Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Zadzwoń do niego. Z nią jest wszystko w porządku.

Nacisnęłam przycisk wybierania numerów. Nikt nie odbierał.

Zadzwoniłam do mojego mieszkania w Montrealu. Nic. Zostawiłam wiadomość.

Może Pete? On chyba jednak nie miał od Harry żadnych wiadomości…?

Oczywiście, że nie. Moją siostrę lubił tak, jak lubi się grzybicę stóp. I ona l o tym wiedziała.

Wystarczy, Brennan. Wracaj do swoich ofiar. Potrzebują ciebie.

Przestałam myśleć o mojej siostrze. Już wcześniej gdzieś znikała. Musiałam założyć, że nic jej nie jest.

Wróciłam na kanapę.

Kiedy się obudziłam, leżałam kompletnie ubrana, a na mojej piersi leżał dzwoniący telefon.

– Dzięki za telefon, ciociu Tempe. Ja… Może przesadzam, ale matka wydawała się bardzo przygnębiona, kiedy ostatni raz z nią rozmawiałem. A teraz zniknęła. To do niej niepodobne. Takie przygnębienie.

– Kit, na pewno nic jej nie jest.

– Pewnie masz rację, ale, cóż, mieliśmy plany. Ciągle narzeka, że już nigdy nie spędzamy razem czasu, więc obiecałem, że zabiorę ją w przyszłym tygodniu na łódź. Prawie już skończyłem ją odnawiać i chcieliśmy z Harry popływać po Zatoce przez kilka dni. Jeżeli zmieniła plany, to mogła chociaż zadzwonić.

Znowu zdenerwowała mnie typowa dla niej bezmyślność.

– Ona się skontaktuje z tobą, Kit. Kiedy wyjeżdżałam, była zajęta swoją pracą. Znasz przecież matkę.

– Tak. – Zamilkł na moment. – Ale wtedy wydawała się taka… – Szukał odpowiedniego słowa. – Bez życia. To do niej niepodobne. Przypomniałam sobie ostami wieczór z Harry.

– Może to część jej nowej osobowości. Miły, zewnętrzny spokój. – Moje słowa brzmiały fałszywie nawet dla mnie.

– Tak. Chyba tak. Czy wspominała, że chce gdzieś jechać?

– Nie. Dlaczego?

– Powiedziała coś, co sprawiło, że pomyślałem, że może planowała jakąś podróż. Ale brzmiało to tak, jakby to nie był jej pomysł albo nie miała ochoty jechać… Kurczę, nie wiem.

Westchnął. Wyobraziłam sobie, jak dłonią przeczesuje włosy do tylu, potem wodzi nią po czubku głowy. Frustracja Kita.

– Co powiedziała? – Wbrew swojemu postanowieniu zaczęłam odczuwać mały niepokój.

– Dokładnie nie pamiętam. Ale nawet nie zwracała uwagi na to, co ma na sobie albo jak wygląda. Czy to podobne do mojej matki?

Nie, na pewno nie.

– Ciociu Tempe, czy wiesz coś o tej grupie, z którą się związała?

– Znam tylko jej nazwę. Usprawnienie Życia Wewnętrznego, chyba coś takiego. Poczułbyś się lepiej, gdybym zdobyła trochę informacji?

– Aha.

– I zadzwonię do moich sąsiadów w Montrealu, i zapytam, czy jej nie widzieli, dobrze?

– Dobrze.

– Kit, pamiętasz, kiedy ona poznała Strikera?

Zastanawiał się przez chwilę.

– Pamiętam.

– Jak to wtedy było?

– Pojechała na zawody balonowe, nie było jej przez trzy dni i wróciła jako mężatka.

– A ty byłeś zszokowany tak jak teraz!

– Tak. Ale wtedy zabrała chociaż swoją lokówkę! Poproś ją, żeby do mnie zadzwoniła. Zostawiłem tam na sekretarce wiadomości, ale, cholera, może coś ją wkurzyło. Kto wie?

Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek. Kwadrans po dwunastej. Znowu zadzwoniłam do Montrealu. Harry nie było, zostawiłam więc jeszcze jedną wiadomość.

Leżąc w ciemnościach zadawałam sobie pytania. Dlaczego nie sprawdziłam tej grupy, do której wstąpiła Harry? Bo nie było powodu. Zapisała się na kurs, na który trafiła przez legalną instytucję, i nie było powodu się martwić. Poza tym, śledzenie wszystkich ruchów Harry wymagałoby zatrudnienia detektywa na pełen etat.

Jutro. Jutro wykonam parę telefonów. Już nie dzisiaj. Zakończyłam przesłuchanie.

Poszłam do sypialni, rozebrałam się i wsunęłam pod kołdrę. Potrzebowałam snu. Potrzebowałam wytchnienia od wrzawy dnia.

