Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie działa, prawda?

Odwróciła się. Mikę trzymał ręce w kieszeniach. Był cholernie przystojny.

– Słucham?

Podszedł krok bliżej, z uśmiechem i pewnością siebie, która ją urzekła. Ruchem głowy wskazał na imponującą budowlę.

– To wierna kopia, prawda? Patrzysz na nią i to jest to, co widzieli tacy wielcy filozofowie jak Platon czy Sokrates, ale jedyne, co przychodzi na myśl… – Umilkł i wzruszył ramionami. – Człowiek zastanawia się, czy to już wszystko?

Uśmiechnęła się do niego. Zobaczyła, że szeroko otworzył oczy, i wiedziała, że ten uśmiech zrobił na nim wrażenie.

– Nie pozostawia niczego wyobraźni – podpowiedziała. Mikę przechylił głowę.

– Co masz na myśli?

– Patrząc na ruiny prawdziwego Partenonu, usiłujesz sobie wyobrazić, jak wyglądał naprawdę. Jednak rzeczywistość, taka jak ta, nigdy nie dorówna wytworom wyobraźni.

Mike powoli pokiwał głową.

– Nie zgadzasz się z tym? – zapytała.

– Mam inną teorię.

– Chciałabym ją usłyszeć.

Podszedł bliżej i przysiadł na piętach.

– Tu nie ma duchów.

Teraz ona przechyliła głowę na bok.

– Potrzebna jest historia. Ludzie w sandałach, kroczący po tych kamieniach. Potrzebne są lata, krew, śmierć, pot sprzed… powiedzmy czterech wieków przed naszą erą. Sokrates nigdy się tu nie modlił. Platon nie spierał się przy bramie. Replika nie ma duchów. To ciało bez duszy.

Młoda Charlaine znowu się uśmiechnęła.

– Mówisz ten tekst wszystkim dziewczynom?

– Nie, właśnie go wymyśliłem i postanowiłem wypróbować. Działa?

Wyciągnęła rękę, grzbietem do góry i lekko poruszyła nią w powietrzu.

– Hmm.

Od tamtego dnia Charlaine nie miała innego mężczyzny.

Przez lata wracali w każdą rocznicę ślubu do tamtego podrabianego Partenonu. Tego roku po raz pierwszy nie pojechali.

– Jest – powiedział Mike.

Ford windstar jechał Hollywood Avenue na zachód, w kierunku drogi numer siedemnaście. Grace ponownie zadzwoniła pod dziewięćset jedenaście. Dyspozytorka w końcu potraktowała ją poważnie.

– Nie mamy kontaktu z funkcjonariuszem, którego tam posłaliśmy – powiedziała.

– Podejrzany jedzie Hollywood A venue w kierunku południowego zjazdu na drogę numer siedemnaście – powiedziała Charlaine. – Prowadzi forda windstara.

– Numer rejestracyjny?

– Nie widzę.

– Wysłaliśmy funkcjonariuszy w oba podane przez panią miejsca. Może pani już zakończyć pościg. Odłożyła telefon.

– Mikę?

– W porządku – rzekł.

Usiadła wygodnie i o ciałach bez dusz i myślała o swoim domu, o duchach

Erica Wu niełatwo było zadziwić.

Ujrzawszy tę kobietę z sąsiedniego domu i prowadzącego samochód mężczyznę, domyślił się, że pojechała za nim z mężem, czego z całą pewnością nie był w stanie przewidzieć. Zastanawiał się, jak rozwiązać ten problem.

Ta kobieta.

Zastawiła na niego pułapkę. Śledzi go. Wezwała policję. Przez nią przysłali tam funkcjonariusza. Wiedział, że znów do nich zadzwoni.

Mimo to liczył, że zdoła odjechać spory kawałek od domu Sykesa, zanim policja zareaguje na jej telefon. A kiedy trzeba zatrzymać jakiś pojazd, policja z całą pewnością nie jest wszechmocna. Przypomnijcie sobie sprawę tego snajpera, który kilka lat temu strzelał do ludzi w Waszyngtonie. Posłali setki policjantów. Ustawili blokady na drogach. I przez żenująco długi czas me potrafili złapać dwóch amatorów.

Jeśli Wu zdoła odjechać dostatecznie daleko, będzie bezpieczny.

Jednak teraz pojawił się następny problem.

Znowu przez tę kobietę.

Ona i jej mąż śledzili Wu. Będą mogli powiedzieć policji, dokąd pojechał, jaką drogą i w jakim kierunku. Nie zdoła uciec przed policyjnym pościgiem.

