Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Albo dlaczego.

– Co dlaczego?

– Dlaczego je się kaszę.

– Zapytaj mądrzejszych.

– A ty pomyśl o tym.

Nie musiałam. Spotkania Ryana w Beaufort pragnęłam równie mocno jak umieszczenia moich danych na liście osób samotnych w kąciku Ludzie Spotykają Ludzi mojej lokalnej gazety.

– A co z tymi dwoma zwęglonymi ciałami na piętrze? – Wróciłam do St-Jovite.

– Nadal nad tym pracujemy.

– Czy Anna Goyette się pojawiła?

– Nie mam pojęcia.

– A są postępy w sprawie, którą prowadzi Claudel?

– W której?

– Tej poparzonej ciężarnej dziewczyny.

– O niczym nie wiem.

– To się dowiedz. I daj mi znać, co znajdziesz w Teksasie.

Odłożyłam słuchawkę i przyniosłam sobie dietetyczną colę. Jeszcze wtedy nie przeczuwałam, że tego dnia będę dużo rozmawiać przez telefon.

Całe popołudnie pracowałam nad referatem, który planowałam zaprezentować na spotkaniu Amerykańskiego Związku Antropologii Fizycznej na początku kwietnia. Jak zwykle odczuwałam stres spowodowany odkładaniem zbyt wiele na ostatnią chwilę.

O wpół do czwartej, kiedy zajęta byłam sortowaniem zdjęć tomografii komputerowej, znowu zadzwonił telefon.

– Jeszcze tam siedzisz?

– Ryan, niektórzy pracują.

– Adres w Teksasie to dom Schneiderów. Rodzice twierdzą, że Heidi i Brian pojawili się w sierpniu i zostali aż do narodzin dzieci. Heidi nie chciała opieki szpitalnej i urodziła w domu, z położną. Łatwy poród. Żadnych komplikacji. Dziadkowie szaleli ze szczęścia. Potem na początku grudnia odwiedził ich jakiś mężczyzna, a tydzień później jakaś starsza pani podjechała furgonetką i wyjechali razem.

– Dokąd pojechali?

– Rodzice nie wiedzą. Nie kontaktowali się od tamtej pory.

– Kim był ten mężczyzna?

– Nie mamy żadnej wskazówki, ale oni twierdzą, że mocno przestraszył Heidi i Briana. Po jego wyjściu ukryli dzieci i nie chcieli wyjść z domu, dopóki nie zjawiła się ta starsza pani. Papie Schneiderowi on się też nie podobał.

– Dlaczego?

– Nie spodobał mu się jego wygląd. Podobno przypominał… Pozwól mi zacytować. – Wyobraziłam sobie, jak przerzuca kartki w swoim notesie. – “…cholerny skunks”. Poeta, co?

– Niech się Yeats schowa. Coś jeszcze?

– Rozmawiając z tymi ludźmi miałem wrażenie, że gadam ze swoją papugą, ale tylko to mogłem zrobić.

– Masz papugę?

– Babcia powiedziała, że Heidi i Brian należeli do jakiejś grupy. Wszyscy mieszkali razem. Mówić dalej?

– Właśnie wzięłam cztery tabletki valium. Dawaj.

– W Beaufort, Południowa Karolina.

– To by pasowało.

– Jak cholera.

– Co jeszcze mówili?

– Nieważnego.

– A co z Brianem Gilbertem?

– Poznali się z Heidi na uczelni dwa lata temu i oboje krótko potem rzucili studia. Babcia Schneider myślała, że on pochodzi z Ohio. Powiedziała, że śmiesznie mówił. Sprawdzamy to. – Powiedziałeś im?

– Tak.

Przez chwilę milczeliśmy. Informowanie o morderstwie to najgorszy obowiązek w pracy detektywa, tego boją się najbardziej.

– Nadal potrzebuję cię w Beaufort.

– Nadal nie jadę. To sprawa policyjna, nie sądowa.

– Kiedy się zna okolicę, to można przyspieszyć sprawę.

– Nie w Beaufort.

Dziesięć minut później telefon się znowu rozdzwonił.

– Bonjour, Temperance. Comment ca va?

LaManche. Ryan nie marnował czasu i umiał się o siebie zatroszczyć. Czy nie mogłabym pomóc porucznikowi Ryanowi w sprawie w Beaufort? To wyjątkowo delikatna sprawa, a media zaczynają się niecierpliwić. Zapłacą mi i zwrócą wszelkie koszty.

W czasie rozmowy zapaliła się lampka oznaczająca nową wiadomość. Obiecałam mu, że zobaczę, czy dam radę, i rozłączyłam się.

Wiadomość zostawiła Katy. Jej plany na następny tydzień nieco się zmieniły. Przyjeżdżała do domu na weekend, ale potem chciała dołączyć do swoich przyjaciół na wyspie Hilton Head.

