Литмир - Электронная Библиотека

– No i jak z tego wyszedłeś? – pyta komandora.

– A skąd wiesz, że wyszedłem? – dziwi się Bowling – mówiłem ci już o tym?

– Widzę cię żywego, całego i nie odmrożonego!

– To było nieprawdopodobne. Zdecydowałem się wypłynąć przez luk awaryjny na zewnątrz łodzi. Udało mi się przewiercić talię lodową i wygramolić się na powierzchnię. A tam masz pojęcie, minus czterdzieści stopni… Na szczęście byłem w grubym elektrycznie ocieplanym kombinezonie. Od tego czasu wolę morze południowe. Dzięki Bogu już po dwóch kwadransach na nasz sygnał przyleciała ekipa ratownicza… Ale tym razem damy sobie radę bez ratowników. Znów Mątwa 16 wypłynie na szerokie wody… Za dwa dni!

– Obiecywałeś, że zanim to nastąpi, pokażesz mi statek – upominał się Roy.

– Czemu nie, nie przesadzamy z tą tajemnicą wojskową tak jak inni. Zobaczysz wszystko, co zechcesz. Tylko nie będziemy odpalali rakiet…

– Podobno nawet ty nie mógłbyś…

Lekki śmieszek.

– Oczywiście, istnieje elektroniczna blokada pozostająca w gestii Pentagonu, klucze, szyfry zabezpieczające, ale jako dowódca mam możliwość awaryjnego odbezpieczenia.

Tymczasem w zmętniałym polu widzenia komandora wyrasta całkiem nowa. apetycznie wyglądająca postać. Kelnerka?

– Dzień dobry – rozlega się miły, energiczny głosik. Roy odwraca głowę.

– Barbara, jednak! Komandor unosi się z siedzenia.

– Przedstaw mnie pani, przedstaw… – domaga się trochę bardziej natrętnie, niż wymagałaby tego elegancja oficerska wyniesiona z West Point.

– Panna Gray, nasza oceanografka – prezentuje po prawie niezauważalnej pauzie Ziegler i dorzuca, zwracając się do dziewczyny – nareszcie się zjawiasz. Nasze badania ruszą pełną parą! Nie masz pojęcia, jak ucieszyłem się wczoraj na wieść, że przybędziesz osobiście.

– Może ja nie będę państwu przeszkadzał – mówi domyślnie komandor – właśnie przypomniało mi się, że powinienem jeszcze wskoczyć na łajbę.

Nie zatrzymują go. Dziewczyna siada przy Zieglerze, smukła, w kusej sukience, z króciutko przystrzyżonymi włosami, fantastyczna!

– Napijesz się, Roy? – pada pytanie. Przeczące kiwnięcie głową.

– Zerwałem z nałogami.

– Ze wszystkimi?

– Prawie… Ale tak się cieszę, że żyjesz zdrowa i piękna!

Kuszący uśmiech. A zaraz potem tekst:

– Nie uważasz, że powinniśmy zmienić lokal. Mamy trochę spraw do ustalenia… – Maggi, idąc za wzrokiem profesora, obciąga lekko skąpe mini nie zasłaniające nawet połowy uda.

– Mój bungalow jest o dwieście metrów stąd, prawie przy plaży. Nie ma tam wielkiego komfortu, po tym tsunami wszystko tu trochę kuleje, ale za to pełny spokój.

– To znakomicie.

Dublerka nie ma nawet połowy talentów swego pierwowzoru, została jednak wystarczająco wyszkolona, aby postępować ściśle według planu. W ciągu dwóch godzin zapoznaje się z pełną dokumentacją; od spraw terenowych, po szczegóły dotyczące łodzi podwodnej. Przed córką szefa Roy nie bawi się w konspirację, bez oporów wyjawia techniczny plan operacji. Zresztą, prawdę powiedziawszy, druga ścieżka jego mózgu zajęta jest przez fascynację pięknym ciałem współpracowniczki.

Podobno nie jest trudna. Musi lubić te rzeczy. Wystarczy spojrzeć. Absolutnie po koleżeńsku… Tylko jeśli ją rozczaruję? – sprzeczne myśli targają naukowcem. – I jeszcze nie mogę nic wziąć na odwagę.

– No, zmęczyłam się! – mówi naraz Maggi podnosząc się z kanapki. Nalewa sobie drinka i po męsku wypija od razu całość. Czy prysznic u ciebie działa?

Ziegler kiwa głową. Dziewczyna nie krępuje się zupełnie, nie zaciąga nawet zasłony kąpielowej. Dorodne piersi wyskakują spod ściągniętej energicznym gestem koszulki, potem zsuwa się cieniutki obwarzanek majteczek. Mini odpięła już wcześniej. Pochyla się, aby starannie położyć garderobę na krzesełku. Złocisty Eden pojawia się na moment zaledwie dwa metry od twarzy profesora. Tajemnicza, ale bliska, realna. Szmer tuszu głuszy przyspieszony łomot serca Zieglera. Jego wzrok szybko omija niedopitego drinka i sięga po kolejną butelkę coli. Wypija ją duszkiem. Napój ma troszkę dziwny smak, ale profesor zrzuca to na karb podniecenia.

Dziewczyna, uśmiechając się do gospodarza, niespiesznie mydliła swe detale ruchami kunsztownie wytresowanej striptizerki – dawny zawód Maggi okazywał się w takich momentach szalenie pomocny.