Wniosek: Wu musi ich zatrzymać.

Zauważył szyld Paramus Park Mali i wjechał na estakadę biegnącą nad autostradą. Kobieta i jej mąż pojechali za nim.

Była późna noc. Sklepy zamknięte. Parking pusty. Wu wjechał na plac. Kobieta i jej mąż trzymali się w bezpiecznej odległości.

W porządku.

Nadszedł czas, żeby zakończyć tę zabawę.

Wu miał broń, walthera PPK. Nie lubił go używać. Nie dlatego, że bał się huku. Po prostu wolał zabijać rękami. Nieźle strzelał, ale w walce wręcz był mistrzem. Doskonale panował nad swoim ciałem. A ręce były częścią jego ciała. Posługując się bronią palną, musisz zaufać mechanizmowi, a nie sobie.

Wu tego nie lubił.

Jednak rozumiał konieczność.

Zatrzymał samochód. Sprawdził, czy broń jest naładowana.

Drzwi samochodu nie były zamknięte. Pociągnął za klamkę, wysiadł z wozu i wycelował.

– Co on wyprawia, do diabła? – mruknął Mike.

Charlaine patrzyła, jak ford windstar wjeżdża na parking przed centrum handlowym. Nie było tu innych samochodów.

Parking był jasno oświetlony, skąpany w fosforyzującej poświacie sklepów. W oddali dostrzegła filie Searsa, Office Depot, Sports Authority.

Ford windstar powoli się zatrzymał.

– Trzymaj się od niego z daleka – ostrzegła.

– Jesteśmy w zamkniętym samochodzie. Co może nam zrobić?

Azjata poruszał się z płynną gracją, a jednocześnie z rozwagą, jakby wcześniej przemyślał każdy ruch. Poruszał się w przedziwny sposób, niemal nieludzko sprawnie. Teraz jednak stał zupełnie nieruchomo obok swojego samochodu. Podniósł jedną rękę, tylko jedną, przy czym reszta ciała nawet nie drgnęła, tak że można to było wziąć za złudzenie optyczne.

Wtem eksplodowała przednia szyba ich wozu.

Huk był nagły i ogłuszający. Charlaine wrzasnęła. Coś Opryskało jej twarz, coś ciepłego i lepkiego jak syrop. W powietrzu rozszedł się mdły zapach krwi. Charlaine pochyliła się instynktownie. Szkło z rozbitej przedniej szyby posypało się na jej głowę. Coś osunęło się na nią, przygniatając do podłogi.

Mikę.

Wrzasnęła znowu. Jej krzyk zlał się z hukiem następnego wystrzału. Powinna coś zrobić, odjechać, wyciągnąć ich oboje z opresji. Mikę się nie ruszał. Zepchnęła go z siebie i spróbowała wystawić głowę nad deskę rozdzielczą.

Następna kula przeleciała nad jej uchem.

Charlaine nie miała pojęcie, gdzie trafiła. Znowu schowała głowę. W uszach słyszała echo swojego własnego krzyku. Minęło kilka sekund. W końcu zaryzykowała i wyjrzała znowu.

Mężczyzna szedł w kierunku ich samochodu.

I co teraz?

Uciec. Natychmiast. Tylko to przyszło jej do głowy.

Jak?

Przesunęła dźwignię zmiany biegów na wsteczny. Stopa Mike'a wciąż naciskała pedał hamulca. Charlaine przywarła do podłogi. Wyciągnęła rękę i chwyciła za kostkę. Zdjęła jego bezwładną stopę z hamulca. Nadal wciśnięta pod deskę rozdzielczą, zdołała oprzeć dłoń o pedał gazu. Nacisnęła z całej siły. Samochód zaczął się cofać. Charlaine nie ruszała się. Nie miała pojęcia, dokąd jedzie.

Jednak jechała.

Wciąż wciskała gaz. Samochód podskoczył na czymś, chyba na krawężniku. Silny wstrząs sprawił, że uderzyła głową o kolumnę kierownicy. Łopatkami usiłowała unieruchomić kierownicę. Lewą dłonią nadal wduszała pedał gazu. Kolejny podskok. Trzymała się. Droga była w tym miejscu nieco gładsza. Jednak tylko przez chwilę. Charlaine usłyszała pisk opon i hamulców, oraz przerażający pisk gwałtownie hamujących samochodów.

Trzask uderzenia, straszliwy łoskot i po kilku sekundach ciemność.

33
{"b":"97433","o":1}