Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Bardzo ciekawy i bardzo ważny. Jestem tak samo w twoich rękach, jak ty jesteś w moich. Jestem tak samo zaniepokojony, choć pewnie nie tak odporny jak ty, i nie potrafię się odnaleźć w tej sytuacji. Nie pozwolę ci stąd wyjść, dopóki nie ustalimy, co robić.

– Och, to wszystko komplikuje.

– Niebywale – zgodził się.

– Roarke, my się nawet nie znamy. Poza sypialnią.

– Owszem, znamy się. Jesteśmy dwiema zagubionymi duszami. Oboje odwróciliśmy się od czegoś i staliśmy się zupełnie innymi ludźmi. To prawie cud, że los postanowił stworzyć zakręt na naszych prostych ścieżkach. Musimy zdecydować, jak daleko chcemy wejść w ten zakręt.

– Muszę skoncentrować się na śledztwie. To musi być dla mnie sprawa pierwszoplanowa.

– Rozumiem. Ale masz prawo do życia osobistego.

– Moje życie osobiste – ta jego część – jest wynikiem śledztwa. A zabójca nadaje temu jeszcze bardziej osobisty charakter. Podłożenie tego pistoletu w taki sposób, by skierować podejrzenia na ciebie, jest bezpośrednią reakcją na mój związek z tobą. Jestem w centrum jego uwagi.

Ręka Roarke'a powędrowała w górę i szarpnęła za klapy jej szlafroka.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

Zasady, przypomniała sobie. Powinna stosować się do zasad. A o mały włos ich nie złamała.

– Powiem ci tyle, ile będę mogła, ale najpierw się ubiorę. Poszła do sypialni razem z kotem, który klucząc biegł przed nią.

– Pamiętasz tę noc, kiedy cię tu zastałam po powrocie do domu? Paczkę, którą znalazłeś na podłodze?

– Tak, zdenerwowałaś się na jej widok. Stłumiła śmiech; zrzuciła szlafrok.

– Wszyscy uważają, że mam najbardziej pokerową twarz z całego wydziału.

– Swój pierwszy milion zarobiłem na hazardzie.

– Naprawdę? – Wciągnęła sweter przez głowę, powtarzając sobie w duchu, że nie powinna się rozpraszać. – To była dyskietka z zapisem morderstwa Loli Starr. Wcześniej przesłał mi taką samą z przebiegiem zabójstwa Sharon DeBlass.

Przeniknął go zimny strach.

– Był w twoim mieszkaniu?!

Była tak zaabsorbowana odkryciem, że nie ma czystej bielizny, że nie zauważyła nuty zdenerwowania w jego głosie.

– Może tak, może nie. Sądzę, że nie. Nie ma śladów włamania. Mógł wsunąć przesyłkę pod drzwiami. Tak właśnie zrobił za pierwszym razem. Natomiast dyskietkę z morderstwem Georgie przesłał pocztą. Budynek był pod obserwacją.

Zrezygnowana wciągnęła spodnie na gołe ciało.

– Albo się o tym jakoś dowiedział, albo sam się zorientował. Tak czy inaczej, dopilnował, abym dostała wszystkie trzy dyskietki. Wiedział, że jestem tu najważniejsza, niemal zanim ja się o tym dowiedziałam.

Przy szukaniu skarpetek szczęście jej dopisało – znalazła dwie, które do siebie pasowały.

– Zadzwonił do mnie. Przesłał mi video ze sceną morderstwa Georgie Castle w parę minut po tym, jak ją zabił. – Usiadła na brzegu łóżka, wciągnęła skarpetki. – Zostawił broń, mając pewność, że bez trudu trafimy na ślad jej właściciela. Na twój ślad. Nie wyobrażasz sobie, jak oskarżenie o morderstwo zmieniłoby twoje życie, Roarke; gdyby mój szef nie stanął za mną murem, w okamgnieniu odebrano by mi tę sprawę i wyrzucono by mnie z wydziału. On wie, co się dzieje w Centrali. On wie, co się dzieje w moim życiu.

– Na szczęście nie wiedział, że nie było mnie na tej planecie.

– To był moment zwrotny dla obojga z nas. – Znalazła botki, wciągnęła je na nogi. – Lecz to go nie powstrzyma. – Wstała, wzięła do ręki kaburę z bronią. – Nadal będzie próbował mnie dopaść, a wydaje mu się, że najlepiej to zrobi atakując ciebie.

Roarke zobaczył, że odruchowo sprawdziła swój laser, zanim przypięła kaburę.

– Dlaczego ciebie?

– Nie ma wysokiego mniemania o kobietach. Szlag go trafia, że kobieta prowadzi śledztwo. To obniża jego pozycję. – Wzruszyła ramionami, przeczesała palcami włosy, próbując je ułożyć. – Przynajmniej taka jest opinia psychiatry.

Z zadumą wzięła do ręki kota, który zaczaj wspinać się po jej nodze, i rzuciła go delikatnie na łóżko, gdzie odwrócił się do niej ogonem i przystąpił do mycia.

