Pewnego razu do stolicy Lidii – Sardes – przybyli wszyscy greccy mędrcy owego czasu, a między innymi takie Ateńczyk Solon (był poetą, twórcą demokracji ateńskiej, słynął z mądrości). Krezus osobiście przyjął Solona i nakazał sługom pokazać mu swoje skarby, a pewien, że ich widok oszołomił gościa, zagadnął go: zebrała mnie ochota zapytać ciebie, czyś już widział najszczęśliwszego ze wszystkich ludzi? A zapytał w przekonaniu, że sam jest tym najszczęśłiwszym człowiekiem.
Solon jednak bynajmniej mu nie schlebiał i wymienił jako najszczęśliwszych kilku bohatersko poległych Ateńczyków, dodając: Krezusie, mnie, który wiem, jak dalece bóstwo jest zmienne i zazdrosne, ty zapytujesz o los łudzi? Otóż w długim okresie naszego Życia musi się wiele zobaczyć, czego się nie chce, wiele też wycierpieć. Albowiem do siedemdziesięciu lat stanowię granicę życia ludzkiego; tych siedemdziesiąt lat daje dwadzieścia pięć tysięcy i dwieście dni. Ze wszystkich tych dni ani jeden nie jest podobny do drugiego. Tak więc, Krezusie, człowiek jest całkowicie igraszką przypadku. Widzę wprawdzie, że ty jesteś bardzo bogaty i królujesz nad wielu ludźmi. Ale tego, o co mnie pytasz, jeszcze o tobie nie wypowiadam, zanim się dowiem, Że życie swoje dobrze skończyłeś. Zanim dobiegnie ono do kresu, należy wstrzymać się z sądem i nie mówić: Jestem szczęśliwy". Przy każdej sprawie należy patrzeć końca, jak on wypadnie: wszak wielu ludziom bóg tylko ukazał szczęście, aby ich potem stracić w przepaść.
W istocie, po odjeździe Solona kara bogów ciężko dotknęła Krezusa, i to za to, prawdopodobnie, iż myślał o sobie jako o najszczęśliwszym człowieku na świecie. Otóż miał Krezus dwóch synów – dorodnego Atysa i drugiego, głuchoniemego. Atysa chronił i strzegł jak oka w głowie. A jednak, mimo to, nieumyślnie i przypadkiem zabił go w czasie polowania gość Krezusa -niejaki Astradys. Kiedy dotarło do jego świadomości to, co uczynił, załamał się. W czasie pogrzebu Atysa Astradys poczekał, aż ludzie odejdą i uciszy się koło grobu, a potem, zdając sobie sprawę, że spośród wszystkich znanych mu ludzi najcięższy jego los dotknął, sam sobie nad mogiłą odebrał życie.
Po śmierci syna Krezus przez dwa lata żyje w głębokim smutku. W tym czasie władzę wśród sąsiednich Persów obejmuje wielki Cyrus, dzięki któremu ich potęga szybko rośnie. Krezus boi się, aby państwo Cyrusa nie stało się zbyt silne, gdyż mogłoby zagrozić Lidii, zamyśla więc uprzedzić ewentualny najazd perski i sam pierwszy uderzyć.
Jest wówczas w zwyczaju, aby możni świata przed podjęciem ważnej decyzji zasięgali rady wyroczni. Tych wyroczni jest w ówczesnej Grecji wiele, ale najważniejsza ma siedzibę w świątyni położonej na wyniosłym zboczu górskim – w Delfach. Żeby zyskać przychylną wróżbę wyroczni, należy zjednać sobie darami boga delfickiego. Krezus zarządza więc gigantyczną zbiórkę ofiar.
Każe zabić trzy tysiące sztuk bydła.
Każe topić ciężkie sztaby złota, kuć przedmioty ze srebra.
Poleca rozniecić wielki stos, na którym pali w ofierze złote i srebrne łoża, purpurowe płaszcze i chitony.
Wszystkim Lidyjczykom wydaje rozkaz, aby każdy swoim mieniem uczestniczył w ofierze.
Możemy sobie wyobrazić liczny i korny lud lidyjski, jak ciąg-nie drogami do miejsca, w którym płonie wielki stos, i rzuca w ogień to, co miał dotąd najcenniejszego – złotą biżuterię, wszelkie sakralne i domowe naczynia, szaty świąteczne i codzienne odzienie.
