Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Zabiłeś Lolę Starr i Georgie Castle. Zabiłeś je, by zakamuflować pierwsze morderstwo.

– Tak. Lecz w przeciwieństwie do senatora, dobrze się bawiłem. Od początku do końca. Nie miałem trudności z wyborem ofiar, ustaleniem ich nazwisk, miejsca zamieszkania.

W tej chwili trochę trudno jej było cieszyć się z faktu, że ona miała rację, a komputer się mylił. W końcu było dwóch morderców.

– Nie znałeś ich? Nawet ich nie znałeś?

– Myślałaś, że powinienem je znać? – Zaśmiał się z tego. – Ich nazwiska nie miały znaczenia. Liczył się tylko ich zawód. Kurwy obrażają mnie. Kobiety, które rozkładają nogi po to, by osłabić mężczyznę, obrażają mnie. Pani mnie obraża, pani porucznik.

– Po co te dyskietki? – Gdzie, do diabła, jest Feeney? Dlaczego oddział specjalny nie wyłamał jeszcze drzwi? – Po co przysyłałeś mi dyskietki?

– Lubiłem patrzeć, jak się rzucasz, niczym mysz szukająca sera

– kobieta, która wierzyła, że potrafi myśleć jak mężczyzna. Podsunąłem ci Roarke'a, ale pozwoliłaś, by wszedł ci na głowę. To takie typowe. Rozczarowałaś mnie, Kierowałaś się emocjami, pani porucznik: i w przypadku zabójstw, i w przypadku tej małej dziewczynki, której nie zdołałaś uratować. Lecz miałaś szczęście, które wkrótce przestanie ci dopisywać.

Przesunął się w bok, obok komody, gdzie czekała kamera. Włączył ją.

– Rozbierz się.

– Możesz mnie zabić – powiedziała czując, że żołądek podchodzi jej do gardła. – Ale mnie nie zgwałcisz.

– Zrobisz dokładnie to, co chcę, żebyś zrobiła. One zawsze to robią. – Opuścił rewolwer i wycelował go w środek jej ciała.

– Tamtym najpierw strzelałem w głowę. Natychmiastowa śmierć, prawdopodobnie bezbolesna. Masz pojęcie, jakie katusze byś cierpiała z ołowianą kulą w brzuchu? Błagałabyś mnie, żebym cię zabił.

Oczy mu rozbłysły.

– Rozbieraj się.

Ewa opuściła ręce. Mogła znieść ból, ale nie mogła dopuścić, by spełnił się jej koszmarny sen. Żadne z nich nie zauważyło kota, który wszedł do pokoju.

– Twój wybór, pani porucznik – rzekł Rockman.

Nagle drgnął, gdy kot prześlizgnął się między jego nogami. Ewa skoczyła do przodu i całym ciałem popchnęła go na ścianę.

20

Feeney zatrzymał się w drodze ze stołówki, trzymając w ręce na wpół zjedzonego hamburgera z soi. Pomarudził chwilę przy automacie z kawą, plotkując z dwoma innymi glinami o szczegółach niedawnej kradzieży. Opowiadali sobie różne historyjki i Feeney postanowił wypić jeszcze jeden kubek kawy, zanim przerwie te pogaduszki.

Mało brakowało, a minąłby własne biuro pogrążony w marzeniach o wieczorze przed telewizorem i dobrym zimnym piwie szumiącym w głowie. Jeżeli będzie miał trochę szczęścia, jego żona może do tego czasu nie zaśnie i da się namówić na pieszczoty.

Ale przyzwyczajenie wzięło górę. Wszedł do środka, aby upewnić się, że jego komputer jest zabezpieczony na noc. I usłyszał głos Ewy.

– Hej, Dallas, ty ciągle… – Przerwał widząc pusty gabinet.

– Za dużo pracujesz – mruknął. I wtedy usłyszał jej głos po raz drugi.

– Byłeś z nim. Byłeś z nim tej nocy, kiedy zabił Sharon. O mój Boże! – przeraził się.

Niewiele widział na ekranie: plecy Ewy, bok łóżka. Rockman był niewidoczny, ale jego głos brzmiał wyraźnie. Feeney modlił się, gdy dzwonił do oficera dyżurnego.

Ewa usłyszała zaniepokojony pisk kota, kiedy nadepnęła mu na ogon, usłyszała także stuknięcie, gdy broń uderzyła o podłogę. Rockman górował nad nią wzrostem i wagą. I zbyt szybko doszedł do siebie po jej uderzeniu. Udowodnił, że przeszedł szkolenie wojskowe.

Walczyła wściekle, nie będąc w stanie ograniczyć się do precyzyjnego, obojętnego zadawania ciosów. Gryzła i drapała.

Gdy z całej siły uderzył ją w żebra, zabrakło jej tchu. Wiedziała, że upada, i zrobiła wszystko, żeby pociągnąć go za sobą. Uderzyli mocno w podłogę i mimo że błyskawicznie się przetoczyła, znalazł się na niej.

Zobaczyła gwiazdy, kiedy wyrżnęła głową w podłogę.