– A czy według opinii psychiatry może spróbować wyeliminować cię w bardziej bezpośredni sposób?

– Nie pasuję do jego schematu.

Czując, że znowu ogarnia go strach, Roarke wcisnął ręce do kieszeni.

– A jeśli zmieni schemat?

– Poradzę sobie.

– Warto ryzykować życie dla trzech kobiet, które już nie żyją?

– Owszem. – Usłyszała wściekłość pulsującą w jego głosie, ale nie wycofała się. – Warto ryzykować życie, by znaleźć sprawiedliwość dla trzech kobiet, które już nie żyją, i spróbować uchronić trzy inne przed śmiercią. Zostawił wiadomość pod każdym z ciał. Od samego początku chciał, abyśmy wiedzieli, że ma plan. I wyzwał nas, abyśmy go powstrzymali. Pierwsza z sześciu, druga z sześciu, trzecia z sześciu. Zrobię, co w mojej mocy, by nie było czwartej.

– Jesteś niesłychanie odważna. Z początku właśnie to w tobie podziwiałem. Teraz mnie to przeraża.

Po raz pierwszy przysunęła się do niego, położyła mu rękę na policzku. Niemal w tej samej chwili opuściła dłoń i odsunęła się zażenowana.

– Roarke, jestem gliną od dziesięciu lat i nigdy nie spotkało mnie nic gorszego od guzów i siniaków. Nie martw się o mnie.

– Chyba musisz przyzwyczaić się do tego, że masz kogoś, kto martwi się o ciebie, Ewo.

Nie taki miała plan. Wyszła z sypialni, by wziąć kurtkę i torbę.

– Mówię ci to wszystko, żebyś zrozumiał, na czym polegają moje kłopoty. Dlaczego nie mogę tracić energii na analizowanie tego, co jest między nami.

– Zawsze będą jakieś sprawy.

– W Bogu nadzieja, że nie zawsze będą podobne do tej. Te morderstwa nie są popełniane z pasji czy z chęci zysku. Z rozpaczy czy w ataku szału. Są wynikiem zimnej kalkulacji. Wyrazem…

– Zła?

– Tak. – Odczuła ulgę, że powiedział to pierwszy. Nie zabrzmiało to tak głupio. – Choć odnieśliśmy ogromne sukcesy w inżynierii genetycznej, badaniach in vitro, programach społecznych, wciąż nie potrafimy kontrolować podstawowych ludzkich słabości: porywczości, żądzy, zazdrości.

– Siedem grzechów głównych. Pomyślała o staruszce i jej zatrutym ciastku.

– Tak. Muszę iść.

– Przyjdziesz do mnie po pracy?

– Nie wiem, kiedy skończę. To może być…

– Przyjdziesz? – Tak.

Wtedy się uśmiechnął. Zorientowała się, że czeka na jej ruch. Była pewna, że wiedział, jak trudno jej było podejść do niego, przycisnąć – nawet niedbale – usta do jego ust.

– Do zobaczenia.

– Ewo. Powinnaś nosić rękawiczki.

Wprowadziwszy szyfr otwierający drzwi, uśmiechnęła się do niego przez ramię.

– Wiem, ale ciągle je gubię.

Jej dobry nastrój trwał, dopóki nie weszła do biura i nie zobaczyła, że DeBlass i jego pomocnik czekają na nią. DeBlass popatrzył znacząco na zegarek.

– To raczej godziny pracy bankowca niż policjanta, pani porucznik Dallas.

Cholernie dobrze wiedziała, że jest dopiero dziesięć po ósmej, lecz zrzuciła z ramion kurtkę.

– Tak. Mamy tu kupę roboty. Czy mogę coś dla pana zrobić, senatorze?

– Wiem, że popełniono kolejne morderstwo. Jestem wyraźnie niezadowolony z postępów w prowadzonym przez panią śledztwie. Jednak przyszedłem tu po to, by chronić dobre imię naszej rodziny. Nie chcę, żeby nazwisko mojej wnuczki łączono z nazwiskami dwóch pozostałych ofiar.

– Powinien pan porozmawiać z Simpsonem albo jego sekretarzem prasowym.

– Niech pani się głupio nie uśmiecha, młoda damo. – DeBlass pochylił się do przodu. – Moja wnuczka nie żyje. Nic nie może tego zmienić. Ale nie pozwolę, by nazwisko DeBlass zostało zbezczeszczone, zszargane przez śmierć dwóch pospolitych prostytutek.

– Chyba ma pan niezbyt pochlebne zdanie o kobietach, senatorze. – Tym razem uważała, żeby nie uśmiechać się złośliwie, więc tylko przyglądała mu się uważnie.

– Wręcz przeciwnie; darzę je wielkim szacunkiem. I dlatego te, które się sprzedają, te, które lekceważą normy moralne i nakazy przyzwoitości, budzą moją odrazę.

51
{"b":"107140","o":1}