Hal przypomniał sobie coś nagle: w centrali encyklopedycznej zakodowany był fakt zaginięcia tego profesora w roku 1981 jako wydarzenie niezwykłe. Nie przywiązywał do tego większej wagi, zdziwiło go tylko, że tego typu wypadek przeszedł aż do historii. -… piękny sielankowy świat zbytku i szczęścia. Jego nauka głosiła: Jedynym ratunkiem ludzkości przed groźbą śmierci głodowej i nuklearnym samounicestwieniem jest – Chris przerwał na chwilę, a potem dokończył podniesionym głosem – miniaturyzacja ludzi!
Nam samym trudno jest dziś zrozumieć naszych przodków. W każdym razie demagodzy pokroju Nhaka znaleźli posłuch i wpływy. Świat był wtedy podzielony na kraje socjalistyczne i kapitalistyczne. Ten drugi obóz rozpadał się, przeżywał kryzysy i wstrząsy. Nie dostrzegał alternatywy, jaką był dla niego socjalizm, system obcy jego istocie.
Nhak głosił następującą tezę: Jeżeli ludzie ulegną pomniejszeniu, zwiększy się niemal nieskończenie przestrzeń życiowa. A bezkresna przestrzeń życiowa oznacza likwidację przyczyn wojen, umożliwi nowe odkrycia, badania, produkcję – słowem, renesans okresu twórczego.
Nhak wybierał długo, aż wreszcie skupił wokół siebie oddaną gromadkę kobiet i mężczyzn w liczbie około pięćdziesięciu, więcej osób nie chciał wtajemniczać. Oni tworzyli jego sektę, byli władzą ustawodawczą i wykonawczą.
W ciągu zaledwie trzech lat zdołali pozyskać wielu. Dwa tysiące. Byli to młodzi ludzie, pełni zapału, gotowi oddać życie za sprawę.
Profesor dysponował wyspą, którą przekształcono, przygotowano do nowych, oczekujących ich warunków. Olbrzymi teren został zadaszony szkłem, po czym wyznawcy sekty przystąpili do tworzenia nowego świata. Jednocześnie zatroszczono się o to, aby nikomu niczego nie zabrakło.
Być może przyznacie mi rację, jeżeli powiem, że takie zadanie może wzbudzić entuzjazm. Nic dziwnego, skoro w krótkim czasie pod szklanymi dachami wyprodukowano odmiany roślin i zwierząt użytkowych, jak również duże ilości odpowiednio przetworzonych materiałów.
Kiedy urodził się pierwszy mutant ludzki, nastąpił z pewnością moment najwyższej euforii. Wydarzenie przybrało charakter publicznego, niemal sakralnego aktu! Aktu, który zapoczątkował ustawę regulującą przyrost naturalny według modelu: dwa plus co najmniej cztery! Ponieważ płód był mały, poród nie wymagał najmniejszego wysiłku. Pierwszy noworodek miał długość – Chris urwał, zastanowią! się przez chwilę – czternastu centymetrów, według waszej miary. – Tu skinął głową ku swoim współtowarzyszom. Kilku z nich właśnie przygotowywało aparaturę filmową.
Po chwili zademonstrowano widzom film, wprawdzie nieostry, gruboziarnisty, ale wstrząsający. Fragmenty owego święta. Euforia, uniesienie, ekstaza – nieprawdopodobne i odrażające. Widzowie patrzyli na ekrany zafascynowani. Oto mieli przed sobą fragment żywej przeszłości, coś, czego nie można było porównać z innymi dokumentami. To, co oglądali, było filmem nakręconym wyłącznie dla tajnego archiwum.
Teraz ukazał się kawałek materiału, trzymany w dwóch rękach, a na nim poruszało się maleństwo, pierwszy sukces: człowiek, który miał osiągnąć wzrost najwyżej czterdziestu centymetrów.
Widocznie rodziny zaczęły stawiać sobie za punkt honoru przekroczenie ustalonej liczby dzieci, tym bardziej że państwo włączyło się aktywnie w proces wychowania, począwszy już od wieku niemowlęcego. Na filmie widoczna była teraz klinika położnicza, promieniejące ze szczęścia rodziny, narodziny dziecka. Poród był sprawą prostą, opieka nad dzieckiem przypominała raczej zabawę, ludzie zaczęli żyć w zbytku. Musieli wprawdzie pracować ciężko, ale na tym właśnie polegał ich misja. Po projekcji Chris ponownie zabrał głos.
– Tylko nieliczni zaufani profesora mieli śledzić wydarzenia na świecie. W końcu w umysłach pozostałych zagnieździła się nieufność, tym bardziej że nie wszystko przebiegało zgodnie z planem. Kolonia zasklepiła, się w sobie, zniszczono wszelką aparaturę radiową, a Nhak i jego grupa zaczęli usuwać systematycznie ślady przeszłości. Coraz więcej młodych wykazywało alarmujący zanik pamięci. Ogólny entuzjazm sprawił, że na pewien okres zdołano to zamaskować. Potem tłumaczono to jako los, nieuchronne następstwo procesu miniaturyzacji.
