Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Sprawdź, czy możesz się dostać do pliku z nazwiskami jej klientów. – Ewa podeszła do komody i zaczęła przeglądać uważnie szuflady.

Kosztowny gust, pomyślała. Znalazła parę rzeczy z czystego jedwabiu tak wysokiej klasy, że żadne podrabiane tkaniny nie mogłyby mu dorównać. Stojące na komódce perfumy były ekskluzywne i pachniały jak kosztowny seks.

W szufladach panował wzorowy porządek, bielizna była starannie złożona, swetry poukładane w zależności od koloru i grubości. Szafa wyglądała podobnie.

Nie ulegało wątpliwości, że ofiara kochała stroje, miała pociąg do tego, co najlepsze, i że bardzo dbała o swoją garderobę.

A umarła nago.

– Prowadziła dokładne zapiski! – krzyknął Feeney. – Wszystko tu jest. Lista jej klientów, spotkań – włącznie z wymaganymi comiesięcznymi badaniami lekarskimi i cotygodniowymi wizytami w salonie piękności. Pierwsze załatwiała w Trident Glinie, drugie w Paradise.

– Obie są na topie. Mam koleżankę, która od roku oszczędza, żeby móc spędzić jeden dzień w Paradise. Niech zakosztuje tam wszystkich przyjemności.

– Siostra mojej żony udała się tam z okazji swoich dwudziestych piątych urodzin. Kosztowało to więcej niż ślub mojego dzieciaka. Coś podobnego, mamy jej prywatny notes z adresami.

– Świetnie. Skopiuj to wszystko, dobrze, Feeney? – Słysząc jego cichy gwizd, zerknęła przez ramię i ujrzała miniaturowy komputer o pozłacanych brzegach. – Co?

– Mamy tu nazwiska wielu wpływowych ludzi. Polityka, rozrywka, pieniądze, pieniądze, pieniądze. Ciekawe, nasza dziewczyna ma prywatny numer Roarke'a.

– Jakiego Roarke'a?

– Po prostu Roarke'a, z tego, co wiem. Niesamowicie nadziany facet. To jeden z tych, którzy potrafią zamienić gówno w sztabki złota. Dallas, powinnaś czytać nie tylko rubrykę sportową.

– No wiesz, czytam nagłówki. Słyszałeś o tej historii z cocker spanielami?

– Roarke ciągle jest na pierwszych stronach gazet – wyjaśnił cierpliwie Feeney. – Jest właścicielem jednej z największych na świecie kolekcji sztuki. Zbiera dzieła sztuki i antyki – kontynuował, widząc, że Ewa przysłuchuje mu się z zainteresowaniem. – Ma pozwolenie na kolekcjonowanie broni. Krążą plotki, że potrafi się nią posługiwać.

– Złożę mu wizytę.

– Będziesz miała szczęście, jeśli zbliżysz się do niego na milę.

– Czuję, że będę je miała. – Ewa podeszła do łóżka i wsunęła ręce pod materac.

– Ten człowiek ma wpływowych przyjaciół, Dallas. Nie możesz sobie pozwolić na najmniejszą wzmiankę o jego związku z tą sprawą, dopóki nie będziesz miała jakichś konkretnych dowodów.

– Feeney, wiesz, że niepotrzebnie mi o tym mówisz. – W chwili gdy zaczęła się uśmiechać, jej palce dotknęły czegoś, co leżało między zimnym ciałem a zakrwawionymi prześcieradłami. – Coś jest pod nią. – Ewa uniosła ostrożnie ramię martwej kobiety i wsunęła głębiej rękę.

– Papier – mruknęła. – Wodoszczelny.

Natłuszczonym kciukiem starła z kartki plamę krwi i przeczytała:

PIERWSZA Z SZEŚCIU

– Wygląda na pismo ręczne – powiedziała podając list Feeneyowi. – Nasz chłoptaś jest wyjątkowo inteligentny i niezwykle pewny siebie. I to jeszcze nie koniec.

Przez resztę dnia Ewa robiła to, co w normalnych okolicznościach zostałoby zlecone innym funkcjonariuszom. Przesłuchała osobiście sąsiadów ofiary, spisując zeznania, wrażenia.

Udało jej się kupić w przelocie kanapkę od tego samego ulicznego sprzedawcy, którego o mały włos nie rozjechała, kiedy parę godzin wcześniej mknęła przez miasto. Po nocy i poranku, jakie miała za sobą, nie dziwiła się, że recepcjonistka z Paradise patrzyła na nią tak, jakby Ewa przed chwilą wstała z trumny.

Wodospady szumiały harmonijnie wśród wspaniałej roślinności zdobiącej salę recepcyjną najbardziej eksluzywnego salonu piękności w mieście. Klientom siedzącym w niedbałych pozach na wygodnych kanapach i fotelach podawano czarną kawę w malutkich filiżankach oraz gazowaną wodę albo szampana w wąskich szklaneczkach. Słuchawki na uszach i dyski z magazynami mody dopełniały przyjemności. Recepcjonistka miała wspaniały biust, który był najlepszą reklamą umiejętności chirurgów plastycznych pracujących w salonie. Dziewczyna ubrana była w krótki wygodny strój w kolorze służbowej czerwieni i miała niesamowitą fryzurę – jej czarne jak heban włosy były poskręcane niczym węże.