Opinie wygłaszane przez wyrocznię i przekazywane tym, którzy prosili ją o zdanie, cechuje zwykle ostrożna dwuznaczność i mroczne mętniactwo. Są to teksty tak ułożone, by wyrocznia w razie pomyłki (a te zdarzały się często) mogła się z całej sprawy zręcznie i z zachowaniem twarzy wycofać. A jednak ludzie z uporem, trwającym już przecież wiele tysięcy lat, nadal wysłuchują chciwie i z wypiekami na twarzy zdania wróżek i wróżów, taka jest w tym pragnieniu uchylenia zasłony jutra niesłabnąca i niezniszczalna siła. Jak widać, Krezus też nie był od niej wolny. Czeka niecierpliwie powrotu swoich wysłanników do różnych greckich wyroczni. Odpowiedź wyroczni w Delfach brzmiała: jeżeli wyruszysz przeciw Persom, zniszczysz wielkie państwo. I Krezus, który pragnął tej wojny, zaślepiony żądzą agresji, zinterpretował przepowiednię tak: jeżeli wyruszysz na Persję – zniszczysz ją. Wszak Persja – i w tym miał rację – była rzeczywiście wielkim państwem.
Więc ruszył, ale wojnę przegrał, czym – zgodnie z przepowiednią – unicestwił własne wielkie państwo, a sam dostał się do niewoli.
Schwytanego przyprowadzili Persowie przed Cyrusa. Ten kazał spiętrzyć wielki stos i Krezusa w więzach nań wprowadzić wraz Z czternastu lidyjskimi chłopcami, może w tym zamiarze, aby ich jako pierwociny z łupów jakiemuś bogu poświęcić albo aby ślub spełnić, może też słyszał o bogobojności Krezusa i dlatego na stos go posłał, żeby się przekonać, czy któreś z bóstw uchroni go przed losem spalenia żywcem… Krezusowi zaś, kiedy stanął na stosie… przy-szły na myśl słowa Solona, jakby z boskiego natchnienia były wypowiedziane, że żaden z żyjących nie jest szczęśliwy. Gdy sobie to uprzytomnił, westchnął z głębokiej piersi i po długim milczeniu trzykroć, zawołał imię Solona.
Teraz, na polecenie Cyrusa, który jest przy stosie, tłumacze 1 pytają Krezusa, kogo wota i co to znaczy. Krezus odpowiada, ale kiedy to mówi, stos już się był zajął i pali na najdalszych końcach. Cyrus, pod wpływem litości, a także lęku przed odwetem, zmienia decyzję i nakazuje jak najszybciej zgasić zapalony stos, a Krezusa wraz z towarzyszącymi mu chłopcami sprowadzić na dół. Ale mimo prób nie udało się już ognia opanować.
Wtedy Krezus, widząc, że wszyscy próbują ugasić ogień, ale nie mogąc go już pohamować, donośnym głosem wezwał Apollona… I gdy tak wśród łez przyzywał boga, wówczas z pogodnego nieba i powietrznej ciszy nagle chmury nadciągnęły, rozpętała się burza i spadł tak gwałtowny deszcz, Że zgasił stos. Cyrus każe mu zejść ze stosu, po czym pyta: – Krezusie, kto z ludzi namówił cię do tego, abyś wyruszył na mój kraj i stał się raczej mym wrogiem niż przyjacielem? Na to Krezus: – Królu, uczyniłem to na twoje szczęście, a moje nieszczęście. Winę zaś tego ponosi bóg Greków, którzy pobudzili mnie do tej wyprawy. Nikt przecie nie jest tak nierozumny, żeby wybierać wojnę zamiast pokoju: bo w pokoju synowie grzebią swoich ojców, a na wojnie – ojcowie swoich synów. Ale może było wolą bogów, żeby tak się stało.
Cyrus zaś zdjął mu kajdany, posadził obok siebie i traktował Z bardzo wielkim szacunkiem; on i wszyscy, którzy go otaczali, patrzyli z podziwem na Krezusa. Ten zaś skupiony był w sobie i cichy.
Więc dwaj najwięksi w tym momencie władcy Azji – pokonany Krezus i zwycięski Cyrus – siedzą obok siebie, patrząc na pogorzelisko stosu, na którym przed chwilą jeden z nich miał spalić drugiego. Możemy sobie wyobrazić, że Krezus, którego przed godziną czekała śmierć w straszliwych męczarniach, jest ciągle w szoku i że kiedy Cyrus pyta go, co mógłby dla niego uczynić, zaczyna występować przeciw bogom: – Władco, odpowiada, wyświadczysz mi największą łaskę, jeżeli pozwolisz, abym temu z bogów Greków, którego spośród bogów najbardziej uczciłem, posłał te oto okowy z zapytaniem, czy jest jego zwyczajem oszukiwać ludzi, którzy mu dobrze czynią!
Jakież to bluźnierstwo!
Co więcej, Krezus, uzyskawszy zgodę Cyrusa, wysłał kilku Lidyjczyków do Delf z poleceniem, by złożyli kajdany na progu świątyni i zapytali, czy bóg nie wstydzi się, że swymi wyroczniami skłonił Krezusa do wyprawy na Persów… oprócz tego mieli zapytać się, czy bogom greckim zwyczajna jest niewdzięczność.
A na to Pytia delficka miała im odpowiedzieć zdaniem, które stanowić będzie trzecie prawo Herodota: