Литмир - Электронная Библиотека

– Co tu się w nocy stało, do cholery? – zapytał Hoss.

– Przejdźmy lepiej do sypialni – rzekł Jeffrey, jak gdyby bał się odpowiedzieć na to pytanie. – Byłem z Sarą na ulicy, gdy usłyszeliśmy krzyk Jessie.

Przygryzł wargi i pospiesznie ruszył korytarzem, czując, że niedomówienia palą mu trzewia. Jak zwykle szeryf natychmiast się czegoś domyślił.

– Wszystko w porządku, synu?

– Jasne – mruknął Jeffrey. – To tylko efekt nadmiaru wrażeń.

Hoss grzmotnął go w plecy otwartą dłonią, omal nie odbijając mu płuc. Taki miał zwyczaj okazywania męskiej solidarności.

– Jesteś twardy. Poradzisz sobie. – Przystanął w wejściu do pokoju i jęknął: – Boże wszechmogący… Co za jatka.

– Owszem.

Jeffrey podjął próbę spojrzenia na ponurą scenerię świeżym wzrokiem szeryfa. I od razu go uderzyło, że choć wentylator pod sufitem wciąż wirował nierówno, nie ulegało wątpliwości, że został uruchomiony już po zabójstwie, bo między krwawymi śladami na suficie widać było podłużne obszary wolne od plam, osłonięte jego łopatkami. A obok kontaktu przy drzwiach widniały rozmazane czerwonawe smugi, zapewne ślady palców Roberta, który włączył wentylator. Miało to sens, bo ten model był wyposażony w lampę, zatem mimo odniesionej rany gospodarz w pierwszej kolejności chciał zapalić światło. Pasowało to również do dłuższej przerwy między kolejnymi strzałami. Robert miał do czynienia z bronią palną jeszcze w podstawówce, doskonale wiedział, że nie należy sięgać po pistolet w ciemności. Niewykluczone, że dał sobie nawet parę chwil, żeby wzrok przyzwyczaił się do świata, by dokładnie ustalić miejsce, gdzie znajdowała się Jessie. Znając ją, można było zakładać, że stała w kącie, sparaliżowana strachem. A i Robert nie miał w naturze zbędnego pośpiechu.

Hoss wyjrzał przez okno i mruknął:

– Okiennica jest oderwana.

Jeffrey zmełł w ustach uwagę, że przecież nie wiadomo, czy została oderwana z podwórka, czy może od wewnątrz. Niemniej sam diabeł nie nakłoniłby go do zrobienia choćby jednego kroku w głąb sypialni. Zanotował w myślach, żeby przyjrzeć się wyrwanej okiennicy, kiedy Hoss już odjedzie.

– Co Robert powiedział? – zapytał szeryf.

Jeffrey zbierał się jeszcze, żeby przytoczyć relację przyjaciela, gdy stróż prawa machnął lekceważąco ręką i rzucił:

– Zresztą, dowiem się od niego. – Dostrzegłszy zdumienie malujące się na twarzy Jeffreya, dodał: – Ty opowiesz mi swoją wersję jutro rano, gdy przyjdziesz do biura ze swoją dziewczyną.

Sądząc po minie, z jaką Sara stąd wychodziła, ani trochę nie był pewien, czy jutro rano jeszcze będzie miał dziewczynę, wolał jednak to zmilczeć. Przyglądając się, jak Hoss krąży po pokoju, wciąż nie mógł się uwolnić od ściskania w dołku, którego przyczyną była informacja zatajona przez Sarę. Takie rzeczy zaliczał do głównych powodów, dla których na dobre nigdy nie wkroczył na drogę przestępstwa. Tym się zasadniczo różnił od ojca, bo jemu poczucie winy nie dawało spać po nocach. Szybko nauczył się brzydzić kłamstwem, bo wypełniało one całe jego dzieciństwo. Matka nigdy nie potrafiła przyznać nawet sama przed sobą, że Jimmy Tolliver jest winny jakichkolwiek zarzucanych mu czynów, przez które lądował w więzieniu, on zaś ustawicznie zaprzeczał, jakoby jego żona miała problem alkoholowy. Zanim Jeffrey uświadomił to sobie z całą mocą, zdążył naopowiadać sporo wierutnych kłamstw każdemu, kto tylko chciał go słuchać. Wyjechał z Sylacaugi głównie dlatego, by raz na zawsze zerwać ze swoją przeszłością. Jednak zaledwie znów się tu pojawił, wszystko wróciło. Całkiem dosłownie znalazł się na starych śmieciach.

– Synu? – zagadnął Hoss, podchodząc znowu do okna. Jeffrey zwrócił uwagę, że rozmazał przy tym jeden z krwawych śladów bosych stóp Jessie i rozgniótł kilka tabletek, które rozsypały się ze stłuczonej fiolki.

