Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Po nim zabiera głos Mardonios. Żeby pozyskać sobie Kserksesa, zaczyna przypochlebnie: Panie, ty jesteś najlepszy ze wszystkich Persów, nie tylko tych, którzy byli, ale i tych, którzy będą… Po tym rytualnym wstępie stara się przekonać Kserksesa, że nie będzie żadnych trudności w pokonaniu Greków. – No problem! – zdaje się mówić przejęty Mardonios. Twierdzi dalej, że Grecy nie potrafią prowadzić wojen, a to wskutek swojej niezręczności i braku rozumu… Dlatego też któż Z nich ośmieli się, królu, wyjść przeciw tobie na wojnę, gdy ty prowadzisz tłumy z Azji i wszystkie okręty? Jestem pewny, że Grecy nie są aż takimi szaleńcami!

Wśród zebranych Persów zapada cisza: reszta Persów milczała i nie ważyła się objawić przeciwnego zdania.

To zrozumiałe! Wyobraźmy sobie bowiem sytuację: jesteśmy w Suzie, stolicy perskiego imperium. W przewiewnej, ocienionej sali pałacu królewskiego siedzi na tronie młody Kserkses, a wokół, na kamiennych ławach, wezwani najznakomitsi Persowie. Narada dotyczy ostatecznej bitwy o świat – jeżeli ta wojna zostanie wygrana, cały już świat będzie należał do króla Persów.

Z tym że pole tej bitwy jest daleko od Suzy – sprawni gońcy potrzebują trzech miesięcy, aby pokonać odległość dzielącą Suzę od Aten. Trudno sobie nawet przedstawić operację dziejącą się tak daleko. Ale nie dlatego zwołani Persowie nie ważą się wypowiedzieć przeciwnego zdania. Bo choć są oni tak ważni i wpływowi, choć stanowią elitę elit, wiedzą jednak, że żyją w państwie autorytarnym i despotycznym i że wystarczy jeden ruch Kserksesa, aby każdemu z nich spadła głowa. Siedzą więc wystraszeni i ocierają pot z czoła. Boją się odezwać. Nastrój musi przypominać atmosferę posiedzeń Biura Politycznego, którym przewodniczy Stalin – ta sama stawka, którą nie jest tylko kariera, lecz i życie.

Ale jednak jest ktoś, kto może odezwać się bez obaw. To stary Artabanos, brat zmarłego Dariusza, stryj Kserksesa. Ale i on zaczyna ostrożnie, usprawiedliwiająco: Królu, jeżeli nie wypowie się przeciwnych sobie poglądów, nie można wybrać lepszego… I tu przypomina, że odradzał ojcu Kserksesa, a swojemu bratu Dariuszowi wyprawę na Scytów, bo ta się źle skończy. I tak się też stało. A cóż dopiero iść na Greków! A ty, królu, zamierzasz ruszać w pole przeciw mężom, którzy są o wiek jeszcze dzielniejsi od Scytów i podobno zarówno na morzu, jak na lądzie są najznakomitsi.

Toteż zaleca rozwagę i długi namysł. Atakuje Mardoniosa, że zachęca króla do wojny, i proponuje mu: my dwaj oddajmy w zastaw nasze dzieci. I jeżeli sprawa tak wypadnie dla króla, jak ty mówisz, niechaj będą zabite moje dzieci, a ja z nimi; jeśli zaś tak, jak ja przepowiadam, niech twoje dzieci zginą, a z nimi i ty, o ile powrócisz. Jeżeli jednak nie zechcesz przyjąć tego warunku, lecz powiedziesz wojsko przeciw Grekom, to ~ jak sądzę - niejeden z tych, co tu pozostaną, usłyszy, że Mardonios, sprawiwszy wielkie zło Persom, rozszarpany został przez psy i ptaki gdzieś w kraju Ateńczyków…

Napięcie tego spotkania rośnie, wszyscy zdają sobie sprawę, że gra toczy się o najwyższą stawkę. Kserkses wpada w gniew, nazywa Artabanosa bezdusznym tchórzem, za karę zabrania mu, żeby szedł z nim na wojnę. Tłumaczy: cofnąć się jest już niemożliwe dla obu stron, bo chodzi tu o działanie albo o bierność; chodzi o to, czy całe imperium ma ulec Grekom, czy też wszystkie ich ziemie mają należeć do Persów. Bo między naszymi wrogimi dążeniami nie ma żadnej pośredniej drogi.

