Pod naporem jej ramienia drzwi wygięły się, jakby były z tektury. Weszła do środka, trzymając przed sobą broń.
– Była taka sama jak jej matka – taka sama jak jej pieprzona matka. Myślały, że odejdą ode mnie. Myślały, że mogą. Załatwiłem ją. Załatwiłem je. Ciebie też załatwię, ty jebana glino.
Mała dziewczynka patrzyła na nią dużymi martwymi oczami. Oczami lalki. Jej maleńkie bezradne ciałko okaleczone, krew rozlewająca się w kałużę. I ściekająca z noża.
Powiedziała, by go przestraszyć: – “Ty skurwielu, rzuć broń! Rzuć ten pieprzony nóż!” Ale on szedł dalej. Ogłuszyła go. Ale on szedł dalej.
W pokoju śmierdziało krwią, uryną i przypalonym jedzeniem. Niczym nie osłonięte żarówki dawały jaskrawe, rażące światło, w którym wszystko, wszystko widziała ze wstrząsającą ostrością. Lalka z oderwaną ręką leżąca na podartej kanapie, wygięta osłona okna, przez którą wpadało silne czerwone światło neonu jarzącego się po drugiej stronie ulicy, przewrócony stolik z taniego tworzywa, uszkodzony ekran rozbitego telełącza.
Mała dziewczynka o martwych oczach. Rozszerzająca się kałuża krwi. I błysk lepkiego ostrza noża.
– Zaraz wepchnę ci go w pizdę. Tak jak jej to zrobiłem.
Znowu go ogłuszyła. Jego oczy były dzikie, pijane od domowej roboty Zeusa, tego cudownego narkotyku, który czynił z mężczyzn bogów, z całą siłą i szaleństwem, jakie stwarza iluzja nieśmiertelności.
Nóż z purpurowym ostrzem przeciął ze świstem powietrze.
I zabiła go.
Szarpnięcie sparaliżowało jego układ nerwowy. Najpierw umarł jego mózg, więc jeszcze przez chwilę ciało drgało konwulsyjnie, zanim oczy stały się całkiem szklane. Z trudem powstrzymała się, aby nie krzyknąć, i usunąwszy kopnięciem nóż z jego wciąż zaciśniętej dłoni, popatrzyła na dziecko.
Oczy dużej lalki patrzyły na nią, mówiąc jej – raz jeszcze – że się spóźniła.
Zmuszając swe ciało do relaksu, nie dopuszczała do swego umysłu nic poza raportem.
Pierwsza część testu została zakończona. Ponownie skontrolowano reakcje jej organizmu, zanim została zabrana na końcową część badań. Rozmowę w cztery oczy z psychiatrą.
Ewa nie miała nic przeciwko doktor Mirze. Ta kobieta była oddana swojej pracy. Gdyby miała prywatną praktykę, mogłaby zarobić trzy razy tyle, co w policji i Wydziale Bezpieczeństwa.
Miała cichy głos z lekkim akcentem klas wyższych z Nowej Anglii. Jej jasnoniebieskie oczy były miłe i przenikliwe. Była zadowoloną z życia sześćdziesięcioletnią kobietą, która nie miała w sobie nic z matrony.
Jej złocistobrązowe włosy były starannie zebrane na karku w skomplikowany węzeł. Miała na sobie schludny kostium w różowym odcieniu, z delikatnym złotym kółkiem w klapie.
Nie, osobiście Ewa nic przeciwko niej nie miała. Po prostu nienawidziła psychiatrów.
– Porucznik Dallas. – Mira wstała z miękkiego niebieskiego fotela. W zasięgu wzroku nie było biurka ani komputera. Ewa wiedziała, ze to jedna ze sztuczek wymyślona po to, by badani odprężyli się i zapomnieli, że są pod stałą obserwacją.
– Pani doktor. – Ewa usiadła w fotelu, który wskazała jej Mira.
– Waśnie miałam napić się herbaty. Przyłączy się pani do mnie?
– Jasne.
Mira podeszła z wdziękiem do obsługiwacza, zamówiła dwie herbaty, po czym przyniosła filiżanki do części wypoczynkowej.
– Złe się stało, że testy zostały przełożone, pani porucznik. – Usiadła z uśmiechem i wypiła łyk herbaty. – Badania są bardziej wiarygodne i z pewnością przynoszą o wiele większą korzyść, kiedy są przeprowadzane w ciągu dwudziestu czterech godzin od wypadku.
– Nic się na to nie poradzi.
– Tak, wiem. Wstępne wyniki badań są zadowalające.
– Świetnie.
– Nadal nie chce pani poddać się autohipnozie?
– To nie jest obowiązkowe.
– Nie. – Mira założyła nogę na nogę. – Ma pani za sobą ciężkie przeżycie, pani porucznik. Są oznaki fizycznego i psychicznego wyczerpania.
– Pracuję nad inną, bardzo trudną sprawą. Zabiera mi mnóstwo czasu.
– Tak, poinformowano mnie o tym. Czy bierze pani zalecane przez nas środki nasenne?
Ewa spróbowała herbaty. Była kwiatowa, sądząc po smaku i zapachu.
– Nie. Omówiłyśmy to już poprzednio. Mam prawo decydować czy je przyjmować, czy nie. Postanowiłam ich nie brać.
– Ponieważ ograniczają możliwość kontroli nad sobą. Ewa popatrzyła jej w oczy.
– Zgadza się. Nie lubię być usypiana i nie lubię być tutaj. Nie lubię prania mózgu.
– Uważa pani te badania za pranie mózgu? Każdy rozgarnięty glina tak uważał.
– Nie są dobrowolne, prawda? Mira stłumiła westchnienie.
– Zabicie człowieka, bez względu na okoliczności, pozostawia uraz w pamięci każdego oficera policji. Gdy ten uraz wpływa na uczucia, reakcje i postawę funkcjonariusza, to jego praca może na tym ucierpieć. Jeśli powodem użycia broni był jakiś defekt fizyczny, to trzeba go znaleźć i usunąć.
– Znam wytyczne dowództwa, pani doktor. Jestem gotowa do ścisłej współpracy. Ale nie muszę tego lubić.
– Nie, nie musi pani. – Mira trzymała z wdziękiem filiżankę na kolanie. – Pani porucznik, już po raz drugi zabiła pani człowieka. Choć nie jest to nic niezwykłego, jak na oficera z pani stażem, jednak wielu funkcjonariuszy nigdy nie musiało podjąć takiej decyzji. Chciałabym wiedzieć, jak pani ocenia swój wybór i jakie są jego skutki.
Wolałabym być szybsza, pomyślała Ewa. Wolałabym, żeby ta mała bawiła się teraz swoimi zabawkami, a nie została poddana kremacji.
– Ponieważ miałam do wyboru albo dać się pociachać na kawałki, albo go powstrzymać, to uważam, że podjęłam słuszną decyzję. Uprzedziłam go o grożącym mu niebezpieczeństwie, lecz zignorował moje ostrzeżenie. Próbowałam go ogłuszyć, ale nic to nie dało.
Dowód tego, że zabójca nie żartuje, leżał między nami na podłodze w kałuży krwi.
– Była pani wstrząśnięta śmiercią dziecka?
– Myślę, że każdy byłby wstrząśnięty śmiercią dziecka. Takim brutalnym morderstwem bezbronnej osoby.
– I dostrzega pani podobieństwa między tą dziewczynką a sobą? – spytała cicho Mira. Zauważyła, że Ewa spochmurniała i zamknęła się w sobie. – Pani porucznik, przecież obie dobrze wiemy, co panią spotkało w przeszłości. Była pani wykorzystywana fizycznie, seksualnie i emocjonalnie. Została pani porzucona, gdy miała osiem lat.
– To nie ma nic do…
– Myślę, że to miało wiele wspólnego ze stanem pani umysłu i uczuć – przerwała jej Mira. – Przez dwa lata, między ósmym a dziesiątym rokiem życia, mieszkała pani w domu dziecka, kiedy trwały poszukiwania pani rodziców. Nic pani nie pamięta z pierwszych ośmiu lat swego życia – ani imienia, ani miejsca urodzenia, ani jakichkolwiek szczegółów.
Choć oczy Miry wydawały się łagodne, były przenikliwe i świdrujące.
– Nazwano panią Ewą Dallas i ostatecznie umieszczono w rodzinie zastępczej. Nie miała pani na to wszystko żadnego wpływu. Była pani maltretowanym dzieckiem, zależnym od systemu, na którym niejednokrotnie się pani zawiodła.
Tylko przemożną siłą woli Ewa zapanowała nad łzami i drżeniem głosu.
– A teraz ja, część systemu, zawiodłam, gdyż nie zdążyłam ochronić tego dziecka. Chce pani wiedzieć, jak się teraz czuję, doktor Miro?
Jestem nieszczęśliwa. Chora. Zmartwiona.
– Czuję, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy. Przeszłam przez przygotowany przez panią test w rzeczywistości wirtualnej i zrobiłam to jeszcze raz. Bo nie można było tego zmienić. Gdybym mogła ocalić dziecko, ocaliłabym je. Gdybym mogła zaaresztować przestępcę, zaaresztowałabym go.
– Ale nie miała pani wyboru. Wredna dziwka.
– Miałam wybór – użyć broni czy nie. Po rozpatrzeniu wszystkich możliwości, wykonałam swój obowiązek. Przeglądała pani mój raport. Zabicie człowieka było w pełni uzasadnione.
Mira milczała przez chwilę. Wiedziała, że jej umiejętności nie wystarczą, by przebić się przez mur obrony Ewy.
– Świetnie, pani porucznik. Jest pani całkowicie przekonana, że może wykonywać swe obowiązki bez żadnych ograniczeń. – Mira podniosła rękę, zanim Ewa zdążyła wstać. – Poza protokółem.