Литмир - Электронная Библиотека

Ono, w każdym razie świat jest dobry dla spryciarzy. Jestem spryciarzem. Nie miałam przed sobą nic, tylko wielki znak zapytania, a teraz mogę wybierać. Ale nie umiem. Bo nie wiem, czego chcę”.

– Co to znaczy: nie wiem? – złości się Teresa. – Pytam, czy on się z tobą ożeni? Czy da ci pieniądze? a może już dał?

– Da. I trochę dał – mruczy niewyraźnie Ewa.

– Pamiętaj, że nie wolno ci ich przepuścić. Dasz mnie, a ja będę wiedziała, co z nimi robić. Z pieniędzmi to nie takie proste, nie wystarczy je mieć, trzeba wiedzieć, jak wydawać. A niekiedy można nawet je pomnożyć – planuje Teresa gorączkowo.

„Jasne. Kupisz kolejne kupony totka”, myśli Ewa.

– Jestem głodna. Co jest na obiad?

– Makaron z sosem pomidorowym.

– Ono, ty już podobno rozróżniasz smaki – mówi cicho Ewa. – i znowu makaron…

– Przestań mówić sama do siebie! – woła Teresa z irytacją. – Tylko wariaci mówią do siebie, normalni ludzie nie! a temu dziecku jest obojętne, co ty jesz na obiad!

– Nieprawda – mówi Ewa.

„Siódmy miesiąc: okres rozwoju kolejnych zmysłów. Bardzo rozwinięty jest zmyśl smaku i ono odróżnia to, co jesz i co z tego lubi, od tego, co mu nie smakuje. Może też odczuwać ból, ale ból fizyczny, a nie ten wyższego rzędu – choć wiele zjawisk związanych z rozwojem płodu wciąż pozostaje tajemnicą. Otwierają się też oczy, lecz trudno stwierdzić, jakie kolory ono zaczyna odróżniać. Zmyśl słuchu jest już niezwykle precyzyjny, płód rozpoznaje dźwięki przyjazne i niepokojące. Porusza się w odpowiedzi na dotknięcie. Reaguje na delikatne masowanie brzucha, a uderzenie odczuwa jako agresję. Choć ono jest w tym okresie świadome swego otoczenia, jego mózg jest wciąż niedojrzały i jeśli pojawiają się jakieś «myśli», są bardzo proste”.

– Skąd wiecie, co Ono myśli? – Ewa w odruchu buntu rzuca na podłogę wymiętoszoną broszurkę. – a może Ono jest mądre jak Sokrates?

Po chwili podnosi broszurkę, starannie ją wygładza i wkłada pod materac. Nie chce, by ktokolwiek widział, że ją czyta. Ma uczucie, że Ono – jego cechy, talenty i umiejętności, jego brwi, rzęsy, oczy, które już potrafią się otworzyć, mózg, który myśli – że to wszystko jest tylko jej tajemnicą. Zanim broszurka zniknie pod materacem, Ewa jeszcze raz przygląda się dziewczynie na okładce: „Mam już prawie taki duży brzuch jak ona”, myśli. „Trochę obrzydliwy. Ale kryje tajemnicę”.

Zjada powoli makaron i stwierdza, że sos pomidorowy nie jest taki zły: „Teraz wszystko będziesz oglądać na różowo”, uśmiecha się. Jakie kolory Ono widzi? Jaki kolor przybierają jej wody płodowe, czy są zależne od tego, co zje? Czy te wody falują, jak jezioro na wietrze, gdy ona chodzi, zmienia pozycję? Czy Ono ma skrzela, skoro ziewając, nie topi się w nich? Co Ono myśli, gdy Ewa delikatnie gładzi swój brzuch jak grzbiet kota? Czy złości się, gdy robi to wtedy, gdy Ono akurat śpi?

– Mojej mamie, gdy nosiła brzuch z moim bratem, strasznie się bekało i miała zatwardzenie – informuje ją Marysia, gdy spotykają się na ulicy. – a ty jak?

„…a ja się zastanawiam, czy Ono już umie myśleć jak Sokrates”, uśmiecha się Ewa i nic nie mówi.

– Kiedy wreszcie uwolnisz się od tego brzucha? – ciągnie dalej Marysia.

„Czy kobiety, gdy są w ciąży, myślą głównie o swoich dolegliwościach? Patrzą na swój wielki brzuch jak na coś, co na wiele miesięcy odebrało im szansę normalnego życia? Normalnego – czyli jakiego? Czy niegdysiejszy stan błogosławiony jest już tylko stanem fizjologicznym? Dlaczego?”

– Nic nie wiem. Wiem, że nic nie wiem – mówi Ewa głośno.

– Był już listonosz? – woła Teresa na cały dom.

– Nie wiem. Wiem, że nic nie wiem.

Matka skończyła czytać Pamiętnik Bridget Jones i pociągając nosem, odkłada go na komodę.

– Przeczytałaś całą? – dziwi się Ewa.

– Wszyscy ją przeczytali, nie będę gorsza – oświadcza Teresa i z głębokim westchnieniem idzie do lustra. Patrzy na siebie długo, z ponurą miną.

– Też bym tak mogła. Gdyby mi się tylko chciało opisać moje życie! Mogłabym napisać coś podobnego i zarobić mnóstwo pieniędzy. Przecież też jestem za gruba i bez faceta – oznajmia gniewnie.

– Masz tatę – przypomina Złotko.

– To już lepszy byłby pijak! – krzyczy Teresa i wybucha płaczem. Bridget Jones miała ją rozśmieszyć, ale popsuła jej humor.

