szybę, podczas gdy hełm wsuwał się jej na głowę.

Potem rozpoczęły się gry.

Ławka została ustawiona w pozycji siedzącej i Ewę poddano testowi w rzeczywistości wirtualnej. Siedziała w jakimś pojeździe podczas szaleńczego pościgu. Dźwięki eksplodowały jej w uszach: wycie syren, wydawane podniesionym głosem sprzeczne rozkazy płynęły z komunikatora na tablicy rozdzielczej. Widziała, że jest to typowa policyjna jednostka, w pełnym składzie. Jej zadaniem było prowadzenie pojazdu, więc musiała zbaczać z trasy i umiejętnie manewrować, by nie rozjechać przechodniów, których co chwila stawiano jej na drodze.

Jedną częścią mózgu zdawała sobie sprawę, że reakcje jej organizmu są kontrolowane: ciśnienie krwi, puls, nawet ilość potu lejącego się po skórze oraz śliny napływającej do ust. Było gorąco, nieznośnie gorąco. Ledwo uniknęła zderzenia z ciężarówką przewożącą żywność, która wjechała z turkotem na jej pas.

Zorientowała się, gdzie jest. Obok starych portów po wschodniej stronie. Czuła je: wodę, zepsute ryby i wielodniowy pot. Przyjezdni noszący swe niebieskie kombinezony robocze szukali jałmużny albo pracy na jeden dzień. Przemknęła obok nich, usiłując zająć jak najdogodniejszą pozycję na ekranie.

Osobnik uzbrojony. Miotacz płomieni, granat ręczny. Poszukiwany za kradzież i zabójstwo.

Świetnie, pomyślała Ewa, przechylając się za nim. Świetnie, jak cholera. Przycisnęła gaz, skręciła z całej siły kierownicę i otarła się o zderzak ściganego pojazdu, tak że aż poszły iskry. Płomień przeleciał z szumem koło jej ucha, gdy mężczyzna do niej strzelił. Właściciel portowej restauracyjki skulił się ze strachu i natychmiast kilku klientów poszło w jego ślady. Makaron ryżowy poleciał w powietrze, a wraz z nim stek przekleństw.

Znowu uderzyła w cel.

Tym razem ścigany pojazd zatrząsł się i przechylił. Gdy mężczyzna starał się odzyskać panowanie nad kierownicą, Ewa zajechała mu drogę. Wyskakując z wozu, podała głośno swoje nazwisko, stopień oraz ostrzegła bandytę przed grożącymi mu konsekwencjami. Mężczyzna wysiadł, miotając przekleństwa. I wtedy go ogłuszyła.

Uderzenie poraziło jego system nerwowy. Patrzyła, jak podskakuje, oblewa się potem i upada.

Ledwo zdążyła zaczerpnąć oddechu, by przygotować się do zmiany sceny, a ci pieprzeni technicy już ją wsadzili w zupełnie nową sytuację. Krzyki, krzyki małej dziewczynki; wściekły ryk mężczyzny, który jest jej ojcem.

Zrekonstruowali to niemal perfekcyjnie, opierając się na jej raporcie oraz zdjęciach z miejsca zdarzenia, i teraz widziała na ekranie odzwierciedlenie swych wspomnień.

Ewa nawet nie próbowała obrzucić ich przekleństwami; stłumiła w sobie nienawiść, smutek i puściła się biegiem na górę, w sam środek koszmaru.

Nie słyszała już krzyków małej dziewczynki. Walnęła w drzwi, wykrzyknęła swe nazwisko oraz stopień. Ostrzegła mężczyznę stojącego po drugiej stronie drzwi przed grożącymi mu konsekwencjami, próbowała go uspokoić.

– Pizdy. Wszystkie jesteście pizdami. Wejdź ty jebana dziwko! Zabiję cię!

29
{"b":"107140","o":1}