Zmarszczył brwi. Nie zamierzał jej o tym mówić.
– Domyślam się, że spudłował – skomentowała Ewa, podchodząc do niego.
– Na szczęście był trochę oszołomiony, bo kopnąłem go w krocze. To była półautomatyczna dziewięciomilimetrowa Beretta, którą przeszmuglował z Niemiec. Chciał się nią posłużyć, by zabrać mi towar, który mu dostarczyłem, i oszczędzić na opłacie za transport. W efekcie miałem należną mi sumę pieniędzy, towar i Berettę. I tak, z jego błędnej oceny mojej osoby, narodziło się Roarke Industries. To ten, który cię interesuje – dodał wskazując nań palcem, gdy otworzyła się kolejna gablota w ścianie. – Domyślam się, że będziesz chciała go zabrać, by zobaczyć, czy ostatnio z niego strzelano, sprawdzić odciski palców i tak dalej.
Kiwnęła wolno głową, podczas gdy jej umysł pracował szybko. Tylko cztery osoby wiedziały, że broń pozostawiono na miejscu zbrodni. Ona, Feeney, jej dowódca i morderca. Roarke jest albo niewinny, albo bardzo, bardzo mądry.
Ciekawa była, czy może być i niewinny, i mądry.
– Doceniam twoją chęć do współpracy. – Wyjęła ze swej konduktorki plastykową torebkę do przechowywania dowodów rzeczowych i sięgnęła po broń, podobną do tej, która była już w posiadaniu policji. Wystarczyła sekunda, by uświadomiła sobie, że nie jest to ten sam egzemplarz, który Roarke jej wskazał.
Poszukała oczami jego oczu i wpatrywała się w nie przez chwilę. Och, przyjrzał się jej uważnie. Mimo, że jej ręka zawisła niezdecydowanie w powietrzu, pomyślała, że dobrze się zrozumieli.
– Który?
– Ten. – Popukał w szybę tuż pod trzydziestką ósemką. Gdy zabezpieczyła rewolwer i wsunęła go do torby, Roarke zamknął gablotę. – Nie jest naładowany, oczywiście, ale mam amunicję, jeśli chcesz wziąć próbkę.
– Dziękuję. Odnotuję w raporcie, że chętnie ze mną współpracowałeś.
– Naprawdę? – Uśmiechnął się, wyjął z szuflady pudełko i podał je Ewie. - Co jeszcze odnotujesz, poruczniku?
– Wszystko, co ma związek ze sprawą. – Wrzuciła pudełko z amunicją do torby, wyjęła z niej notes, po czym wbiła swój numer identyfikacyjny, datę i opis wszystkiego, co wzięła. – Twoje pokwitowanie. – Podała mu pasek papieru, kiedy notes go wypluł. – Te rzeczy zostaną ci zwrócone tak szybko, jak to będzie możliwe, o ile nie zostaną zatrzymane w charakterze dowodu. Tak czy inaczej, zostaniesz o tym powiadomiony.
Wcisnął papier do kieszeni, dotykając pakami czegoś, co wcześniej do niej schował.
– W sąsiednim skrzydle jest pokój – muzyczny. Możemy wypić tam kawę i brandy.
– Wątpię, byśmy mieli wspólne zainteresowania muzyczne, Roarke.
– Możesz się zdziwić – mruknął – ile mamy ze sobą wspólnego. – Znowu dotknął jej policzka, tym razem przesuwając rękę, dopóki nie znalazła się na jej karku. – I ile będzie nas jeszcze łączyło.
Zesztywniała i podniosła rękę, by zepchnąć jego dłoń. Ale on tylko zacisnął palce na jej nadgarstku. Pomyślała, że w ciągu sekundy może powalić go na łopatki. Mimo to stała bez ruchu, oddychając ciężko, czując, jak mocno krew pulsuje jej w żyłach.
Teraz się uśmiechał.
– Nie jesteś tchórzem, Ewo. – Powiedział to cicho, zbliżając usta
do jej ust. Nie pocałował jej jednak; trwali w bezruchu, dopóki ręka, która miała go odtrącić, nie zacisnęła się na jego dłoni. Dopiero, wtedy przywarła do niego.
Nie zastanawiała się nad tym, co robi. Gdyby pomyślała choćby przez chwilę, wiedziałaby, że łamie wszystkie przepisy. Ale chciała zobaczyć, chciała wiedzieć. Chciała czuć.
Jego wargi były miękkie, raczej uległe niż władcze. Ugryzł ją delikatnie w usta, zmuszając, by je rozchyliła i pozwoliła jego językowi wsunąć się w nie i zaćmić jej umysł smakiem pocałunku.