– Słucham – odparł, świadomy, że i szeryf najwidoczniej ma wątpliwości. Po prostu każdy przejawiał je po swojemu.

– Powiedziałbym, że sprawa jest dość prosta.

Hoss trącił czubkiem buta wyciągniętą w jego kierunku stopę zabitego, a Jeffrey na ten widok poczuł, jakby dostał silny cios w brzuch. Wytłumaczył sobie szybko, że przecież szeryf zawsze zachowywał się w ten sposób. Ostro rozgraniczał ludzi dobrych od złych i w celu ochrony tych pierwszych, z drugimi postępował tak, jak uznawał za konieczne. Jego i Roberta zawsze traktował bezkompromisowo, a mimo to był jedynym człowiekiem w mieście, któremu wolno było o nich powiedzieć coś złego.

Hoss kucnął po chwili, żeby lepiej się przyjrzeć zabitemu, choć przetłuszczone długie blond włosy zakrywały leżącemu niemal całą twarz.

– Poznajesz go? – zapytał.

– Nie – odparł Jeffrey, także kucając, żeby lepiej widzieć.

Stąd, z samego wejścia do sypialni, widać było wyraźnie czarne plamki krwi na dywanie układające się wachlarzowato. A zatem Robert musiał zostać postrzelony, kiedy skoczył do drzwi, żeby zapalić światło.

– To Luke Swan – powiedział Hoss, nerwowo postukując kciukiem w swój pas.

Nazwisko obudziło w Jeffreyu mętne skojarzenia, ale nadal nie mógł rozpoznać rysów zabitego.

– Zdaje się, że chodził razem z nami do szkoły.

– Rzucił ją, zanim zrobiliście maturę. Nie pamiętasz? Jeffrey skinął głową, choć nadal nie kojarzył zabitego.

Ostatnie lata nauki w szkole średniej spędził w dość hermetycznym kręgu piłkarzy i cheerleaderek. Luke Swan był drobnej budowy, chudy i kościsty, na oko ważył nie więcej niż pięćdziesiąt kilogramów.

– Od tamtej pory ciągle pakował się w kłopoty – dodał Hoss smętnym głosem. – Narkotyki, alkohol. Wiele nocy spędził w celi na posterunku.

– Czy Robert kiedykolwiek go aresztował? Szeryf wzruszył ramionami.

– Do diabła, Spryciarzu, tutaj mamy tylko ośmiu ludzi na jednej zmianie. Każdy wcześniej czy później musiał mieć z nim do czynienia.

– A Swan wcześniej nikogo nie obrabował? – zapytał Jeffrey. Kiedy Hoss w milczeniu pokręcił głową, dodał: – W końcu napad z bronią w ręku to zupełnie co innego mż ustawiczne kłopoty z narkotykami i alkoholem.

Szeryf skrzyżował ręce na piersi.

– Chcesz mi coś zasugerować? Czyżbym miał się czym martwić?

Jeffrey jeszcze raz popatrzył na trupa. Nadal nie mógł dojrzeć całej jego twarzy, ale posiniałe wąskie wargi i drobna budowa ciała nadawały mu wygląd kilkunastoletniego chłopca.

– Nie. Skądże.

Hoss ruszył do wyjścia, nawet nie patrząc pod nogi.

– Za to odniosłem wrażenie, że twoja panienka ma mi coś do powiedzenia.

– Jest u nas koronerem.

Hoss aż gwizdnął cicho, tyle że z całkiem innego powodu.

– To stać was na opłacanie koronera na pełnym etacie?

– Na pół etatu.

– Drogo sobie liczy?

Jeffrey pokręcił głową, bo nie miał pojęcia, ile wynosi normalna stawka Sary. Sądząc po urządzeniu jej domu i samochodzie, musiała zarabiać dużo więcej niż on. Poza tym wywodziła się z dość bogatej rodziny. On natomiast przez całe życie musiał się liczyć z każdym groszem.

Hoss ruchem głowy wskazał trupa i zapytał:

– Myślisz, że zgodziłaby się zrobić dla mnie sekcję? Jeffrey znowu poczuł ściskanie w dołku.

– Nie wiem. Spytam ją o to.

– Świetnie. – Szeryf odwrócił się jeszcze, żeby po raz ostatni rzucić okiem na sypialnię. – Bardzo mi zależy, żeby uporać się z tym jak najszybciej i żeby Robert mógł wrócić do służby.

Niespodziewanie, jakby chcąc ukrócić jakiekolwiek dalsze dyskusje, sięgnął do kontaktu i zgasił światło.

31
{"b":"97179","o":1}