Литмир - Электронная Библиотека

Niespodziewanie na podjazd wypadł nieduży pies i skoczył na nią, opierając ubłocone łapy o jej spódnicę.

– Nie – syknęła, ale bez rezultatu. Kucnęła więc przy podnieconym zwierzaku, mając nadzieję, że to go powstrzyma od skakania.

Pies szczeknął radośnie i aż odwróciła głowę pod wpływem nieprzyjemnego zapachu z jego pyska. Poczochrała mu palcami sierść na łebku, myśląc, że jeszcze nigdy nie spotkała tak brzydkiego kundla. Mniej więcej do połowy długości ciała miał gęstą poskręcaną sierść niczym pudel, ale łapy pokrywała twarda szczecina jak u teriera. Jego maść stanowiła przedziwną mieszankę odcieni czarnego, szarego i brązowego. Oczy miał wybałuszone, jakby ktoś ściskał mu jądra, choć już na pierwszy rzut oka było widać, że to suczka.

Sara wstała i spróbowała otrzepać kurz ze spódnicy, jednakże pył z Alabamy w niczym nie przypominał gliniastych gleb z Georgii. Chyba tylko długotrwałe namaczanie w wodzie z mydłem było w stanie usunąć te plamy.

– Spokój! – rozległ się od strony ulicy męski głos. Sara spłoniła się, zanim zrozumiała, że nie było to skierowane do niej.

Mężczyzna w jednym ręku trzymał papierową torbę z zakupami, a drugą poklepał się po udzie i zawołał:

– Tig! Do nogi!

Suczka jednak ani myślała odczepić się od nóg nowej znajomej, toteż mężczyzna zaśmiał się głośno i ruszył przez podwórze. Stanął przed Sarą, obrzucił ją taksującym spojrzeniem od stóp do głów i aż gwizdnął przez zęby.

– Złotko, jeśli należysz do Świadków Jehowy, to jestem gotów od razu się przechrzcie.

Stuknęły frontowe drzwi domu i na werandę wyszła ciemnowłosa kobieta mniej więcej w jej wieku.

– Nie słuchaj tego starego głupka – powiedziała, obrzucając ją równie uważnym spojrzeniem, ale zdecydowanie wyzbytym choćby cienia podziwu. – Sara, zgadza się?

– Tak – wybąkała.

– Jestem Darnell, ale wszyscy mówią mi Neli. A to mój mąż, Jerry.

– Mów mi Opos – rzekł gospodarz, unosząc dłoń do daszka czapeczki baseballowej w kolorach pomarańczowym i granatowym.

Zmieszana Sara wydukała:

– Bardzo mi miło państwa poznać.

– Pani pozwoli – rzucił dwornie Opos, jeszcze raz uniósł dłoń do czapeczki i ruszył przodem w stronę domu.

Neli wpuściła do środka psa, ale Sarze zastąpiła drogę.

– Zatem – mruknęła, opierając się łokciem na klamce – jesteś nową zdobyczą Jeffreya?

Nie wiedziała, czy uznać to za żart, ale miała dość podobnego traktowania w rodzinnych stronach. Skrzyżowała ręce na piersiach i mruknęła z rezygnacją:

– Na to wygląda.

Neli wykrzywiła usta w bok, dając do zrozumienia, że jeszcze nie skończyła.

– Jesteś stewardesą czy striptizerką?

Sara zaśmiała się krótko, ale szybko spoważniała, widząc minę gospodyni. Zadarła dumnie brodę i bez namysłu wybrała striptizerkę, gdyż brzmiało to bardziej egzotycznie.

Neli obrzuciła ją ostrym spojrzeniem spod przymrużonych powiek.

– Jeffrey mówił, że pracujesz z dziećmi. Próbowała wymyślić jakąś ciętą ripostę, ale zdobyła się tylko na idiotyczne stwierdzenie:

– Pozuję do aktów z balonikami w kształcie zwierzątek.

– Aha. – Kobieta wreszcie odsunęła się na bok. – Wszyscy są na tylnym podwórku.