To już lepszy byłby pijak:

…bo po pijaku na ogół wiadomo, czego się spodziewać (choć trzeba przyznać, że nie zawsze, bo bywają pijacy zaskakujący). Pijak wypije, powrzeszczy, nawet uderzy, ale gdy wytrzeźwieje, jest dobry. I ludzie lubią pijaków. Rozumieją ich lub próbują zrozumieć. Ludzie nie rozumieją nieudaczników. Bo jak ktoś pije i mu nie wychodzi, to wszystko jasne, można mu nawet współczuć. Ale gdy nie pije, a mimo to zagubił się w świecie, to lepiej od takiego trzymać się z daleka. Taki to przyjdzie i może powiedzieć: „pożycz stówę”. Albo: „załatw mi robotę”. Taki jest niebezpieczny. Dlatego takich się nie lubi i ucieka przed nimi. Na ich widok przechodzi się na drugą stronę ulicy, nie zaprasza na imieniny ani do knajpy. I w pierwszej kolejności zwalnia się z pracy.

– Lepszy byłby pijak. Pijaka przynajmniej bym zrozumiała – wzdycha Teresa i jej wzrok wędruje ku zamkniętym drzwiom na pięterku, zza których monotonnie sączy się Bach.

– Musisz więcej grać w totolotka – mówi z powagą Złotko.

Za oknami rozpościera się lipiec, jak zielona łąka i miasto, nawet tak niewielkie jak ich, przypomina ul, z którego większość pszczół wyleciała gdzieś daleko, tam gdzie jest piękniej i bardziej kolorowo. Złotko i matka siedzą przy stole i nie wiedzą, co robić. Nudzą się. Skończył się Big Brother, a nowy zacznie się dopiero po wakacjach. Wieczory stały się puste, na małym ekranie nie ma nikogo bliskiego. Gdzie są Gulczas i Manuela?

– We wrześniu będzie nowy, jeszcze lepszy Big Brother. Może tym razem zrobią sobie jakieś dziecko? – mówi pocieszająco Złotko.

– No co ty, Złotko! – obrusza się matka. – Co ty wygadujesz!

– Pewnego dnia będziemy telefonować do Big Brothera z odpowiedzią, czy chcemy, żeby zabili Alicję, czy może lepiej zabić Gulczasa – zaczyna Ewa. – Potem wszyscy będą wysyłać SMS-y o treści: „Jak to zrobić?” Chcesz ich powiesić, zastrzelić, a może trucizna w coca-coli? Sokratesowi podali cykutę.

– Kto to jest Sokrates? – pyta Złotko.

– Nie mów takich rzeczy! – obrusza się Teresa. – i nie rób Złotku wody z mózgu jakimś Sokratesem i bzdurami, które wygadujesz o Big Brotherze! Oni obiecali, że tam nie będzie żadnych świństw, bo oglądają to dzieci!

Matka przerzuca kanały. Obrazki przelatują jak w kalejdoskopie. „Nie, kalejdoskop był ładniejszy, bo były w nim gwiazdy”, myśli Ewa. Na jednym z kanałów helikopter wbija się w potężny szklany budynek, a Bruce Willis pędzi, aby ratować ludzi. Na innym grupa polityków kłóci się, energicznie gestykulując. Nawet bez dźwięku można poznać, że to politycy, po rzucających się w oczy krawatach. „Rywalizują ze sobą na krawaty. Który ma ładniejszy, szerszy i droższy. Ooo, dwóch ma taki sam, ale plama…”, myśli Ewa. Długonogie żyrafy mkną przez sawannę, ale po wciśnięciu pilota zamieniają się w czołgi, które pokonują tonące w słońcu wzniesienia. „Nie ma dnia spokoju na Bliskim Wschodzie”, mówi dobitnie spiker. Pyknięcie – i pojawia się spokojne telewizyjne studio z zadbanym, mocno upudrowanym prezenterem.

– Tak, ja kocham życie i życie trzeba kochać, ponieważ… – mówi bezwiekowa kobieta, a na dole ekranu przelotnie miga napis: „pisarka”. Krótkie, łatwe do zapamiętania nazwisko. Pilot w ręku matki znowu pyka i twarz pisarki zastępuje gładka twarz Ibisza.

– Cofnij! – woła Ewa. „Ono, musimy wiedzieć, co nastąpiło po tym «ponieważ»„, myśli gorączkowo, ale matka oznajmia miękkim, gruchającym głosem:

– Skoro nie ma Big Brothera, niech będzie chociaż Ibisz. Jest taki słodki.

– Ibisz. Słodki – potwierdza energicznie Złotko. „Wielki Brat to program dla całej rodziny. Hipermarket to program dla całej rodziny. Bridget Jones i Harry Potter to program dla całej rodziny. Ibisz to program dla całej rodziny. Wiosną mamy rekolekcje dla całej rodziny, z których wracamy i siadamy przed telewizorem. Telewizja to nieustający program dla całej rodziny; bez niej rodzina nie wie, co ze sobą zrobić. Bez telewizji czujemy się ze sobą źle. Ona jest jak nieprzyzwoita przyzwoitka, skraca do minimum czas, w którym musielibyśmy spojrzeć sobie w oczy i coś sobie powiedzieć”, myśli Ewa. „Ale jak mam opisać dziecku świat? Ten dobry i mądry świat? Ten, na którym warto się pojawić? Przecież musi być i taki. Musi być. Kto pomoże mi go znaleźć? Co ta kobieta powiedziała po «ponieważ»? Kocham życie, ponieważ… Ponieważ co?” – Tato – mówi Ewa, wchodząc do pokoju Jana: – Tato, czy Sokrates był najmądrzejszym człowiekiem na świecie?

69
{"b":"100386","o":1}