Wentylator nad moją głową cicho pomrukiwał. Pomyślałam o salonie Doma Owensa i, choć starałam się je odsunąć, powróciły imiona.

Brian. Heidi. Brian i Heidi byli studentami.

Jennifer Cannon była studentką.

Anna Goyette.

Mój żołądek odwrócił się na drugą stronę.

Harry.

Harry zapisała się na swoje pierwsze seminarium w North Harris County Community College. Harry była studentką.

Inni zostali zamordowani albo zniknęli przebywając w Quebecu.

Moja siostra była w Quebecu.

Czy na pewno?

Gdzie, do diabła, podziewał się Ryan?

Kiedy wreszcie zadzwonił, moja obawa osiągnęła już wymiary strachu.

28

Zniknęli? Jak to, zniknęli?

Spałam niespokojnie i kiedy Ryan obudził mnie o świcie, już czułam nadchodzący ból głowy.

– Kiedy przyjechaliśmy z nakazem, zastaliśmy pusty dom.

– Dwadzieścia sześć osób tak po prostu zniknęło?

– Owens z jakąś kobietą zatankował obie furgonetki koło siódmej wczoraj rano. Facet ze stacji ich zapamiętał, bo zwykle tak nie robili. Dotarliśmy z Bakerem do komuny gdzieś koło piątej po południu. Gdzieś między siódmą rano a piątą po południu padre i jego stadko wzięli nogi za pas.

– Po prostu odjechali?

– Baker przez radio powiadomił wszystkich oficerów, ale do tej pory nie znaleziono żadnej z furgonetek.

– Na litość boską. – Nie mogłam w to uwierzyć.

– Ale to nie wszystko.

Czekałam.

– W Teksasie zniknęło osiemnaście osób.

Zrobiło mi się zimno.

– Wygląda na to, że w posiadłości Guilliona była druga grupa. Departament szeryfa w hrabstwie Fort Bend obserwował ich przez kilka lat i wreszcie stwierdzili, że trzeba im się bliżej przyjrzeć. Niestety, kiedy przyjechali na miejsce, braci nie było. Znaleźli starego mężczyznę chowającego się pod werandą z cocker spanielem.

– I co im powiedział?

– Aresztowali go, ale jest albo zniedołężniały, albo słaby na umyśle, bo prawie nic nie powiedział.

– Może udaje.

Niebo za oknem jaśniało.

– I co teraz?

– Teraz zostawiamy posiadłość na Świętej Helenie i mamy nadzieję, że chłopcy ze stanowej ustalą, dokąd Owens zaprowadził swoich wiernych.

Rzut oka na zegarek. Dziesięć po siódmej, a ja już gryzę paznokieć kciuka.

– A co tam u ciebie?

Opowiedziałam mu o śladach zębów na kościach i o moich podejrzeniach co do Carole Comptois.

– To nie ten sposób działania.

– Jaki sposób działania? Simmonet została zastrzelona, Heidi i jej rodzina pocięci i pchnięci nożem, a co do tych dwóch osób na górze to nie wiemy, jak zginęły. I Cannon, i Comptois atakowały psy i raniono je nożem. To nie zdarza się często.

– Comptois zamordowano w Montrealu. Cannon z przyjaciółką znaleziono tysiąc dziewięćset kilometrów na południe. Myślisz, że ten pies złapał szybki pociąg?

– Nie twierdzę, że to ten sam pies. Ten sam wzór zachowania.

– Z jakiego powodu?

Całą noc zadawałam sobie to pytanie. I kto?

– Jennifer Cannon studiowała na McGill. Anna Goyette również. Heidi i Brian też byli w szkole, kiedy przyłączyli się do grupy Owensa. Mógłbyś sprawdzić, czy Carole Comptois miała coś wspólnego z uniwersytetem? Uczyła się, może pracowała w kolegium?

– To była prostytutka.

– Może wygrała stypendium? – warknęłam. Jego negatywne nastawienie irytowało mnie.

– Dobrze, dobrze. Nie denerwuj się.

– Ryan… – Zawahałam się, bo wydawało mi się, że jeżeli powiem to głośno, to coś strasznego stanie się prawdą. Nie popędzał mnie.

– Moja siostra zapisała się na seminarium w kolegium w Teksasie.

Na linii nadal panowała cisza.

– Jej syn dzwonił do mnie wczoraj, bo nie może się z nią skontaktować. Ja też nie.

– To może być część treningu. No wiesz, takie wycofanie się. A może zastanawia się w samotności nad swoim życiem. Ale jeżeli naprawdę się martwisz, to zadzwoń do tej uczelni.

– Chyba tak.

– Przecież to, że zapisała się w Teksasie, nie znaczy…

– Zdaję sobie sprawę z tego, że przesadzam, ale przestraszyły mnie słowa Kathryn, a teraz Dom Owens gdzieś planuje nie wiadomo co.

67
{"b":"101657","o":1}