Sara weszła do skromnie urządzonego saloniku, w którym ilość pamiątek drużyny piłkarskiej z Auburn była już chyba niezgodna z prawem. Nad kominkiem wisiały pompony cheerleaderek i proporczyki w klubowych barwach, centralne miejsce nad gzymsem zajmowała rozpięta na stelażu dżersejowa koszulka z numerem siedemnastym. W rogu na okrągłym stoliku do kawy pod szklanym kloszem stała makieta przedstawiająca zapewne uniwersytecki kampus. Na regale piętrzył się stos czasopism poświęconych uczelnianej lidze futbolowej, nawet klosz nocnej lampki był ozdobiony pomarańczowo-granatowym emblematem z literami AU.

Neli poprowadziła ją korytarzem do drzwi prowadzących na tylne podwórze, lecz Sara przystanęła przed oprawioną w ramki stroną tytułową pisma „SEC Monthly”. Na okładce znajdowało się zdjęcie Jeffreya stojącego na środkowej linii boiska. Włosy miał dłuższe niż obecnie, a delikatny chłopięcy zarost pozwalał szacować, że fotografia pochodzi mniej więcej sprzed piętnastu lat. Był ubrany w granatową piłkarską koszulkę i trzymał stopę opartą na jajowatej piłce futbolowej. Pod zdjęciem znajdował się napis: „Nowa gwiazda Tigersów?”.

Niemal odruchowo zapytała:

– To on grał zawodowo w drużynie z Auburn? Darnell wreszcie się roześmiała.

– Zaciągnął cię do łóżka, nie chwaląc się wcześniej swoim złotym sygnetem za udział w rozgrywkach o „Cukrowy Puchar”? – zapytała, wprawiając Sarę równocześnie w osłupienie i zmieszanie.

– Hej! – zawołał Jeffrey, pojawiwszy się w korytarzu zdecydowanie za późno jak na jej gust. W ręku trzymał butelkę piwa. – Widzę, że już się poznałyście.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ona jest striptizerką, Spryciarzu?

– Bo występuje jedynie w weekendy – odparł, podając butelkę gospodyni. – I to tylko do chwili, aż wystarczająco się naładuje adrenaliną.

Sara próbowała spojrzeć mu w oczy i dać do zrozumienia, że ma ochotę natychmiast się stąd wynieść, lecz albo trzy miesiące jeszcze nie wystarczyły, by nauczył się czytać w jej myślach, albo też był w pełni świadom, jak została potraktowana, tyle że nic go to nie obchodziło. Chwilę później jego ironiczny uśmiech zdradził jej, jak jest naprawdę.

Objął ją za ramiona, przyciągnął do siebie i cmoknął w czoło. Odebrała to jak niemą prośbę, żeby grała dalej swoją rolę i nie marudziła. Pospiesznie uszczypnęła go pod pachą, co miało znaczyć, że nie godzi się na takie przedstawienie.

Skrzywił się i potarł obolałe miejsce.

– Neli, możesz nas zostawić na minutkę? Gospodyni poszła dalej i skręciła w bok, zapewne do kuchni. Przez otwarte drzwi na końcu korytarza widać było basen kąpielowy na podwórku i jeszcze jedną parę siedzącą nad nim na składanych turystycznych krzesełkach. Gdzieś dalej ujadały psy. Opos stał przy grillu z długim widelcem w dłoni. Pomachał im ręką.

– Coś mi się zdaje, że ten postój był z góry zaplanowany – syknęła Sara.

– Słucham?

Starała się mówić cicho z obawy, że Neli zapewne ich podsłuchuje.

– Czy to jakiś rodzaj indoktrynacji, jaką stosujesz wobec wszystkich swoich nowych zdobyczy?

– Nie rozumiem. Wskazała wejście do kuchni.

– Tak mnie określiła twoja przyjaciółka. Skrzywił się z niesmakiem.

– Ona po prostu…

– Wzięła mnie za jedną z twoich dziewuch – wpadła mu w słowo, coraz bardziej rozzłoszczona. – Jak wynika z tego, co powiedziała, dokładnie takie miejsce przypisała mi u twego boku.

Uśmiechnął się niepewnie.

– Saro, skarbie…

– Nie waż się więcej nazywać mnie w ten sposób, palancie.