Zdaniem niektórych zanikowi pamięci nie przeciwdziałało się dlatego, że pomagał on wymazać przeszłość. Tych, którzy głosili ten pogląd, pozbyto się dyskretnie. Zostali, że tak powiem, wygnani z raju, przekonani, że nadszedł ich koniec. Potem właśnie oni z pomocą innych uratowali nas.
Zapowiadało się coś strasznego – wytyczono sobie cel: wzrost ludzi miał nie przekraczać dziesięciu centymetrów. Potem nastąpiło otrzeźwienie i fiasko: administracja straciła panowanie nad procesem miniaturyzacji. Profesor Nhak umarł. Nie było właściwie naukowej kadry następców. Nieufność sprawiła bowiem, że wtajemniczano tylko nielicznych. Życie zaczęło toczyć się szybciej. Spójrzcie na mnie! – Chris znowu podniósł głos. – Sądziliście, że przekroczyłem już trzydziestkę, prawda? Mam teraz dwanaście lat, a to oznacza prawie połowę życia!
Po raz pierwszy, odkąd Chris zabrał głos, podniósł się szmer. Halem również wstrząsnęło to wyznanie. Ich rozmówcą było dziecko! Ale już po chwili Hal uświadomił sobie bezsens tej myśli. Tamten kieruje przecież grupą ludzi w niezwykłej, skomplikowanej sytuacji i na pewno ponosi wielką odpowiedzialność, jak również musi podejmować doniosłe decyzje.
– Poza tym tego procesu miniaturyzacji nie można już było zatrzymać, nawet wtedy, kiedy przestano wreszcie oddziaływać na nas genetycznie. Zmniejszaliśmy się z pokolenia na pokolenie, aż do dziś.
Ludzie w pawilonie przysłuchiwali się jego słowom wstrzymując niemal oddech. Przytłoczył ich smutek zmieszany ze współczuciem…
Chris zaś opowiadał dalej.
Halowi nasunęło się nagle pytanie: dlaczego ów proces miniaturyzacji nie został odwrócony? Noloc, jakby czytając w jego myślach, powiedział:
– Pierwotnie było ich dwa tysiące, ale jeszcze za życia profesora Nhaka osiągnęli już liczbę ponad pięciu tysięcy. Każdy, kto wyraziłby chęć powrotu, byłby wyklęty. Powiedziałem już, co się stało z tymi, którzy odważyli się sprzeciwić.
Potem zaczęła się walka o życie. Musieli teraz stale dostosowywać otoczenie do swojego wzrostu. Do tego potrzeba było jednak umysłów badaczy, a administracja, bojąc się o własną egzystencję, wolała nie likwidować bariery pamięciowej, aby nie powiększać grona wtajemniczonych. O tym wiemy dopiero od kilkunastu lat. Wtedy nie byli w stanie prowadzić konsekwentnie badań, zmniejszać stale przyrządów i tak dalej… W pewnym sensie ten stan rzeczy przetrwał do dziś. Z biegiem czasu nasz zadaszony świat stykał się coraz częściej z waszym światem makro. Zaczęły się kłopoty. Raz był to deszcz, innym razem mrówki i inne groźne dla nas zwierzęta, ale nie chcę zanudzać was takimi sprawami.
Administracja dostrzegła niebezpieczeństwo grożące istnieniu narodu, a więc również jej samej. Czuła, że wzrasta buntownicze pragnienie powrotu, chociaż ostatnie metody zastraszenia były skuteczne. Zdecydowali się wtedy na jedyny właściwy – z ich punktu widzenia – krok: ogłosili sensacyjną wiadomość, że świat makro przestał istnieć. Nie zapominajmy bowiem, że żyli jeszcze nieliczni przedstawiciele tamtego pokolenia, które nie cierpiało na amnezję.
Mikrosi byli więc jakoby jedynymi istotami, które miały zapewnić przetrwanie gatunku ludzkiego. Do roku 2050 nie byli jednak w stanie prowadzić planowych badań nad genetyką. Całą ich zdolność pochłaniała walka o byt. Wynajdywali więc broń przeciw największym wówczas wrogom: owadom.
Są i inne kłopoty. Jeszcze trochę i siłą rzeczy dojdzie do rewolucji przemysłowej, osiągnięto już bowiem szczytowy poziom obrabiania różnych metali i tworzyw sztucznych. Dlatego też nawiązanie kontaktu z wami jest częścią naszej misji.
Hal przełknął ślinę. Zaczął teraz rozumieć lepiej położenie przybyszów. Noloc mówił dalej zmienionym tonem:
– Mieliśmy duże straty, kiedy zaczęliśmy odkrywać nasz świat, a odkryliśmy go na wyspie pośród nieprzebytego dla nas – jak to się wtedy wydawało – bezmiaru wód.