– Pragnąłem zemsty. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo.
Jednak dziś, kiedy wyszedłem, gdy nagle jestem wolny… Już jej nie chcę. Spędziłem piętnaście lat w więzieniu. Odsiedziałem karę. Twoja kara… no cóż, prawda wygląda tak, że twoja kara nigdy się nie skończy, czyż nie, panie Vespa?
– Czego chcesz?
Larue wstał. Podszedł do Vespy.
– Tak bardzo pan cierpi – powiedział łagodnie, prawie czule. – Chcę, żebyś dowiedział się wszystkiego, panie Vespa.
Chcę, żebyś poznał prawdę. To musi się skończyć. Dzisiaj.
Tak czy inaczej. Chcę normalnie żyć. Nie chcę wciąż oglądać się przez ramię. Dlatego zamierzam powiedzieć wszystko, co wiem. Zamierzam powiedzieć wszystko. A wtedy będziesz mógł zdecydować, co trzeba zrobić.
– Zdaje się, że powiedziałeś, że oddałeś te strzały.
Larue zignorował tę uwagę.
– Pamiętasz porucznika Gordona Mackenzie?
To pytanie zaskoczyło Vespę.
– Tego ochroniarza. Oczywiście.
– Odwiedził mnie w więzieniu.
– Kiedy?
– Trzy miesiące temu.
– Dlaczego?
Larue uśmiechnął się.
– Też chciał zachować ten stan równowagi. Naprawić zło.
Nazywasz to yin i yang. Mackenzie nazywał to Bogiem.
– Nie rozumiem.
– Gordon Mackenzie umierał. – Larue położył dłoń na ramieniu Vespy. – I przed śmiercią chciał wyznać swoje grzechy.