– Takie były błędy, i to ja je popełniłam. Richard też nie jest bez winy, choć kochał ją nie mniej ode mnie. Kiedy Sharon przeniosła się do Nowego Jorku, robiliśmy wszystko, by wróciła. Richard ją błagał. Ja straszyłam. I odepchnęłam ją od siebie, pani porucznik. Powiedziała mi, że jej nie rozumiem – nigdy nie rozumiałam, nigdy nie zrozumiem – i że widziałam tylko to, co chciałam widzieć, chyba że chodziło o sprawy zawodowe; ale byłam ślepa na to, co działo się w moim własnym domu.
– Co chciała przez to powiedzieć?
– Chyba to, że byłam lepszym prawnikiem niż matką. Gdy odeszła, poczułam się zraniona, zła. Odsunęłam się od niej, pewna, że do mnie przyjdzie. Nie przyszła, oczywiście.
Przerwała na chwilę; żal wezbrał w jej sercu.
– Richard pojechał ją odwiedzić raz czy dwa, ale to nic nie dało, tylko się zdenerwował. Daliśmy sobie z tym spokój, daliśmy jej spokój. Aż do niedawna, kiedy poczułam, że powinniśmy podjąć jeszcze jedną próbę.
– Dlaczego?
– Minęło parę lat – mruknęła Elizabeth. – Miałam nadzieję, że zmęczył ją taki styl życia, że może zaczęła żałować swej decyzji. Mniej więcej rok temu pojechałam się z nią spotkać. Ale gdy próbowałam ją przekonać, by wróciła do domu, ona tylko się złościła, broniła, a potem zaczęła mnie obrażać. Richard, choć stracił już nadzieję, zaproponował, że pojedzie i porozmawia z nią. Lecz nie chciała się z nim zobaczyć. Nawet Catherine próbowała – mruknęła i z roztargnieniem potarła bolące miejsce między oczami. – Widziała się z Sharon zaledwie parę tygodni temu.
– Członkini Kongresu Stanów Zjednoczonych pojechała do Nowego Jorku, by spotkać się z Sharon?
– Niezupełnie. Catherine zbierała tam pieniądze i zaproponowała, że zobaczy się z Sharon i spróbuje z nią porozmawiać. – Elizabeth zacisnęła usta. – Prosiłam ją o to. Widzi pani, kiedy starałam się naprawić stosunki z Sharon, nie wykazała tym najmniejszego zainteresowania. Straciłam ją – powiedziała cicho Elizabeth – i zbyt późno wyciągnęłam rękę do zgody. Nie wiedziałam co robić, by ją odzyskać. Miałam nadzieję, że Catherine mi pomoże, bo należała do rodziny, a nie była matką Sharon. – Znowu popatrzyła na Ewę. – Zapewne pani uważa, że powinnam była jeszcze raz do niej pojechać. To był mój obowiązek.
– Pani Barrister…
Lecz Elizabeth potrząsnęła głową.
– Ma pani rację, oczywiście. Ale ona nie chciała mi zaufać. Uważałam, że powinnam szanować jej prywatność, tak jak zawsze do tej pory. Nie byłam jedną z tych matek, które czytają po kryjomu pamiętnik córki.
– Pamiętnik? – Ewa nastawiła uszu. – Prowadziła pamiętnik?
– Nawet kiedy była dzieckiem. Regularnie zmieniała w nim hasło.
– I jako osoba dorosła?
– Tak. Ciągle do niego nawiązywała. Żartowała, że powierza mu najskrytsze tajemnice i że ludzie przeraziliby się, gdyby wiedzieli, co o nich napisała.
W spisie jej rzeczy nie było żadnego pamiętnika, przypomniała sobie Ewa. Tego typu rzeczy mogą być tak małe jak kobiecy kciuk. Jeśli funkcjonariusze przeszukujący mieszkanie nie zauważyli go za pierwszym razem…
– Ma pani któryś z nich?
– Nie. – Elizabeth spojrzała z uwagą na Ewę. – Chyba oddała je do depozytu. Wszystkie.
– Czy skorzystała z usług miejscowego banku w Virginii?
– Nic o tym nie wiem. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć w tej sprawie. Mogę przejrzeć rzeczy, które tu zostawiła.
– Będę zobowiązana. Jeśli coś sobie pani przypomni – obojętnie co – nazwisko, luźno rzuconą uwagę, proszę skontaktować się ze mną.
– Oczywiście. Nigdy nie mówiła o swoich przyjaciołach, pani porucznik. Martwiłam się tym, mając jednocześnie nadzieję, że skoro ich nie ma, to może chętniej wróci do domu. Porzuci życie, które sobie wybrała. Wykorzystałam nawet jednego z moich przyjaciół, myśląc, że może on ją przekona szybciej niż ja.
– Kto to był?