Dusił ją. Sięgnęła mu do oczu, chybiła, rozorała mu policzki, tak że zawył z bólu. Gdyby drugą ręką uderzył ją w twarz, mogłaby stracić przytomność, ale on skupił uwagę na chwyceniu broni. Podbiła mu łokieć, zmuszając go do puszczenia jej gardła, do rozluźnienia uścisku. Ciężko łapiąc powietrze, rzuciła się w kierunku rewolweru.

On dopadł go pierwszy.

Roarke z paczką pod pachą wszedł do hallu budynku, w którym mieszkała Ewa. Myśl, że przyjechała do niego, sprawiła mu przyjemność. Chciał, żeby nadal to robiła. Pomyślał teraz, że kiedy sprawa będzie zamknięta, może uda mu się namówić ją na kilka dni przerwy w pracy. We wschodnich Indiach miał wyspę, która na pewno by się jej spodobała.

Przycisnął guzik intercomu i uśmiechnął się, wyobrażając sobie, jak pływają nadzy w czystej niebieskiej wodzie i kochają się w gorących promieniach słońca, zostawiając całe to piekło za sobą.

– Zabieraj się stąd, do cholery. – Feeney wparował do środka, prowadząc za sobą dwunastu mundurowych. – To sprawa policji.

– Ewa! – Roarke z pobladłą twarzą wepchnął się do windy. Feeney zignorował go i warknął do komunikatora.

– Zabezpieczyć wszystkie wyjścia. Niech ci pieprzeni snajperzy będą w pogotowiu.

Roarke bezradnie opuścił ręce.

– DeBlass?

– Rockman – poprawił go Feeney. – On ją ma. Trzymaj się od tego z daleka, Roarke, dobra?

– Gówno, nie dobra.

Feeney zmierzył go wzrokiem. W żadnym wypadku nie poświęci swoich ludzi do pilnowania tego cywila. A miał przeczucie, że ten facet, podobnie jak on, dla Ewy jest gotów na wszystko.

– Więc rób, co ci mówię.

Kiedy drzwi windy otworzyły się, usłyszeli wystrzał. Roarke wyprzedzał Feeneya o dwa kroki, kiedy dopadł do drzwi mieszkania Ewy. Zaklął i cofnął się. Uderzyli w nie jednocześnie.

Sparaliżował ją ból. Potem zapomniała o nim, ogarnięta wściekłością. Zacisnęła palce na nadgarstku ręki, w której trzymał broń, i wbiła mu paznokcie w ciało. Twarz Rockmana była blisko jej twarzy, swym ciałem przyszpilił ją do podłogi w obscenicznej parodii sceny miłosnej. Jego nadgarstek był śliski od krwi w miejscu, gdzie rozorały go jej paznokcie. Zaklęła, kiedy oswobodził rękę i uśmiechnął się.

– Walczysz jak kobieta. – Odrzucił włosy z czoła i krew z zadrapanego policzka spływała czerwoną smugą. – Zgwałcę cię. Zanim cię zabiję, zrozumiesz, że nie jesteś lepsza od zwykłej dziwki.

Podniecony zwycięstwem, zerwał z niej bluzkę.

Uśmiech zniknął mu z twarzy, kiedy władowała mu pięść do ust. Krew spryskała ją niczym ciepły deszcz. Uderzyła go jeszcze raz, usłyszała chrzęst, gdy złamała mu nos, z którego trysnęła fontanna krwi. Przesunęła się szybko jak wąż.

I znowu wymierzyła mu cios łokciem w szczękę, knykciami przejechała mu po twarzy, wrzeszcząc i przeklinając, jakby jej słowa miały dosięgnąć go tak samo jak pięści.

Nie słyszała walenia w drzwi ani hałasu, jaki zrobiły wypadając z framugi. Ogarnięta wściekłością przewróciła Rockmana na plecy, usiadła na nim okrakiem i zaciekle biła go pięściami po twarzy.

– Ewo! Dobry Boże!

Dopiero Roarke i Feeney wspólnymi siłami zdołali ją odciągnąć. Walczyła wydając chrapliwe odgłosy, dopóki Roarke nie przycisnął jej głowy do swej piersi.

– Przestań. To już koniec. Już po wszystkim.

– Chciał mnie zabić. Zabił Lolę i Georgie. Chciał mnie zabić, ale najpierw zgwałcić. – Odsunęła się, otarła krew i pot z twarzy. – Tu właśnie popełnił błąd.

– Usiądź. – Jego ręce drżały i były śliskie od krwi, kiedy posadził ją na łóżku. – Musi cię boleć.

– Jeszcze nie boli. Zacznie za chwilę. – Odetchnęła głęboko. Jest gliną, cholera jasna, przypomniała sobie. Jest gliną i będzie zachowywała się jak glina. – Widziałeś, co się dzieje – powiedziała do Feeneya.

– Tak. – Wyjął chusteczkę, żeby zetrzeć pot z twarzy.

– Więc dlaczego to tak długo trwało? – Udało się jej uśmiechnąć, co prawda dość ponuro. – Wyglądasz na trochę zmartwionego, Feeney.

67
{"b":"107140","o":1}