Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Gdybyś się pomyliła, kosztowałoby cię to odznakę.

– Tak. Straciłabym odznakę. Zasłużyłabym na to. Ale tak się nie stało, więc sprawa skończona. Idź sobie.

– Naprawdę myślisz, że odejdę?

Słysząc cichą, łagodną nutę w jego głosie, poczuła, że jej wola słabnie.

– Nie mogę sobie na ciebie pozwolić, Roarke. Nie mogę sobie pozwolić na zaangażowanie uczuciowe.

Zrobił krok do przodu, położył ręce na oparciu kanapy, pozbawiając Ewę możliwości ruchu.

– Ja też nie mogę sobie na ciebie pozwolić. To chyba nie ma znaczenia.

– Słuchaj…

– Przykro mi, że cię zraniłem – powiedział cicho. – Bardzo mi przykro, że ci nie ufałem i oskarżyłem cię o to, że mi nie ufasz.

– Nie oczekiwałam, że będziesz myślał inaczej. Że będziesz zachowywał się inaczej.

To zabolało go bardziej niż policzek.

– Nie. Za to też cię przepraszam. Wiele dla mnie ryzykowałaś. Dlaczego?

Nie było łatwych odpowiedzi.

– Wierzyłam ci. Przycisnął usta do jej czoła.

– Dziękuję.

– Rozsądek tak nakazywał – zaczęła, oddychając z drżeniem, gdy dotknął ustami jej policzka.

– Zostanę z tobą na noc. Chcę zobaczyć, że śpisz.

– Seks jako środek uspokajający?

Zmarszczył brwi, lecz przesunął delikatnie wargami po jej ustach.

– Jeśli chcesz. – Podniósł ją i obrócił w koło. – Zobaczmy, czy uda nam się znaleźć właściwą dawkę.

Później przyglądał się jej w przyciemnionym świetle. Spała na brzuchu, rozciągnięta bezładnie ze zmęczenia. Z przyjemnością przesunął ręką po jej plecach – gładkiej skórze, drobnych kościach, mocnych mięśniach. Nie poruszyła się.

Z ciekawością przeczesał palcami jej włosy. Grube niczym futro norek, o odcieniu wystałej brandy i starego złota, źle podcięte. Uśmiechnął się, gdy przesunął palcami po jej ustach. Pełnych, twardych, żarliwych.

Choć dziwił się, że zdołał jej dostarczyć jeszcze większych doznań niż poprzednim razem, świadomość, że i on bezwiednie zapamiętał się w miłości, przygniatała go.

Ciekaw był, jak daleko jeszcze się posuną.

Wiedział, że przeżył wewnętrzne rozdarcie, kiedy uwierzył, iż uznała go za winnego. Poczucie zdrady i rozczarowania było ogromne, osłabiające, było czymś, czego nie odczuwał już od wielu lat.

Przypomniała mu o jego słabości, którą, jak sądził, już dawno zwalczył. Mogła go zranić. Mogli się nawzajem zranić. Będzie musiał gruntownie to rozważyć.

Lecz w tej chwili najbardziej palącą kwestią było znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto chciał zranić ich oboje. I dlaczego.

Wciąż rozmyślając nad tą sprawą, wziął ją za rękę, splótł pałce z jej palcami i zasnął razem z nią.

15

Odszedł, kiedy się obudziła. Tak było lepiej. Poranki pociągające za sobą konieczność okazywania niedbałej zażyłości wprawiały ją w zdenerwowanie. Już i tak była bardziej związana z nim niż z jakimkolwiek innym mężczyzną. Łącząca ich więź była tak silna, że mogła przetrwać przez resztę życia.

Wzięła szybki prysznic, owinęła się ręcznikiem, po czym weszła do kuchni. Zastała tam Roarke'a, który w spodniach i rozpiętej koszuli przeglądał poranną gazetę na monitorze.

– Co robisz?

– Hę? – Podniósł wzrok, wyciągnął za siebie rękę, by otworzyć automatycznego kuchmistrza. – Przygotowuję ci kawę.

– Przygotowujesz mi kawę?

– Usłyszałem, że kręcisz się po mieszkaniu. – Wyjął filiżanki i trzymając je w rękach, podszedł do Ewy, która wciąż stała w drzwiach. – Za rzadko to robisz.

– Za rzadko kręcę się po domu?

– Nie. – Zachichotał i dotknął ustami jej ust. – Uśmiechasz się do mnie. Po prostu uśmiechasz się do mnie.

Uśmiechała się? Nie zdawała sobie z tego sprawy.

– Myślałam, że wyszedłeś. – Okrążyła mały stolik i zerknęła na monitor. – Wiadomości z giełdy. Naturalnie. Musiałeś wcześnie wstać.

– Miałem parę telefonów do załatwienia. – Z przyjemnością obserwował, jak przeczesuje palcami mokre włosy. Nerwowy, na pewno mimowolny odruch. Podniósł przenośne łącze, które zostawił na stole, i wsunął je z powrotem do kieszeni. – Zaplanowano konferencję telefoniczną ze stacją na piątą rano naszego czasu.