Ewa była zachwycona.

– Przykro mi – powiedziała kobieta starannie modulowanym, pozbawionym wyrazu głosem, przypominającym głos. komputera. Przyjmujemy tylko na zapisy.

– W porządku. – Uśmiechnęła się i niemal z żalem zmusiła recepcjonistkę do porzucenia tego lekceważącego tonu. Niemal. – To powinno wystarczyć. – Pokazała swoją odznakę. – Kto zajmuje się Sharon DeBlass? Recepcjonistka rozejrzała się po sali z przerażeniem.

– Potrzeby naszych klientów otoczone są ścisłą tajemnicą.

– Z pewnością. – Nieźle się bawiąc całą tą sytuacją, Ewa oparła się po przyjacielsku o wycięty w kształcie litery U blat. – Mogę rozmawiać miło i cicho, tak jak teraz, rozumiemy się, Denise? – Błyskawicznie opuściła wzrok na identyfikator przypięty dyskretnie na piersi dziewczyny. – Albo mogę mówić głośno, żeby wszyscy mnie słyszeli. Jeśli ta pierwsza propozycja bardziej ci się podoba, to zaprowadź mnie do miłego cichego pokoju, w którym nie będziemy przeszkadzały żadnej z twoich klientek, i przyślij mi operatora Sharon DeBlass. Czy jak go tam nazywacie.

– Konsultanta – słabym głosem rzekła Denise. – Proszę pójść za mną.

– Z przyjemnością.

I rzeczywiście była to przyjemność.

Tylko w kinie i na kasetach video Ewa widziała taki przepych. Dywan przypominał czerwoną poduszkę, W której z błogością zanurzało się stopy. Z sufitu zwisały kryształowe krople, które rzucały wirujące krążki światła. Powietrze pachniało świeżością i zadbanymi ciałami.

Nie mogła sobie wyobrazić, że spędza tu cały dzień, pozwalając, by ją smarowano kremami, natłuszczano oliwkami, masowano i poprawiano mankamenty figury, ale gdyby z próżności zdecydowała się to zrobić, to tracenie czasu w tak luksusowych warunkach byłoby z pewnością ciekawym doświadczeniem.

Recepcjonistka wprowadziła ją do małego pokoju, w którym na jednej ze ścian widniał hologram przedstawiający zieloną łąkę. Cichy śpiew ptaków i szum wiatru rozbrzmiewał słodko w powietrzu.

– Zechce pani tu poczekać.

– Nie ma problemu. – Ewa zaczekała, aż drzwi się zamkną, po czym opadła na niesłychanie wygodny fotel. Gdy tylko usiadła, stojący z boku monitor włączył się i pojawiła się na nim uśmiechnięta twarz droida.

– Dzień dobry. Witamy w Paradise. Pani uroda i dobre samopoczucie są naszą jedyną troską. Czy czekając na swego konsultanta miałaby pani ochotę czegoś się napić?

– Jasne. Kawy, czarnej kawy.

– Oczywiście. Jaką pani preferuje? Proszę wcisnąć przycisk C na pani klawiaturze, to zapozna się pani z wszystkimi propozycjami.

Tłumiąc chichot, Ewa wypełniła polecenie. Przez następne dwie minuty analizowała wszystkie możliwości, po czym zawęziła wybór do Riwiery Francuskiej i Kremu Karaibskiego,

Drzwi otworzyły się, zanim zdążyła podjąć decyzję. Wstała zrezygnowana i stanęła twarzą w twarz z wyszukanie ubranym Straszydłem.

Na niebieskofioletową koszulę i śliwkowe spodnie nałożył długi rozpięty kitel w obowiązującym w Paradise czerwonym kolorze. Jego włosy, zaczesane do tyłu i odsłaniające nieprzyjemnie szczupłą twarz, przypominały odcieniem spodnie, które nosił. Uścisnął lekko rękę Ewy i popatrzył na nią łagodnym wzrokiem.. – Bardzo mi przykro, pani oficer. Czuję się zakłopotany.

– Potrzebuję informacji o Sharon DeBlass, – Po raz drugi Ewa, wyjęła odznakę i pokazała ją swojemu rozmówcy.

– Aha, porucznik Dallas. Proszę mnie zrozumieć. Zapewne pani wie, że karty naszych klientów są ściśle tajne. Paradise znane jest zarówno ze swojej doskonałości, jak i dyskrecji. h, – A pan zapewne wie, że mogę dostać nakaz rewizji, panie…? – Och, Sebastian. Po prostu Sebastian. – Machnął szczupłą, błyszczącą od pierścieni ręką. – Nie kwestionuję pani władzy, pani porucznik. Ale czy mogłaby mi pani podać powód tego śledztwa?

3
{"b":"107140","o":1}