– Nie chciałem…

– Nie wiem, za kogo się uważasz, do cholery – szepnęła z naciskiem, ledwie zdolna dobyć z siebie glos – że przyciągnąłeś mnie taki kawał drogi za przeklętą granicę stanu, by tu wystawić na pośmiewisko, wiedz jednak, że mnie się to nie podoba i masz najwyżej dwie sekundy, żeby pożegnać się z gospodarzami, bo ja wracam do Heartsdale i nawet się nie obejrzę, czy będziesz ze mną w samochodzie, czy nie.

Minęły jednak co najmniej trzy sekundy, zanim wybuchnął gromkim śmiechem.

– Na Boga! – rzekł. – Nie powiedziałaś aż tyle naraz przez całą dotychczasową podróż.

Była tak rozwścieczona, że z całej siły grzmotnęła go pięścią w ramię.

– Auu – jęknął, rozmasowując rękę.

– I to ma być wielka gwiazda futbolu?! Zawodnik, który się boi uderzenia kobiety?! – Walnęła go drugi raz. – Właściwie dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś, że grałeś w drużynie zawodowej?

– Myślałem, że wszyscy to wiedzą.

– Niby skąd? Powinnam się była dowiedzieć od Rhondy z banku? – Zamierzyła się po raz kolejny, ale złapał ją za rękę. – Czy od tej zdziry z zakładu produkcji szyldów? – Próbowała wyrwać rękę z jego uścisku, ale nie puszczał.

– Skarbie… – zająknął się i uśmiechnął nieśmiało, jakby gotów był spełnić każdą jej zachciankę. – Saro…

– Myślisz, że nie wiem, że podrywałeś niemal każdą dziewczynę w mieście?

Zrobił obrażoną minę.

– Dla mnie były tylko jak kartki z kalendarza, bo czekałem na ciebie.

– Nie chrzań!

Obrócił ją do siebie i objął w pasie.

– W rozmowach ze swoją mamą też się tak wyrażasz? Próbowała się uwolnić, ale przycisnął ją plecami do ściany. Poczuła dobrze znane sensacje wywołane bliskością jego ciała, jednakże w takiej chwili potrafiła myśleć tylko o tym, że jego przyjaciele przyglądają im się z podwórka przez otwarte drzwi. Spodziewała się podświadomie, że zaraz pocałuje ją żarliwie bądź w jakikolwiek inny sposób okaże swą męską wyższość, po czym wyciągnie na zewnątrz, żeby zrobić rundę honorową wokół basenu, zbierając entuzjastyczne owacje Oposa, ale on tylko delikatnie cmoknął ją w czoło i mruknął:

– Jestem tu po raz pierwszy od sześciu lat. Spojrzała mu w oczy głównie dlatego, że trzymał twarz tuż przy jej twarzy.

Nagle stuknęły siatkowe drzwi i do korytarza wkroczył najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego Sara widziała na oczy, nie licząc okładek kolorowych czasopism. Był równie wysoki jak Jeffrey, ale jeszcze szerszy w ramionach i z bardziej zawadiacką miną.

Kiedy zaś otworzył usta, jej uszy mile połaskotał najśpiewniejszy południowy akcent, jaki do tej pory słyszała.

– Czyżbyś się bał przedstawić mi swą nową dziewczynę, Spryciarzu?

– Skądże znowu – wypalił Jeffrey i odwrócił się do niego, nie cofając jednak ręki zaborczo opartej na biodrze Sary. – Skarbie, poznaj Pryszcza, który razem z Oposem był moim najlepszym kumplem w okresie dorastania.

– Z którego nadal nie wyszedłeś – odparł tamten, grożąc Jeffreyowi pięścią. – Teraz jestem już tylko Robertem.

Opos zawołał z podwórka:

– Czy któryś z was mógłby mi podrzucić hamburgery z lodówki?!

– Może się tym zajmiesz, Spryciarzu? – zapytał pospiesznie Robert, po czym wziął Sarę pod rękę i poprowadził w głąb korytarza, zanim Jeffrey zdążył zareagować.

18
{"b":"97179","o":1}