Литмир - Электронная Библиотека

– Chciałam ci tylko pomóc, nic więcej.

– Więc czemu mnie nie zabrałaś? – zapytał. – Przecież pisałem do ciebie listy. Pisałem i do niego. – Wskazał nieprzytomnego Jeffreya, ale Sara udała, że tego nie dostrzega.

– Nie dostaliśmy ani jednego listu od ciebie – odparła spokojnie.

Lena już ledwie ją słyszała, jej uszy wypełniał coraz głośniejszy szum krwi w żyłach.

Smith ponownie wskazał rannego, nie zostawiając wątpliwości, że dobrze wie, kim jest.

Lena ścisnęła scyzoryk w garści i kciukiem podważyła ostrze. Zaparła je o podeszwę buta, pociągnęła i z radością złowiła ciche stuknięcie, z jakim zablokowało się w pozycji otwartej.

Zaraz wstrzymała oddech, mając nadzieję, że Smith nie zwrócił uwagi na ten odgłos. Ale ten był zbyt skupiony na Sarze. Od jak dawna wiedział, że ranny to Jeffrey? Kiedy się domyślił, że to wcale nie Matt leży przed nim na podłodze, ale człowiek, którego poprzysiągł zabić?

– Cały czas czekałem na wasz przyjazd – powiedział. – Czekałem, aż zabierzecie mnie od niej. – Jego głos stał się nieco piskliwy jak u przestraszonego dziecka. – Masz w ogóle pojęcie, co ona ze mną wyprawiała? Wiesz, ile musiałem przy niej wycierpieć?

Lenie kołatała się w głowie tylko jedna myśl: on wie, że to Jeffrey! Silnie zaciskała jednak wargi, żeby mimowolnie nie pisnąć ani słowa. Nie miała pojęcia, jaką grę Smith toczy z Sarą, ale musiała ona potrwać jeszcze parę sekund. Bo za parę sekund wszystko miało się skończyć.

Utkwiła spojrzenie w jego zegarku.

3:31:43.

– Nie mogliśmy ci pomóc – odezwała się Sara. – Zrozum, Erie, Jeffrey nie jest twoim ojcem.

Lena zerknęła na Brada, który ledwie zauważalnie uniósł brwi, jakby chciał jej przekazać: „Jestem gotów. Czekam tylko na twój znak”.

– Jesteś zakłamaną suką – warknął Smith.

– Wcale nie kłamię – odparła Sara z naciskiem. – Powiem ci, kto jest twoim ojcem, jeśli zgodzisz się go wypuścić.

– Wypuścić? – Bandyta sięgnął po pistolet tkwiący za paskiem spodni, drugą rękę wciąż trzymając opartą na kolanie.

3:31:51.

Lena z trudem przełknęła ślinę, całkiem zaschło jej w ustach. Kątem oka dostrzegła, że Brad stanął w pobliżu Sonny’ego.

– Niby kogo mam puścić? – zapytał leniwie Smith, najwyraźniej czerpiąc coraz więcej satysfakcji z tej rozmowy. Spojrzał z uśmiechem na Jeffreya. – Masz na myśli jego? Matta? – wycedził, silnie akcentując imię.

Sara zawahała się o ułamek sekundy za długo.

– Tak.

– Przecież to nie Matt – rzekł Smith, odbezpieczając broń – tylko Jeffrey.

– Teraz! – krzyknęła Lena, rzucając się w jego kierunku.

Tyle siły włożyła w ten jeden cios, że palce zsunęły jej się z korpusu scyzoryka na ostrze, które jednak wniknęło głęboko w szyję bandyty.

Sara skoczyła tuż za nią i kopniakiem wytrąciła ciężkiego sig sauera z ręki Smitha. Padł strzał, lecz kula zaryła się w ścianę w drugim końcu sali. Trzy dziewczynki zaczęły histerycznie piszczeć. W tej samej chwili z trzaskiem wyleciały szklane drzwi frontowe posterunku.

Do środka wpadli agenci GBI, ale przywitał ich Brad, który stał nad Sonnym z nogą opartą na jego piersi, mierząc mu z pistoletu maszynowego prosto w twarz.

– Wstawaj! – krzyknęła Sara do Leny, spychając ją z rozciągniętego na podłodze Smitha.

Ta chciała się podnieść, lecz pośliznęła się w kałuży krwi i klapnęła pośladkami na podłogę. Sara obróciła bandytę na wznak.

– Wezwijcie karetkę! – krzyknęła, przykładając obie dłonie do jego szyi, żeby powstrzymać krwotok. Wiedziała już jednak, że toczy z góry przegraną bitwę. Krew wypływała spomiędzy palców licznymi strumieniami niczym woda ze szczelin pękającej tamy. Lena pomyślała, że jeszcze nigdy w życiu nie widziała aż tyle krwi. Wyglądało na to, że nic nie zdoła zahamować krwotoku.

– Pomóż mi – wychrypiał Smith, co wydało jej się śmieszną prośbą, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze dokonania.

– Nic ci nie będzie. Wyjdziesz z tego – powiedziała łagodnym tonem Sara.

– Przecież to zabójca – zaprotestowała Lena, nabierając podejrzeń, że Sara zwariowała. – Usiłował zabić Jeffreya.

– Wezwijcie karetkę! – powtórzyła Sara. – Proszę. – Popatrzyła na swoje palce zasłaniające rozcięte gardło bandyty. – Proszę. On potrzebuje natychmiastowej pomocy.

83
{"b":"97179","o":1}