I rozwiązuje naradę.

Potem przyszła noc i Kserksesa niepokoiła opinia Artabanosa. Rozważył sobie rzecz i doszedł do przekonania, że wcale nie jest dlań korzystnie wyruszać na Greków… wtedy usnął i oto ujrzał w nocy, jak opowiadają Persowie, taką marę senną. Zdawało mu się, że wielki i kształtny mąż przystąpił doń i rzekł: - Zmieniasz zatem, Persie, swój plan, tak że nie powiedziesz wojska przeciw Grekom?… raczej tę obierz drogę, na którą zdecydowałeś się wcześniej… Po tych słowach, jak się zdawało Kserksesowi, mara uleciała.

Z nastaniem dnia Kserkses ponownie zwołuje naradę: ogłasza, że zmienił zdanie i że nie będzie wojny. Słysząc to, uradowani Persowie złożyli mu hołd.

Ale w nocy, gdy Kserkses zasnął, znowu przystąpiła doń ta sama mara senna i rzekła:… jeżeli zaraz nie wyprawisz się na wojnę, wyniknie z tego, co następuje: jak w krótkim czasie stałeś się wielkim i potężnym, tak równie szybko znajdziesz się na dnie.

Kserkses, przerażony tym widzeniem sennym, wyskoczył z łoża i przez posłańca zawołał do siebie Artabanosa. Zwierza mu się z koszmarów nocnych, odkąd postanowił odwołać wyprawę na Greków: odkąd zmieniłem zdanie i powziąłem inną decyzję, zjawia mi się raz po raz widziadło senne, które bynajmniej tego nic pochwala, a teraz nawet zaczęło mi grozić, jeżeli bóg jest tym, który je zsyła, i życzy sobie, żeby wyprawa wojenna przeciw Grekom była podjęta, to i do ciebie przyjdzie ta sama mara senna i podobnie jak mnie będzie ci nakazywać.

Artabanos próbuje uspokoić Kserksesa: to, mój synu, wcale nie jest sprawą boską… zazwyczaj owe błąkające się widzenia senne głównie tych spraw dotyczą, o których ktoś za dnia myślał My zaś w ostatnich dniach przede wszystkim byliśmy zajęci ową wyprawą…

Kserkses jednak nie może się uspokoić, zjawa senna nachodzi go, każe mu iść na wojnę. Proponuje: skoro Artabanos nie wierzy mu, niechże włoży królewskie szaty, usiądzie na królewskim tronie, a potem, nocą, położy się w królewskim łożu. Artabanos tak czyni… i kiedy udał się na spoczynek, przyszła doń we śnie ta sama mara senna, która także Kserksesa nawiedziła, stanęła u głowy Artabanosa i tak rzekła: Ty więc jesteś tym, który powstrzymuje Kserksesa od wyprawy przeciw Grekom?… Wiedz, że ani w przyszłości, ani już teraz nie ujdzie ci bezkarnie, że próbujesz odwrócić przeznaczenie.

Tymi słowami, jak się zdawało Artabanosowi, groziła mara senna i zamierzała mu rozżarzonym żelazem wypalić oczy. Wtedy z głośnym okrzykiem wyskoczył z łoża, usiadł obok Kserksesa, opowiedział mu szczegółowo widzenie senne i stwierdził, że ponieważ jednak widzi, że działa tu siła boska, zmienia zdanie i jest za tym, aby wyprawić się na Greków…

Gdy Kserkses po tych wypadkach zdecydował się na podjęcie wyprawy, miał po raz trzeci widzenie senne, które magowie tak wyjaśnili, że odnosi się ono do całej ziemi i że wszyscy ludzie będą Kserksesowi służyć. A było ono takie: zdawało się Kserksesowi, że

jest uwieńczony gałązką oliwną, a wychodzące z tej oliwki pędy ogarniają całą ziemię, po czym jednak owa gałązka zniknęła…

– Negusi – powiedziałem rano i zacząłem się pakować. -

Wracamy do Addis Abeby.

– No problem! – odpowiedział ochoczo i uśmiechnął się,

pokazując swoje fantastycznie białe zęby

39
{"b":"100459","o":1}