Różnorodny rozwój poszczególnych krajów świata doprowadził do olbrzymich trudności. Kiedy kraje socjalistyczne wzięły górę nad kapitalistycznymi, i to we wszystkich dziedzinach życia, nastał okres czegoś w rodzaju wędrówki ludów do krajów socjalistycznych. Ludzie przybywali milionami, ale brakowało im odpowiednio rozwiniętej świadomości. Zdarzały się niepowodzenia. Kiedy w naszym świecie pieniądz zaczął tracić stopniowo znaczenie, nastąpił prawdziwy najazd turystów na kraje wspólnoty socjalistycznej. Musieliśmy wprowadzić ograniczenia, zakazy administracyjne, znowu powstało “wąskie gardło”. Przypadło to akurat na okres, kiedy zdołaliśmy wywalczyć totalne, obowiązujące na całym świecie rozbrojenie. Kraje kapitalistyczne przeżywały nieopisane kryzysy gospodarcze, groziła im nędza. Ta sytuacja wymagała radykalnych środków zaradczych.
Po klęsce kapitalizmu nastała faza powszechnego opowiadania się po stronie socjalizmu i nadrabiania przez kraje zacofane strat w stosunku do państw najbardziej rozwiniętych, przy nie zmienionym tempie rozwoju. No, a naszą teraźniejszość będziecie poznawali coraz lepiej. – Res wyprostowała się. Jej włosy zniknęły za górną krawędzią ekranu. – Ale tym, co mnie najbardziej interesuje, są wasze badania nad mikroustrojami…
– Res – przerwał jej z wyrzutem w głosie Gwen. – Nasi goście też by chcieli dojść do słowa.
Zmarszczyła brwi. Widać było, że właśnie teraz nie chciała, by ktoś jej przeszkodził. Może nawet mówiłaby dalej, wbrew uwadze Gwena, gdyby nie Gela.
– Tak, tak – wtrąciła się do rozmowy, kiwając głową. – Wprawdzie nie wiem dokładnie, kiedy kapitalizm został przezwyciężony, ale chyba nie ulega wątpliwości, że wasz rozwój zaczął się po wielkiej wojnie u progu ery atomowej. Widzicie, poszliśmy za waszą radą i ostatnio korzystaliśmy często z usług waszego centrum encyklopedycznego. Teraz wiemy o wiele więcej, również to, że nasi prorocy pochodzą z okresu, kiedy kapitalizm nie był już najsilniejszy, ale chyba najbardziej niebezpieczny.
– Około roku 1980? – przerwał Hal.
– Tak. Ale miniaturyzacja należała jeszcze do najbardziej humanitarnych zamierzeń, jeżeli chodzi o machinacje genetyczne.
– Widocznie jednak jedynym, jaki został zrealizowany tak masowo, czego smutnym przykładem jesteśmy my! – rzekła Gela.
– To prawda – przyznała Carol. – Planowali jeszcze gorsze rzeczy!
Hal wiedział o tym, słyszał o zaprogramowanych mutantach wojennych, zdolnych do wycięcia w pień wszystkiego, co stanęłoby im na drodze. Zmodyfikowane mutanty robocze miały zapewnić garstee panujących nie tylko życie, ale również zbytek i władzę. W porównaniu z tym miniaturyzacja istotnie robiła wrażenie niewinnej zabawy.
Dla Hala nie były to sprawy obce, potwierdzały też jego pierwotną tezę, a mimo to czuł się nieswojo. Taki sam nastrój wyczuwał w Djamili. Dręczyły go jakieś niejasne, absurdalne wyrzuty sumienia, że sam należy do tych dużych… Czy wtedy można było coś zrobić?
– Że też ludzie próbują zawsze wykorzystać to, co postępowe, do swoich nieludzkich machinacji! – zawołała Ewa z naiwnym oburzeniem.
– To nie jest tak! – Djamila potrząsnęła głową. – Trzeba wiedzieć, kto tak postępował. I dla czyjego dobra. Dziś to jest nie do pomyślenia, chyba że gdzieś istniałby nie wykryty chory mózg. Ale wtedy defekt mieścił się w wielu mózgach, ideologiczny.
– Dziękuję! – W głosie Ewy zabrzmiała ironia. – Ale jednak byli to ludzie. I chyba po dziesiątkach lat wolno mi nie rozumieć, co im chodziło po głowie i co skłoniło ich do miniaturyzowania innych. – Niezbyt uprzejmym gestem wskazała na gości. My również przeprowadzamy mutacje, ale nigdy ze szkodą dla ludzi. Nikomu z nas nie przyszłoby do głowy dokonywać tego na innych. Badaniom genetycznym zawdzięczamy istnienie społeczeństwa bez raka, cukrzycy i debilizmu, większą część naszego dobrobytu…
– Tak, tak, już dobrze! – uspokajał ją Gwen. – Masz rację, tylko że mówisz rzeczy znane, oczywiste. A ja na przykład chciałbym bardzo dowiedzieć się, skąd właściwie pochodzą nasi goście!
– To wcale nie jest takie oczywiste! – burknęła Ewa.
Goście wyglądali teraz na nieco zakłopotanych, widać to było również po minie Geli, kiedy próbowała odpowiedzieć na pytanie Gwena.
– Badaliśmy to długo, nawet za pośrednictwem waszej centrali encyklopedycznej, ale nie wiemy nic pewnego. Prawdopodobnie jest to wyspa w północnej części archipelagu Małych Antyli, należąca do Wysp Podwietrznych, maleństwo otoczone kipielą i rafami koralowymi. Najbliższa większa wyspa to chyba Antigua. Ale brak dokładniejszych danych nie jest tragedią. Z odległości dwustu do trzystu kilometrów można odebrać nasz radiowoświetlny sygnał nawigacyjny. Kontakt radiowy jest możliwy nawet stąd… Ale mamy jeszcze jedno pytanie – tu Gela spojrzała przenikliwie na Hala. – Co będzie z naszym dalszym pobytem u was? Czy przewidzieliście coś jeszcze? – Zawahała się przez chwilę, a potem dodała: – Na pewno to zrozumiecie. Teraz, kiedy właściwie wykonaliśmy nasze zadanie, większość z nas. myśli tak: musimy zgromadzić jak najwięcej danych, a potem szybko z powrotem, do domu!
– I znowu przy waszej pomocy – wtrącił Karl. – Kiedy pomyślę o naszej podróży w tę stronę… Kto wie, dokąd poniosłyby nas tym razem te żarłoczne ryby!
Gospodarze spojrzeli po sobie znowu pytająco. Karl wyjaśnił:
– No tak, trzy razy byliśmy zżerani, a potem wydalani. Nie ustalaliśmy też z góry miejsca lądowania. Po prostu czysty przypadek. W ten sposób dotrzemy do naszej wysepki dopiero za dziesiątki lat, mimo świateł nawigacyjnych na brzegu.
– Jak to, nie macie w waszym pojeździe żadnego napędu, żadnej możliwości sterowania? – zapytał naiwnie Hal.
– Mamy i jedno, i drugie – odparł Karl. – Możemy rozwinąć nawet dużą prędkość. Mniej więcej dwa węzły według waszych norm. Ale jak i dokąd sterować, kiedy przez jakiś czas jest się wewnętrznym, podrzędnym elementem ryby?
– Opowiedzcie o tym – poprosiła Djamila, nachylając się do przodu.
Karl opowiadał zwięźle, okraszając fakty dowcipnymi uwagami. Był już późno, kiedy zakończył swoje wywody słowami:
– Resztę widzieliście sami.
Przez pewien czas gospodarze milczeli, zaskoczeni niezwykłymi losami gości, wreszcie odezwał się Gwen: – Nie odpowiedzieliśmy na wasze pytanie. Nie zapadły jeszcze decyzje, ale mamy dla was propozycję: pokażemy wam w skrócie nasze możliwości, powiemy wam, co potrafimy. Potem odwieziemy was do domu na Wyspy Podwietrzne. Jeszcze w drodze powiadomicie swój rząd, a my ustalimy wtedy wspólne postępowanie. Przedstawię ten projekt sekretarce generalnej, a ona zgłosi odpowiedni wniosek na zebraniu plenarnym. Jestem pewien, że jeżeli zgodzicie się na to, dojdzie w ten sposób do rozwiązania problemu. Wkrótce nastąpiło pożegnanie. Daremnie Res, szepcąc coś gorączkowo do Gwena, usiłowała przedłożyć inne, ważne dla niej sprawy. Hal zauważył, że Gwen odradza, kręcąc z uporem głową. Wreszcie Res ustąpiła, pamiętając, że nie należy do komisji kontaktowej, a została jedynie zaproszona przez Gwena. Dla Hala cała ta scena stała się kłopotliwa, goście natomiast nie zauważyli chyba niczego. Ładowali właśnie na helikopter zielone rośliny, prezent od gospodarzy.
Po chwili pryzmat zamigotał, emitując przez okno promień wiodący. Minihelikopter brzęcząc zniknął w oddali.