Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Obserwatorzy jęknęli zgodnie, kiedy dłonie rozluźniły uchwyt, a maluch runął na dno szczeliny. Hala ogarnęły smutek i zarazem złość. Dlaczego Fontaine, który siedział na drzewie, nie wkroczył do akcji? Wtedy nie doszłoby do tej tragedii!

Zamierzał właśnie podbiec do drzewa i powiedzieć profesorowi, co o nim myśli, ale w ostatniej chwili zatrzymał się: drugi maluch, który zdążyłby podbiec do helikoptera, tym bardziej że mrówka znieruchomiała, poruszając jedynie czułkami, zbliżył się na odległość około półtora centymetra. Uniósł jakiś długi przedmiot – strzelbę! – wycelował w głowę mrówki, w następnej chwili błysnęła drobna iskierka, ale bez rezultatu. Czyżby chybił?

– Jeżeli nie strzeli w oko – szepnął technik – to niczego nie osiągnie. Pancerz owada jest za twardy.

Istotnie. Ale mrówka nie zostawiła mu czasu na dokładne celowanie. Jeszcze raz błysnęło, potem po raz trzeci. Błyskom towarzyszyły wzmocnione przez głośnik trzaski.

Wreszcie maluch, szukając ratunku, rzucił się do ucieczki. Tym razem jednak profesor wkroczył do akcji.

Ludzie wpatrzeni w ekran cofnęli się odruchowo. Coś ogromnego zbliżyło się do mrówki i jakaś płyta – paznokieć profesora – oddzieliła owadowi głowę od tułowia.

Palec zniknął. Kadłub mrówki wił się konwulsyjnie, potem wszystko ustało. Dla tej mrówki wszelkie polowania skończyły się raz na zawsze.

Zwrócili wzrok na malucha. Początkowo przystanął, potem na widok palca profesora, który uznał widocznie za górę, a więc za zjawisko przyrody o niebywałych rozmiarach, rzucił się na ziemię. Następnie wstał powoli, zatrzymał się, z wahaniem podszedł do nieżywej mrówki, obszedł ją nieufnie dokoła, trącił lufą strzelby.

Wreszcie przyszedł do siebie. Podbiegł do szczeliny, w którą wpadł jego kolega, położył się na brzuchu i zajrzał w dół. W głośniku coś zabrzęczało niezrozumiale. Maluch zaczął nagle dawać jakieś znaki, jakby do kogoś w dole.

Djamila i Hal spojrzeli na siebie ze zdumieniem. Czyżby tamten jeszcze żył? Stojący obok nich technik powiedział z przekonaniem:

– On żyje – po czym dodał z uśmiechem: – Chyba, że dostał ze strachu zawału serca. – Spoważniał trochę. – Jemu nic się nie stanie, nawet gdyby runął na skałę z wysokości tysiąca metrów.

Zrozumieli to od razu. Ich sposób rozumowania spłatał im ponownie figla.

– Czy widziałeś kiedyś – Djamila zadała to pytanie, jakby dziwiła ją niepojętność kolegi – żeby na przykład mrówce, skoro mówimy już o tych istotach, coś się stało przy upadku? Porównaj masę ciała i opór powietrza.

Maluch podbiegł do helikoptera, skąd wyjął linę, po czym opuścił jej koniec na dno szczeliny. Wkrótce rozbitek wydostał się na powierzchnię cały i zdrowy.

Przez chwilę, jakby wstrząśnięty, stał przed olbrzymią martwą mrówką, następnie podszedł do tablic i podjął fotografowanie. dachowanie drugiego zaskoczyło ludzi przed kamerą. Dużym nożem manipulował przy padlinie, odciął nogi od kadłuba, porąbał je i ułożył w stos.

Kiedy jego kolega skończył fotografowanie, pobiegł do helikoptera, wystartował i w chwilę później osiadł tuż przy szczątkach mrówki, które wspólnie załadowali do helikoptera.

– Trofeum myśliwskie – mruknął technik, robiąc przy tym minę, jakby sam miał teraz w ustach dużego trzmiela albo coś w tym rodzaju.

Helikopter znów wystartował, zatoczył koło, wzniósł się ponad najwyższe wierzchołki i zniknął w oddali.

XV

Po krótkim meldunku radiowym o ostatnich wydarzeniach w “Highlife” Chris odwołał obserwatorów.

Natychmiast po wylądowaniu Charles i Karl zostali poproszeni do sali zebrań w celu złożenia sprawozdania. Kiedy wyszli z helikoptera, Karl zawrócił jeszcze i wyjął z kabiny jakąś tablicę.

Cała załoga bazy już czekała.

– No tak, siadajcie i mówcie – powiedział Chris. W sali zapanowała pełna skupienia cisza. Monitor i kilka mikrofonów wskazywały na to, że spotkanie miało być nie tylko nagrane, ale również transmitowane bezpośrednio na “Ocean”.