Oparłam się o biurko, by zebrać myśli, a wzrok sam pobiegł ku ekranowi komputera z moim nie dokończonym referatem. Mogłam jechać do Beaufort z Katy i mogłam tam pisać dalej. Potem ona pojechałaby na Hilton Head, a ja zostałabym i pomogła Ryanowi. LaManche byłby zadowolony. Ryan też. I przydałaby się jakaś dodatkowa gotówka.

Miałam też powód, by nie jechać.

Telefon Ryana sprawił, że przed oczami co chwila stawał mi Malachy. Widziałam jego półprzymknięte oczy i zniekształconą klatkę piersiową, jego, malutkie paluszki zaciśnięte w chwili śmierci. Pomyślałam o jego zmarłym. braciszku, nieżyjących rodzicach i rozpaczających dziadkach. To całe rozmy sianie wprawiło mnie w stan melancholii i zapragnęłam na chwilę uciec ot tego wszystkiego.

Sprawdziłam swój plan zajęć na następny tydzień. Na czwartek zaplanowałam projekcję filmu na temat ewolucji człowieka. To mogłam przesunąć. Temat może być równie inspirujący we wtorek.

Przepytywanie z kości na zajęciach z osteologii, następnie laboratorium. Wykonałam krótki telefon. Żaden problem. Alex mnie zastąpi, jeżeli wszystko dla niej przygotuję.

Sprawdziłam program spotkań. Żadnych zebrań komitetu w tym miesiącu. Po jutrzejszym następne spotkanie ze studentami wypada dopiero pod koniec przyszłego tygodnia.

Mogłoby się udać.

A tak naprawdę to moim obowiązkiem było pomagać, jeżeli tylko mogłam. Bez względu na to, jak ważna miałaby być moja rola. Nie mogłam przywrócić kolorów policzkom Malachy'ego ani zamknąć okropnej rany w jego piersi. Nie mogłam też wymazać bólu Schneiderów ani oddać im dzieci i wnuków. Mogłam tylko pomóc w ujęciu psychopatycznego mutanta, który ich zabił. I może uratować innych takich jak Malachy.

Jeżeli masz zamiar to zrobić, Brennan, to po prostu to zrób.

Zadzwoniłam do Ryana i powiedziałam, że mogę mu poświęcić poniedziałek i wtorek. Dam mu znać, gdzie się zatrzymam.

Przyszedł mi do głowy pomysł, więc zadzwoniłam w jeszcze jedno miejsce, a potem do Katy. Wyjaśniłam jej mój plan, a ona była jak najbardziej za. Ustaliłyśmy, że spotkamy się w domu w piątek i pojedziemy moim samochodem.

– Zaraz idź do kliniki i zrób test na gruźlicę – kazałam. – Podskórny, nie tylko powierzchniowy. I niech zrobią analizę wyników w piątek, zanim wyjedziesz.

– Po co?

– Mam świetny pomysł na twoją pracę i to jest niezbędne. A jak będziesz w klinice, weź kopię swojej karty szczepień.

– Mojej czego?

– Zapisy wszystkich szczepień. Musisz to dołączyć do dokumentów na uniwersytet. I przywieź wszystkie materiały, które profesor rozdał w związku z tą pracą.

– Czemu?

– Zobaczysz.

15

W czwartek zajęcia przeplatały się z konsultacjami ze studentami. Po obiedzie wykręciłam do Pete'a i poprosiłam, by zaglądał do Birdy’ego w weekend. Około dziesiątej zadzwoniła Harry i zawiadomiła mnie, że skończyła swoje seminarium. Wybrano ją na spotkanie z profesorem i została zaproszona do niego na obiad w piątek. Chciała jeszcze zostać w moim mieszkaniu na weekend.

Odparłam, że może sobie mieszkać tak długo, jak tylko jej się podoba. Nie pytałam, gdzie była cały tydzień ani dlaczego nie zadzwoniła. Ja wykręciłam kilka razy, w tym dwa razy po północy, a ona ani razu nie oddzwoniła. O tym też jej nie powiedziałam.

– Spotykasz się z Ryanem w Królestwie Bawełny w przyszłym tygodniu? – zapytała.

– Wszystko na to wskazuje. – Zęby zaczęły mi się zaciskać. Skąd ona o tym wie?

– Powinno być miło.

– To sprawa zawodowa, Harry.

– Zgadza się. Ale on i tak jest przystojny jak diabli.

– Jego przodków uczono szukać trufli.

– Co?

– Nieważne.

W piątek rano wybrałam fragmenty kości, wypisałam pytania i rozłożyłam zestawy na tackach. Alex, moja asystentka, ułoży kartki i próbki w porządku liczbowym i będzie odliczała czas, kiedy studenci będą przechodzić od jednej “stacji” do drugiej. Znany od lat sposób na test.

36
{"b":"101657","o":1}