– Och! – Wypiła łyk kawy, zastanawiając się, jak do tej pory żyła bez pobudzania się z rana kofeiną. – Wiem, jak ważne są te spotkania. Przykro mi.

– Udało się nam uzgodnić większość szczegółów. Resztą mogę zająć się stąd.

– Nie wracasz tam?

– Nie.

Odwróciła się do automatycznego kuchmistrza, próbując coś wybrać ze swego raczej ograniczonego menu.

– Prawie wszystko się skończyło. Chcesz bajgla czy coś innego?

– Ewo. – Roarke odstawił swoją filiżankę i położył jej ręce na ramionach. – Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, że cieszysz się, iż zostaję?

– Masz dobre alibi. To nie moja sprawa, czy… – Przerwała, kiedy odwrócił ją do siebie. Był zły. Widziała to w jego oczach i była przygotowana na kłótnię. Nie była przygotowana na pocałunek, na to, że jego usta obejmą mocno jej wargi, że serce podskoczy jej w piersiach.

Więc pozwoliła, by ją objął, by jej głowa wtuliła się we wgłębienie w jego ramieniu.

– Nie wiem, jak się z tym uporać – mruknęła. – To sytuacja nie mająca precedensu. Potrzebne mi reguły, Roarke. Ścisłe reguły.

– Nie jestem sprawą, którą musisz rozwiązać.

– Nie wiem, kim jesteś. Lecz wiem, że to dzieje się zbyt szybko. To nawet nie powinno się rozpocząć. Nie powinnam była zaczynać z tobą.

Odsunął ją od siebie, by przyjrzeć się jej twarzy.

– Dlaczego?

– To skomplikowane. Muszę się ubrać. Muszę iść do pracy.

– Daj mi coś. – Jego palce zacisnęły się na jej ramionach. – Ja też nie wiem, kim jesteś.

– Jestem gliną – przyznała się. – I nikim więcej. Mam trzydzieści lat i przez całe życie byłam blisko tylko z dwojgiem ludzi. I nawet przy nich łatwo jest mi się powstrzymać.

– Powstrzymać przed czym?

– Przed przywiązywaniem do tych znajomości zbyt dużego znaczenia. Jeśli przywiązujesz do tego zbyt duże znaczenie, może cię to zniszczyć i staniesz się nikim. Byłam nikim. Nigdy więcej nie mogę być nikim.

– Kto cię skrzywdził?

– Nie wiem. – Ale wiedziała. – Nie pamiętam i nie chcę pamiętać. Stałam się czyjąś ofiarą, a gdy raz się nią było, trzeba robić wszystko, by to się nie powtórzyło. Oto kim byłam, zanim wstąpiłam do akademii: ofiarą. Inni ludzie przyciskali guziki, podejmowali decyzje, pchali mnie w jedną stronę, ciągnęli w drugą.

– I myślisz, że ja to robię?

Były pytania, które musiał zadać, bo sądząc po wyrazie jej twarzy, nie mogły czekać. Może nadszedł czas, by podjąć ryzyko. Wsunął rękę do kieszeni i wyjął to, co tam nosił.

Ewa popatrzyła ze zdumieniem na zwykły szary guzik, który trzymał w dłoni.

– To od mojego kostiumu.

– Tak. Nie jest szczególnie twarzowy; lepiej ci w ostrzejszych kolorach. Znalazłem go w mojej limuzynie. Chciałem ci go oddać.

– Och. – Lecz kiedy wyciągnęła rękę, zamknął guzik w dłoni.

– Gładkie kłamstwo. – Rozbawiony zaśmiał się do siebie. – Nie miałem zamiaru ci go zwracać.

– Nosisz guzik jako fetysz, Roarke?

– Noszę go tak jak uczniak nosi pukiel włosów swojej ukochanej. Znowu popatrzyła mu w oczy i przejęła ją dziwna słodycz. Zrobiło jej się jeszcze słodziej na duszy, kiedy zauważyła, że jest zakłopotany.

– To dziwne.

– Ja też tak myślę. – Ale wsunął guzik z powrotem do kieszeni. – Wiesz, co jeszcze myślę, Ewo?

– Nie mam pojęcia.

– Myślę, że się w tobie zakochałem:

Poczuła, że krew odpłynęła jej z twarzy, mięśnie zwiotczały, a serce niczym pocisk podskoczyło do gardła.

– To…

– Tak, trudno znaleźć odpowiednie słowo, prawda? – Pogłaskał ją po plecach, ale nie przyciągnął bliżej do siebie. – Dużo o tym myślałem i nie udało mi się go znaleźć. Ale powinienem ci przedstawić swój punkt widzenia.

Zwilżyła językiem wargi.

– Masz jakiś punkt widzenia?

50
{"b":"107140","o":1}