– Roarke. – Elizabeth znowu stłumiła łzy, które napłynęły jej do oczu. – Na parę dni przed jej śmiercią zadzwoniłam do niego. Znamy się od lat. Zapytałam, czy może postarać się dla niej o zaproszenie na pewne przyjęcie, na które, jak wiedziałam, sam się wybierał. Opierał się. Roarke nie jest typem człowieka, który chciałby się wtrącać w sprawy rodzinne. Ale powołałam się na naszą przyjaźń. Gdyby tylko znalazł sposób, żeby się z nią zaprzyjaźnić, pokazać jej, że atrakcyjna kobieta nie musi wykorzystywać swego ciała, by wzbudzić zainteresowanie mężczyzny… Zrobił to dla mnie i dla mojego męża.
– Prosiła go pani, by rozwinął tę znajomość? – spytała ostrożnie Ewa.
– Prosiłam go, by został jej przyjacielem – poprawiła ją Elizabeth.
– By był przy niej. Prosiłam go o to, bo do nikogo nie mam takiego zaufania jak do niego. Odcięła się od nas wszystkich, a ja potrzebowałam kogoś, komu mogłabym zaufać. Wie pani, on nigdy by jej nie skrzywdził. Nigdy nie skrzywdziłby nikogo, kogo kocham.
– Ponieważ panią kocha?
– Ponieważ dba o nią. – Richard DeBlass odezwał się z progu.
– Roarke bardzo dba o Beth i o mnie. Ale kocha? Nie jestem pewien, czy chciałby się narażać na tak niepewne uczucie.
– Richardzie. – Elizabeth wstała, z trudem panując nad sobą.
– Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie.
– Już prawie skończyliśmy. – Podszedł do niej i zamknął jej ręce w swoich dłoniach. – Powinnaś była mnie zawołać, Beth.
– Nie zrobiłam tego, bo… – Przerwała patrząc na niego bezradnie.
– Miałam nadzieję, że sama dam sobie radę.
– Nie musisz z niczym dawać sobie rady sama. – Nie puszczając rąk żony, zwrócił się do Ewy. – Pani porucznik Dallas?
– Tak, panie DeBlass. Miałam parę pytań i pomyślałam, że łatwiej będzie zadać je osobiście.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by pani pomóc. – Pozostał w pozycji stojącej, co Ewa oceniła jako chęć okazania siły i zachowania dystansu.
W mężczyźnie, który stał obok Elizabeth, nie było nic z jej nerwowości czy wrażliwości. Czuł się odpowiedzialny za żonę, doszła do wniosku Ewa, chronił ją i panował nad swoimi emocjami.
– Pytała pani o Roarke'a – kontynuował. – Mogę wiedzieć dlaczego?
– Powiedziałam pani porucznik, że poprosiłam go, by spotkał się z Sharon. By spróbował…
– Och, Beth. – Potrząsnął głową wolnym ruchem, w którym kryło się zarówno zmęczenie, jak i rezygnacja. – Co mógł zrobić? Po co go w to wplątałaś?
Odsunęła się od niego, a na jej twarzy odmalowała się taka rozpacz, że Ewie serce ścisnęło się z bólu.
– Powiedziałeś mi, żebym dała sobie spokój, że musimy pozwolić jej odejść. Ale musiałam podjąć jeszcze jedną próbę. Może związałaby się z nim, Richardzie. On był moją nadzieją. – Zaczęła mówić szybko, słowa wylatywały jej z ust, mieszały się ze sobą. – Może by jej pomógł, gdybym wcześniej go o to poprosiła. Dysponując odpowiednią ilością czasu prawie wszystko potrafi załatwić. Ale miał za mało czasu. Tak samo jak moje dziecko.
– Już dobrze – mruknął Richard, kładąc jej rękę na ramieniu. – Już dobrze.
Znowu zapanowała nad sobą, cofnęła się, skurczyła ramiona.
– Teraz mogę się już tylko modlić o sprawiedliwość, pani porucznik.
– Dopilnuję, żeby sprawiedliwości stało się zadość, pani Barrister. Zamknęła oczy, trzymając się kurczowo tej myśli.
– Sądzę, że tak. Nie byłam tego pewna nawet wtedy, gdy Roarke opowiedział mi przez telefon o pani.
– Zadzwonił, żeby porozmawiać o sprawie?
– Zadzwonił, żeby się dowiedzieć, jak się miewamy, i powiedzieć mi, że jego zdaniem wkrótce pani przyjedzie, żeby osobiście ze mną porozmawiać. – Niemal się uśmiechnęła. – Rzadko się myli. Powiedział, że uznam panią za osobę kompetentną, dobrze zorganizowaną i zaangażowaną w sprawę. I miał rację. Cieszę się, że miałam okazję osobiście się o tym przekonać i dowiedzieć się, że to pani kieruje śledztwem w sprawie morderstwa mojej córki.
– Pani Barrister. – Ewa wahała się tylko przez chwilę, zanim postanowiła zaryzykować. – A gdybym pani powiedziała, że Roarke jest jednym z podejrzanych?