Jan podnosi głowę znad książki i uśmiecha się. „Tata uśmiecha się, gdy do niego mówię. Powinnam częściej do niego przychodzić. Dlaczego tego nie robię?”, zastanawia się Ewa.
– Na świecie było wielu mądrych ludzi. Trudno ich ustawić w szereg i ponumerować. I myślę, że nadal gdzieś są, ale nie mogą przebić się do nas ze swoim głosem. Tak, Sokrates na pewno był mędrcem.
– Daj mi do przeczytania coś, co napisał – prosi Ewa.
Jan znowu się uśmiecha, tym razem inaczej, zadowolony, że może z kimś dzielić się swoją nikomu niepotrzebną wiedzą:
– Sokrates nigdy niczego nie napisał. Ani jednego zdania. Dziwne, prawda?
Ewa stoi oszołomiona.
– Jak to? Ani jednego zdania? To czemu uchodzi za mędrca?
– Może właśnie dlatego? – ojciec znowu się uśmiecha, ale zaraz poważnieje i mówi cicho, jakby zawierzał córce wielką tajemnicę: – Mnie to też fascynowało. Długo nad tym myślałem, szukałem potwierdzenia u innych filozofów i już wiem, że Sokrates był mędrcem nie dlatego, że pierwszy powiedział „wiem, że nic nie wiem”, a zdanie to powtórzyły za nim tysiące mądrych ludzi. Ani też dlatego, że Platon przekazał nam jego słowa w swoich Dialogach i były to słowa rzeczywiście mądre. Nie, Sokrates był wielki, ponieważ wiedział, co w życiu jest najważniejsze: rozmowa z drugim człowiekiem. Sokrates przez całe swoje siedemdziesięcioletnie życie, aż do skazania go na śmierć za rzekomą bezbożność i gorszenie młodzieży ateńskiej, co rano wychodził z domu, szedł na rynek i rozmawiał z napotkanymi ludźmi. I robił tak przez pięćdziesiąt lat lub więcej. Myślę, że nikt przed nim i nikt po nim już nie umiał tak rozmawiać. Bo my nie rozmawiamy, nie wiemy, jak to się robi, my najwyżej coś sobie komunikujemy albo przekazujemy słowa-szyfry lub słowa całkowicie puste, ot, byle coś powiedzieć. Prawie już nie rozmawiamy tak, aby pod wpływem tej rozmowy ktoś, albo my, mógł zmienić zdanie, bo zmianę zdania uważamy za brak charakteru, choć jest to wielka sztuka, którą posiedli tylko mędrcy. Sokrates rozmawiał naprawdę i robił to od rana do wieczora, a czasem i w nocy. Wychodził z domu i rozmawiał, rozmawiał, rozmawiał. Słuchał uważnie, co mówią inni, oczekując, że inni też go usłyszą. A dziś, nawet gdy nam się wydaje, że ze sobą rozmawiamy, to i tak się nawzajem nie słyszymy; słuchamy swojego głosu, swoich myśli. Ludzie, którzy ze sobą naprawdę rozmawiają, nie mają czasu na zbrodnie, przestępstwa, na wojny, na krzywdzenie bliźnich. Bo rozmawiając, słyszą drugiego człowieka. Bo chcą go zrozumieć. Więc gdyby wszyscy ze sobą rozmawiali, gdyby nadal pamiętali, jak to się robi, być może nie byłoby wojen, przemocy i zbrodni. I dlatego rozmowa, prawdziwa rozmowa jest miłością bliźniego, a ponieważ zapomnieliśmy, co to znaczy rozmawiać, więc tej miłości jest niewiele lub wcale jej nie ma i będzie jej jeszcze mniej. Rozumiesz?
– Tak. Chyba tak – mówi Ewa i myśli: „Wiem, jakie są nasze codzienne rozmowy. Moje, mamy, Złotka, ludzi w pociągu, na ulicy, ludzi w kawiarniach, klubach, hipermarketach i domach”.
Rozmowy nasze powszednie:
– Kurwa, ja pierdolę…
– Zajebiście!
– Debeściak…
– I ja mu tak, a wiesz, co on na to?
– Fak ju…
– Obiad!
– A co jest?
– Makaron.
– Kurwa, znowu makaron…
– Bezrobocie w roku 2002 wzrośnie do dwudziestu procent.
– Płyta na pita, czyli CD z programem, który wypełni za ciebie formularz podatkowy!
– Balcerowicz popełnił holocaust na polskim narodzie.
– Najwartościowsze marki świata: Coca-cola, Microsoft, IBM.
– Poślę ci SMS-a.
– Kuuuuurwa! Żydzi na Madagaskar! Wisła pany!
– Wy-rzu-cić Ali-cję z Big Bro-the-ra!
– Harry Potter debeściak!
– Tak, tak, jestem jak Bridżet Dżons, nikt mnie nie kocha…
– Bridżet, rulez!
– Apgrejduj i zrestartuj.
– Frugo za friko.
– Indeks Dow Jones poszedł w dół.
