– Chciałbyś. Proszę, gotuj wodę. – Wręczyłam mu makaron.
Kiedy Pete brał ode mnie torbę, pojawił się Birdie, wyciągnął najpierw jedną tylną łapę, potem drugą i usiadł układając wszystkie cztery w zgrabny kwadracik. Spojrzał mi w twarz, ale nie podszedł.
– Cześć, Bird. Tęskniłeś za mną?
Kot się nawet nie poruszył.
– Miałeś rację. Jest wkurzony – stwierdziłam.
Rzuciłam torebkę na kanapę i poszłam za Pete'em do kuchni. Na krzesłach po obu końcach stołu leżały stosy listów, większość z nich nie otwarta. To samo działo się na starym krześle pod oknem i na drewnianej półce pod telefonem. Nic nie powiedziałam. To już nie był mój problem.
Spędziliśmy milo godzinę jedząc spaghetti i rozmawiając o Katy i reszcie rodziny. Powiedziałam mu, że dzwoniła jego matka skarżąc się, że czuje się zaniedbywana. Odpowiedział, że będzie reprezentował ją i kota razem. Kazałam mu do niej zadzwonić. Obiecał, że to zrobi.
O wpół do dziewiątej zniosłam Birdiego do samochodu, Pete szedł za mną z kocimi akcesoriami. Pod względem ilości bagażu mój kot bije mnie na głowę.
Kiedy otworzyłam drzwi, Pete położył swoją dłoń na mojej.
– Jesteś pewna, że nie chcesz zostać?
Zacisnął palce, a drugą ręką delikatnie pogłaskał mnie po włosach.
Byłam? Milo było poczuć jego dotyk, wspólna kolacja wydawała się czymś tak normalnym. Coś się we mnie poruszyło.
Pomyśl, Brennan. Jesteś zmęczona. I napalona. Bierz tyłek i do domu.
– A co z Judy?
– Chwilowe zakłócenie porządku kosmicznego.
– Chyba nie, Pete. Już to przerabialiśmy. Wspaniała kolacja.
Wzruszył ramionami i opuścił ręce.
– Wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedział i wrócił do mieszkania.
Czytałam, że człowiek ma w mózgu dziesięć trylionów komórek. Tego wieczoru wszystkie dziesięć trylionów w mojej głowie pracowało na najwyższych obrotach, z szaleńczą prędkością przekazując sobie wiadomości na jeden temat: Pete.
Dlaczego nie użyłam mojego klucza?
Komórki były zgodne co do tego, że są jakieś granice. Nie chodziło o zabawę typu “nie przekraczaj tej linii”, ale o wyznaczanie nowego terytorium, w rzeczywistości i symbolicznie.
Dlaczego się rozstaliśmy? Był taki czas, kiedy niczego tak nie pragnęłam, jak wyjść za niego za mąż i być z nim do końca życia. Jaka była różnica między tamtą mną a mną teraz? Byłam bardzo młoda, kiedy wychodziłam za mąż, ale czy dziś nie zrobiłabym tak samo? A może to Pete się zmienił? Czy ten, za którego wyszłam, był tak nieodpowiedzialny? Taki niewiarygodny? Czy kiedyś uważałam, że taki jest jego urok?
Komórki zauważyły, że zaczynam brzmieć jak ckliwa piosenka.
Co doprowadziło do naszej separacji? Jakich wyborów dokonaliśmy? Czy tak samo wybralibyśmy teraz? Czy to przeze mnie? Przez Pete'a? A może tak było nam pisane? Co poszło nie tak? A może właśnie dobrze? Czy nowa droga, którą teraz szłam, była dobra, czy droga mojego małżeństwa już się skończyła?
Ciężka sprawa, stwierdziły komórki.
Wciąż chciałam spać z Pete'em?
Jednogłośne tak komórek.
Ale to był chudy rok pod względem życia seksualnego, argumentowałam.
Interesujący dobór słów, zauważyły przedstawicielki id. Chudy. Żadnego mięsa. Znaczy głód.
Ale był ten prawnik w Montrealu, zaprotestowałam.
To nie to. Prawie nie zaiskrzyło. Zbyt niskie napięcie.
Nie ma co się spierać z umysłem, kiedy jest w takim nastroju.
14
W środę rano ledwie przyjechałam na uniwersytet, a już zadzwonił telefon, Zdziwiłam się, słysząc głos Ryana.
– Nawet mi nie mów, jaka jest pogoda – rzekł zamiast powitania.
– Jest piętnaście stopni i nasmarowałam się kremem do opalania z filtrem.
– Ty naprawdę jesteś złośliwa, Brennan.
Nic nie odpowiedziałam.
– Porozmawiajmy o St-Jovite.
– Mów. – Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam rysować trójkąty.
– Mamy nazwiska tych czterech ofiar.
Poczekałam.
– To była rodzina. Matka, ojciec i bliźnięta, chłopcy.
– To już wiedzieliśmy.
Usłyszałam szelest papieru.
– Brian Gilbert, lat dwadzieścia trzy, Heidi Schneider, lat dwadzieścia Malachy i Mathias Gilbert, cztery miesiące. Połączyłam trójkąciki w jedną całość.
– Większość kobiet byłaby pod wrażeniem mojego odkrycia.
– Ja nie jestem większość kobiet
– Jesteś na mnie wkurzona?
– A powinnam być?
Przestałam zaciskać zęby i nabrałam powietrza w płuca. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
– W Beli Canada jak zwykle się nie spieszyli, ale wydruk rozmów telefonicznych dostaliśmy w końcu w poniedziałek. Jedyny numer nie stąd, pod który dzwoniła w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, należy do rejonu z kodem osiem-cztery-trzy.
Zatrzymałam się w połowie trójkącika.
– Chyba nie tylko twoje serce jest w Dixie… – dodał,
– Ale wymyśliłeś.
– I chyba trudno zapomnieć o starych czasach tam spędzonych.
– Niby gdzie?
– W Beaufort, Południowa Karolina.
– Możesz jaśniej?
– Starsza pani często tam dzwoniła, przestała nagle zeszłej zimy.
– Dokąd dzwoniła?
– To chyba prywatny numer. Tamtejszy szeryf ma to dzisiaj sprawdzić.
– I to tam mieszkała ta rodzina?
– Niezupełnie. To powiązanie z Beaufort skłoniło mnie do zastanowienia się. Dzwoniła dość regularnie, telefony urwały się nagle dwunastego grudnia. Dlaczego? To trzy miesiące przed pożarem. Coś mi nie dawało spokoju. Trzy miesiące. I w końcu skojarzyłem. Sąsiedzi twierdzili, że ta para z dziećmi mieszkała w St-Jovite trzy miesiące. Ty powiedziałaś, że dzieci miały cztery miesiące, więc może urodziły się w Beaufort, a telefony skończyły się, kiedy rodzina przyjechała do St-Jovite.
Pozwoliłam mu mówić.
– Zadzwoniłem do szpitala Memoriał w Beaufort, ale w zeszłym roku nie urodziła się ani jedna para bliźniąt chłopców. Sprawdziłem więc kliniki i jest. Przypomnieli sobie matkę w… – Znowu zaszeleścił papier. -…Klinice Zdrowia Ogólnego Beaufort-Jasper na Świętej Helenie. To jest wyspa.
– Wiem o tym, Ryan.
– To wiejska klinika zdrowia, głównie czarni lekarze, głównie czarni pacjenci. Rozmawiałem z jedną panią ginekolog, która najpierw coś tam bredziła o prywatności pacjentów, a potem przyznała, że opiekowała się ciężarną, która pasowała do mojego opisu. Kiedy ta kobieta przyjechała, była w czwartym miesiącu ciąży bliźniaczej. Termin miała wyznaczony na koniec listopada. Heidi Schneider. Lekarka powiedziała, że ją zapamiętała, bo była biała, i z powodu bliźniaków.
– A więc tam urodziła?
– Nie. Kolejnym powodem, dla którego ją zapamiętała, było zniknięcie pacjentki. Kobieta chodziła do kontroli przez cały szósty miesiąc, a potem już się nie pojawiła.
– Tylko tyle?
– Tylko tyle powiedziała, zanim jej nie przefaksowałem zdjęcia z autopsji. Chyba będzie jej się to śniło przez jakiś czas. Kiedy zadzwoniła, była bardziej skłonna do zwierzeń. Formularz osobowy zbyt wiele nie wyjaśnił. Heidi nie była zbyt rozmowna przy wypełnianiu. Podała, że ojcem jest Brian Gilbert, adres w Sugar Land w Teksasie, a w rubrykach na jej miejscowy adres i telefon nic nie wpisała.
– Znaleźliście coś w Teksasie?
– Właśnie sprawdzamy, proszę pani.
– Ryan, nie zaczynaj.
– Jaki poziom reprezentują nasi mundurowi w Beaufort?
– Nie wiem. Ale i tak ich jurysdykcja nie sięga Świętej Heleny. Nie jest przyłączona, więc to jest terytorium szeryfa.
– A więc spotkamy się z nim.
– My?
– Lecę tam w niedzielę i przydałby mi się jakiś przewodnik. Wiesz, ktoś, kto zna język, zna tamtejszy protokół. I nie mam pojęcia, jak się je tę waszą kaszę.
– Nie mogę. W przyszłym tygodniu przyjeżdża Katy. Poza tym Beaufort to moje ukochane miejsce na ziemi. Jeżeli kiedykolwiek cię oprowadzę, a prawdopodobnie nigdy się to nie zdarzy, na pewno nie wtedy, kiedy ty będziesz pracował nad sprawą.