Namiętność rozpaliła się w niej niczym kula ognia, zanim jeszcze jej dotknął, zanim jego ręce prześlizgnęły się po obciągniętych dżinsami biodrach i wsunęły uwodzicielsko pod sweter.
Z nerwową rozkoszą poczuła, że robi się wilgotna.
Myślał, że pragnie jej ust, tych pełnych ponętnych ust. Ale gdy ich posmakował, zapragnął jej całej.
Była przyciśnięta do niego; to silne, szczupłe ciało zaczęło drżeć. Jej mała jędrna pierś spoczywała w jego dłoni. Słyszał namiętne gardłowe pomruki, prawie czuł smak pożądania Ewy, gdy całowała go żarliwie.
Chciał zapomnieć o cierpliwości i opanowaniu, które narzucał sobie przez całe życie, i popełnić szaleństwo.
Tutaj. Ta myśl całkowicie nim owładnęła. Musiał to zrobić. Tutaj i teraz.
Pociągnąłby ją na podłogę, gdyby go nie powstrzymała, blada i bez tchu.
– To nie może się stać.
– Nic się nie dzieje, do diabła – odparł.
Osaczyły go niebezpieczne myśli. Widziała to tak wyraźnie, jak widziała narzędzia przemocy i zbrodni, które ich otaczały.
Są mężczyźni, którzy prowadzą negocjacje, kiedy czegoś chcą. Są też tacy, którzy po prostu biorą.
– Niektórym z nas nie wolno sobie folgować.
– Pieprz zasady, Ewo.
Zrobił krok w jej stronę. Gdyby się cofnęła, poszedłby za nią, jak każdy myśliwy za swoją ofiarą. Ale stanęła wpatrzona w niego i potrząsnęła głową.
– Nie mogę spaprać sprawy o morderstwo, bo podejrzany mnie pociąga.
– Cholera jasna, nie zabiłem jej.
Przeżyła szok, widząc, że traci panowanie nad sobą, słysząc wściekłość i smutek w jego głosie. I z przerażeniem uświadomiła sobie, że mu wierzy, a nie miała pewności, żadnej pewności, czy nie uwierzyła mu tylko dlatego, że było jej to potrzebne.
– Nie wystarczy, że dasz mi na to słowo. Mam pracę do wykonania, obowiązki wobec ofiary, wobec systemu. Muszę być obiektywna, a ja…
Nie mogę być, uświadomiła sobie. Nie mogę.
Patrzyli na siebie, gdy komunikator, który miała w torebce, zaczaj wysyłać wysokie krótkie sygnały.
Jej ręce trochę drżały, kiedy odwróciła się i wyjęła niewielkie urządzenie. Rozpoznała na wyświetlaczu kod siedziby policji i zgłosiła swój NI. Zaczerpnąwszy tchu, odpowiedziała na sygnał czujnika rozpoznającego głos.
– Dallas, porucznik Ewa. Bez dźwięku, proszę, sam wyświetlacz. Roarke widział jej profil, gdy czytała przekazywany tekst. To wystarczyło, by zauważył, że jej oczy zmieniły się, pociemniały, po czym stały się zimne i obojętne.
Odłożyła komunikator i gdy zwróciła się ku niemu, zobaczył, że niewiele w niej pozostało z kobiety, która jeszcze przed chwilą drżała w jego ramionach.
– Muszę iść. Skontaktuję się z tobą w sprawie twoich rzeczy.
– Świetnie to robisz – mruknął Roarke. – Z miejsca wskakujesz w skórę gliny. A ona idealnie do ciebie pasuje.
– Cieszę się. Nie kłopocz się odprowadzaniem mnie do drzwi. Znajdę drogę.
– Ewo!
Zatrzymała się w progu i odwróciła głowę. Oto i on, postać w czerni otoczona wiekami przemocy. Serce jej mocno zabiło.
– Zobaczymy się jeszcze? Skinęła głową.
– Możesz na to liczyć.
Pozwolił jej odejść, wiedząc, że Summerset wynurzy się z mroku, by podać jej kurtkę i życzyć dobrej nocy.
Gdy Roarke został sam, wyjął z kieszeni szary guzik, który znalazł na podłodze swojej limuzyny. Ten sam, który odpadł od żakietu szarego kostiumu, jaki miała na sobie podczas ich pierwszego spotkania.
Przyglądał mu się, wiedząc, że nie zamierza go jej oddać, i czuł się jak idiota.