– Według najnowszych sondaży opinii publicznej SLD ma już czterdzieści sześć procent poparcia.
– …i ten radny bez przetargu kupił kamienicę i skosił taaaaaką kasę…
– Boże, pieniądze, zawsze te pieniądze.
– Zawsze coca-cola.
„A ja z tobą naprawdę rozmawiam, Ono. Może głupio, może nie mam ci nic ważnego do powiedzenia, ale rozmawiam”, myśli Ewa i znowu wpatruje się w malutką fotografię przypiętą pinezką nad biurkiem ojca. Weranda porośnięta dzikim winem. Uśmiechnięty mężczyzna z małą dziewczynką na kolanach. I fauny, których nie widać, gdyż wylegują się w słońcu na pobliskiej łące. Kto ma dziś czas i ochotę, żeby szukać faunów?
„Tato”, mówi Ewa bez słów. „Rozmawiałeś kiedyś ze mną, gdy byłam dzieckiem, tak jak ja dziś rozmawiam z Ono. Rozmawiałeś ze mną tak, jak Sokrates rozmawiał z ludźmi na ateńskim placu, mimo że miałam cztery, pięć czy osiem lat. I może dlatego dziś powoli wracają do mnie słowa, których dawno nie używałam, bo zapomniałam o nich i wracają do mnie całe myśli, bo kiedyś uczyłeś mnie myśleć. Ale dlaczego wciąż nie umiem ci tego głośno powiedzieć…?”
– A pisarze są mądrzy? – pyta Ewa.
– Powinni być. Ci, których tu mam, są chyba mądrzy – mówi ojciec, ogarniając wzrokiem księgozbiór rozsypany po niedużym pokoju.
– Dziękuję – mówi Ewa i wychodzi.
W pokoju Ibisz nadal uśmiecha się do telewidzów, a w kuchni ryczy włączone radio:
„Pracownicy ONZ, zatrudnieni w Afryce, molestują seksualnie dzieci i nieletnich w obozach uchodźców w Liberii, Gwinei i Sierra Leone. Zebrane informacje są przerażające, przyznał Wysoki Komisariat ONZ. W wielu obozach żywność i lekarstwa nie są rozdawane, ale stanowią zapłatę za przymusowe stosunki seksualne. Żołnierze ONZ kupowali też stosunek za dziesięć centów. W obozach zdarzają się zbiorowe gwałty”.
– Czego ty słuchasz? Wyłącz te świństwa – mówi matka, wchodząc za Ewą. – Nie umiesz znaleźć nic przyjemnego? Przełącz na RMF, tam przynajmniej coś grają.
– Co za syf – mówi Złotko.
– Jak ty się wyrażasz?! Ewa cię nauczyła? – drze się Teresa, a Złotko wzrusza ramionami.
– Wszyscy tak mówią.
– I to jest syf, fakt – przytakuje zrezygnowana Teresa.
Ewa wychodzi.
– A co będzie z Ewą, mamo? Wyjdzie za mąż? – pyta Złotko konspiracyjnie. Wielki brzuch siostry trochę ją śmieszy, trochę przeraża. Dobrze, że szkoła się skończyła i zaczęły wakacje, bo dzieci w klasie już się tym brzuchem zainteresowały. „Siostra Marysi będzie mieć bękarta”, powiedział klasowy prymus na lekcji religii, a reszta uczniów zachichotała.
– Nieszczęściu trzeba współczuć, a nie je wyśmiewać – oznajmił z naciskiem ksiądz.
– Moja siostra nie jest nieszczęśliwa! – zaprotestowała Złotko.
– Tym gorzej – powiedział surowo ksiądz, a Złotko zaczerwieniła się, czując wpatrzone w siebie oczy klasy.
– Nie wiem, nie mam pojęcia, czy ona wyjdzie za mąż – denerwuje się Teresa. – Ona nie chce nic powiedzieć, ona w ogóle jest nienormalna, mówi sama do siebie i wygaduje takie bzdury! Nawet z tą ciążą jest nienormalna! Normalne kobiety mają dziś kłopoty z zajściem w ciążę, latają po lekarzach, leczą się z bezpłodności, a ona jest jak królik w Australii! Od pierwszego razu!
Normalne kobiety dzisiaj:
…normalne kobiety dzisiaj mają normalne kłopoty z zajściem w ciążę. Chodzą po doktorach, zmuszając mężów, by im towarzyszyli, szukają winy w sobie lub nich, albo chcą, by dawali spermę do szklanych pojemników. Pragną, ale nie zachodzą w ciążę. A jak już zajdą, to nie mogą jej utrzymać, mają poronienia, krwawienia, bóle, muszą kłaść się do łóżka na parę miesięcy, na pół roku, lub nawet dać się zaszyć, żeby dziecko z nich nie wypadło w czwartym czy piątym miesiącu. Albo w ogóle nie chcą mieć dzieci i to też jest normalne. Normalne kobiety dzisiaj po prostu nie zachodzą, żeby nie mieć kłopotów, lub najpierw liczą, czy je na to stać.