– Właściwie nie ma o czym tak długo rozprawiać – zaczął Karl. – Dziś rano, po naradzie z wami, zwiększyliśmy zakres urządzenia odbiorczego, a potem koło południa zrobiła się ładna pogoda, w sam raz do fotografowania tych! tablic. Przywieźliśmy jedną z nich, numer cztery.

Karl postawił tablicę. Na białym tle widniały czarne litery.

Wszyscy zaczęli odczytywać tekst, w sali narastał gwar.

Tablica numer cztery, stanowiąca zapewne część dłuższego komunikatu, zawierała następującą wiadomość:

W zasadzie żyjemy monogamicznie. Nie istnieje u nas jednak instytucja małżeństwa, tak powszechna u was.

W tym miejscu gwar na sali podniósł się, tu i ówdzie dały się słyszeć uszczypliwe, żartobliwe uwagi.

Społeczeństwo nie zajmuje się tym, co obchodzi tylko dwoje ludzi. Oczywiście potomstwo jest rejestrowane, tak że w każdej chwili można stwierdzić jednoznacznie tożsamość i pochodzenie. Współżycie obojga partnerów opiera się wyłącznie na wzajemnym szacunku, zrozumieniu i miłości. Jeżeli okazuje się, że związek był nieporozumieniem, zostaje rozwiązany, ale bez angażowania w to wszystko społeczeństwa. Liczba tego typu rozstań kształtuje się w granicach dwóch procent.

Wrzawa, jaka teraz wybuchła, uniemożliwiała Nilpachowi zabranie głosu. Charles wykrzykiwał raz po raz:

– A co, nie mówiłem!

Karl roześmiał się i rozłożył ręce, wzywając do zachowania spokoju. Jego słowa zyskały natychmiast powszechną uwagę:

– Mimo woli dostarczyliśmy im wspaniałego widowiska. Podczas robienia zdjęć zaskoczyła nas mrówka. O dziwo, nie chodziło jej o mnie, ale o tego chudzielca Charlesa. – Na sali rozległ się śmiech. Charles śmiał się razem z innymi. – Potem wpadł w szczelinę i w ten sposób uratował się przed nią.

– Nawet gdybym tam nie wpadł, nie dałaby mi rady – bronił się Charles.

– Ponieważ zaś była młoda i z gatunku tych, z których udek Harry przyrządza pikantne steki, pomyślałem sobie, że warto by spróbować. Podszedłem zwierzynę i strzeliłem pociskami eksplodującymi, ale chybiłem. Możliwe, że to była trema. Świadomość, że oni siedzą sobie przed ekranami i obserwują każdy nasz ruch, wcale nie jest taka przyjemna. W każdym razie pocisk przeszedł obok, musiałem się więc wycofać. Kiedy odwróciłem się, zobaczyłem taki sam gigantyczny palec jak wtedy, kiedy buchnęli nam helikopter. I właśnie ten stwór oddzielił po prostu mrówce głowę od tułowia. Potem pomogłem Charlesowi wydostać się ze szczeliny, poćwiartowaliśmy mrówkę, załadowaliśmy dziczyznę i oto jesteśmy!

– Może powinniśmy zostać tam dłużej – dodał Charles. – W ten sposób przytrzymalibyśmy ich przy urządzeniach, a wy byście przyszli i przeprowadzili z nimi rozmową. – Spojrzał z wyrzutem na Chrisa.

Na sali rozległy się okrzyki protestu, ale również aprobaty.

Chris położył kres wrzawie.

– Uczynimy to możliwie jak najprędzej – wyjaśnił. – Ale nie wszyscy i na pewno nie bez pomocy naszej aparatury. Od przyszłego tygodnia będziemy mogli nadawać sygnały o dużej mocy na ich paśmie. To będzie pierwszy krok. A teraz pokażcie te zdjęcia.

To, co ujrzeli na zdjęciach, okazało się krótkim zarysem rozwoju makrosów. Ale o ile pierwsze zdjęcia zachęcały ich jeszcze do żartobliwych uwag i okrzyków, to w miarę oglądania następnych uspokajali się i spoglądali po sobie niemal z zakłopotaniem. Wreszcie na sali zapanowała cisza. Zebrani siedzieli zamyśleni, jakby przygnębieni.

Ogólny obraz makrosów, wynikający z tekstów tablic, nie różnił się zbytnio od wizji nakreślonej niedawno przez Ennila na podstawie uzyskanych informacji. Ale niektóre punkty omówiono na tablicach szczególnie dokładnie, jak gdyby makrosi chcieli podkreślić fakty bezsporne, nie podlegające żadnej dyskusji.

Chris odgadł myśli przyjaciół. Przerwał milczenie i powiedział na głos to, co u pozostałych stało się przyczyną przygnębienia:

– Widocznie wyrobili sobie o nas fałszywe zdanie.

46
{"b":"107060","o":1}