– Nie rozumiem – powiedziała Charlaine.
– Słucham?
– Mieszkam w Ho-Ho-Kus. Co ma z tym wspólnego Kasselton?
– Pomagam kolegom.
Kiwnęła głową, chociaż nie wiedziała dlaczego.
– Rozumiem.
– Zgodnie z pani zeznaniem, wyjrzała pani przez okno i zobaczyła skrytkę na klucz pana Sykesa leżącą na ścieżce. Zgadza się?
– Tak.
– I dlatego zawiadomiła pani policję?
– Tak.
– Czy pani zna pana Sykesa?
Wzruszyła ramionami, nie odrywając oczu od tego unoszącego się i opadającego brzucha.
– Mówimy sobie dzień dobry.
– Jak sąsiedzi?
– Tak.
– Kiedy ostatnio pani z nim rozmawiała?
– Nigdy. Właściwie nigdy nie zamieniłam z nim słowa.
– Oprócz sąsiedzkich pozdrowień. Kiwnęła głową.
– Kiedy zrobiła to pani ostatni raz?
– Kiedy powiedziałam mu dzień dobry?
– Tak.
– Nie wiem. Może tydzień temu.
– Trochę się pogubiłem, pani Swain, więc może mogłaby mi pani coś wyjaśnić. Zobaczyła pani skrytkę leżącą na ścieżce i postanowiła zawiadomić policję…
– Zauważyłam też jakiś ruch.
– Słucham?
– Ruch. Zobaczyłam, że ktoś kręci się po domu.
– Ktoś był w środku?
– Skąd pani wiedziała, że to nie pan Sykes? Odwróciła się.
– Nie wiedziałam. Jednak widziałam też tę skrytkę.
– Leżącą tam. Na widoku.
– Tak.
– Rozumiem. I dodała pani dwa do dwóch?
– Właśnie.
Perlmutter pokiwał głową, jakby nagle zrozumiał.
– Bo gdyby to pan Sykes wyjął klucz ze skrytki, nie zostawiłby jej leżącej na ścieżce. Tak pani pomyślała? Charlaine nie odpowiedziała.
– Widzi pani, właśnie to mnie dziwi, pani Swain. Ten facet, który wtargnął do tego domu i napadł na pana Sykesa. Dlaczego zostawił skrytkę na widocznym miejscu? Czy nie powinien jej gdzieś ukryć albo zabrać ze sobą?
Milczała.
– I jest jeszcze coś. Pan Sykes doznał obrażeń co najmniej dwadzieścia cztery godziny przed tym, zanim go znaleźliśmy. Sądzi pani, że ta skrytka na klucze leżała tam przez cały ten czas?
– Nie mam pojęcia.
– No tak, oczywiście. Przecież nie patrzy pani bez przerwy na jego podwórko. Spoglądała na niego, nic nie mówiąc.
– A dlaczego pojechała pani z mężem za tym człowiekiem, który włamał się do domu Sykesa?
– Już mówiłam policji, że…
– Próbowała pani nam pomóc, żebyśmy go nie zgubili.
– A także dlatego, że się bałam.
– Czego?
– Tego, że on wie, że wezwałam policję.
– Dlaczego miałoby to panią niepokoić?
– Patrzyłam przez okno. Kiedy przyjechał tamten policjant. Włamywacz odwrócił się i mnie zobaczył.
– I pomyślała pani, że spróbuje panią zabić?
– Sama nie wiem. Bałam się i tyle. Perlmutter znowu w zadumie pokiwał głową.
– Chyba rozumiem. No, wie pani, w większości spraw me wszystko układa się w logiczną całość. Znów odwróciła się do niego plecami.
– Mówi pani, że prowadził forda windstara?
– Zgadza się.
– Wyjechał tym pojazdem z garażu, prawda?
– Tak.
– Widziała pani tablice rejestracyjne?
– Nie.
– Hmm. Jak pani myśli, dlaczego to zrobił?
– Co?
– Zaparkował samochód w garażu.
– Nie mam pojęcia. Może po to, żeby nikt nie zauważył jego samochodu.
– Tak, to możliwe.
Charlaine znowu wzięła męża za rękę. Pamiętała, jak ostatni raz trzymali się za ręce. Dwa miesiące temu, kiedy poszli obejrzeć tę romantyczną komedię z Meg Ryan. To dziwne, ale Mikę uwielbiał filmy o miłości. Oglądając melodramaty, miał łzy w oczach. W prawdziwym życiu tylko raz widziała, jak płakał, kiedy umarł jego ojciec. Jednak w kinie, mimo ciemności widziała, jak drży mu broda, a z oczu płyną łzy. Tamtego wieczoru wziął ją za rękę, a Charlaine – co teraz najbardziej ją dręczyło – w ogóle nie zareagowała. Mikę próbował spleść palce z jej palcami, ale ona lekko ścisnęła swoje, nie pozwalając na to. Oto, jak niewiele, po prostu nic nie znaczyło dla niej to, że ten otyły mężczyzna z rzednącymi włosami wziął ją za rękę.
– Czy mógłby pan już sobie pójść? – zapytała Perlmuttera.
– Pani wie, że nie mogę. Zamknęła oczy.
– Wiem o pani problemach z wyliczeniem podatku. Milczała.
– Dziś rano dzwoniła pani w tej sprawie do H amp;R Błock, prawda? Tam, gdzie pracuje pan Sykes.
Nie puściła ręki Mike'a, ale nagle wydało jej się, że mąż się od niej oddala.
– Pani Swain?
– Nie tutaj – powiedziała Charlaine do Perlmuttera. Puściła dłoń męża i wstała. – Nie przy moim mężu.