– Ale duszno! Ziegler rozpiął dwa guziki koszuli i popatrzył z niepokojem na posłanie. Było w tym wzroku coś z niepokoju studenta przed trudnym egzaminem. Chwilę później poczuł się dziwnie miękko. Serce? – przemknęło mu. Uniosła go szybko ciepła winda, bezwładu, zapomnienia.

Kiedy Maggi wytarła swoje ciało, Roy spał już w najlepsze, a nawet trochę pochrapywał. Dziewczyna nie traciła czasu na ubieranie, sięgnęła po torebkę. Z wydrążonej łąkowej rączki wyjęła maleńką strzykawkę, potem igłę. Nabrała płynu z buteleczki noszącej etykietkę znakomitych perfum, odgięła ramię śpiącego i naciągnąwszy żyłę wprowadziła w nią igłę… Zabieg powtórzyła parokrotnie. Potem duszkiem wypiła resztę.

Ziegler obudził się przed świtem, czuł gorycz w gardle, bolała go głowa. Nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie się znajduje… w campusie uniwersyteckim, w Marindafontein? Był całkowicie nagi i pijany!

– Sen, cholerny sen!

Obok siebie słyszał równy, spokojny oddech. Odwrócił się ryzykując diabelski kołowrót w mózgu. Gołe ramię połyskiwało w półmroku. Barbara! Nerwowo usiłował zebrać myśli. Nic nie pamiętał. Upił się – to jasne! Ale czy kochał się już z panną Gray? Dylemat. Dotknął jej pleców, potem przesunął dłoń ku pośladkom… Nie obudziła się. Chociaż mógłby przysiąc, że lekkie drżenie przebiegło przez luksusowe pięćdziesiąt osiem kilogramów śpiące u jego boku. Obrócił się delikatnie na bok. Przylegał teraz do dziewczyny całą długością swego ciała. Ręka wsunęła się w jedwabisty wąwóz ud, te, wiedzione odruchem, a może i świadomą wolą, rozsunęły się lekko. Cóż z tego – główny zainteresowany pozostał obojętny.

Znowu jęknęło coś w Zieglerze! Dlaczego z Tamarą nie miał problemów! Odwrócił się zniechęcony. Z nocnej szafki błyszczał życzliwie “Johnny Walker" – Nie, przecież nie mogę pić. Muszę być trzeźwy! Akcja!… Cały oblał się potem. Doskonale znał swój organizm. Wiedział, że będzie się teraz męczył, pocił, odsuwał, ale w końcu się napije. Potem przez chwilę będzie dobrze… Może nawet jako tako pójdzie mu z Barbarą. Gdyby udało mu się nie zwiększać dawki, dotrwa w takim stanie do popołudnia. Jak jednak zdobędzie się na wizytę u komandora, w jaki sposób pokieruje atakiem na łódź… Dłoń zacisnęła się kurczowo na chłodnym szkle.

Zza okiennej żaluzji słychać było monotonny szum Pacyfiku rozbryzgującego się o piaszczysty brzeg atolu Raronga.

Trudno przewidzieć, jaki obrót przyjęłyby wypadki, gdyby nie gwałtowny cyklon Eurydyka posuwający się od strony wysp Bahama ku północy. Programiści czuwający nad programem California zaczęli nawet rozważać odroczenie planowanego startu wahadłowca, szczęśliwie jednak Eurydyka skręciła, decydując się na pustoszenie wybrzeży Georgii i południowej Karoliny przy oględnym potraktowaniu Florydy. Wpłynęło to na zaburzenie rejsów pasażerskich większości jednostek na środkowym Atlantyku. Samolot niosący Jana Pawłowskiego awaryjnie wylądował w Hamilton na Bermudach, tak że Polak i towarzyszący mu Welman dotarli do Miami dopiero w niedzielę rano. Ich Boeing lądował prawie równocześnie z wojskową maszyną Człowieka-Cytryny.

Budził się luksusowy, wysoko rozwinięty kapitalistycznie dzień. Uchylały się pierwsze żaluzje w oknach hotelowych. Hostessy wyprowadzały na spacerki pieski milionerów.

W holetu Plazza Gardiner udzielał enigmatycznego wywiadu korespondentom NBC. Odziany w szlafrok, na pytania o Światowy Dzień Protestu odpowiadał między jednym a drugim kęsem chrupiącej bułeczki:

– Nic się nie zmieniło w naszych zamierzeniach. Komitet Doradczy zbierze się jutro. Ale już dziś oczekuję przybycia pastora Lindorfa i panny Bernini. – Jakie prognozy na temat Dnia Zieleni? – Jak najlepsze. – Czy to prawda, że Denningham szykuje jakąś niespodziankę? – Proszę jego samego zapytać o to, jeśli uda się go państwu odnaleźć…

Jemu samemu udało się. Dzięki radioaktywnej Barbarze hotelik, w którym spędziła popołudnie z ojcem, został natychmiast zlokalizowany, a później Red już nie stracił Amerykanina z oczu. Wykryta została również opuszczona farma…

– Teraz tylko musimy poczekać – powtarzał niecierpliwym współpracownikom, których kilkunastu przybyło wprost z Afryki.

W tym czasie Levecque jeszcze drzemał w swym apartamencie, położonym kilkanaście metrów od pokoju Gardinera. W ciągu nocy wykonał już wszystko, co miał do zrobienia. A dodatkowo – zrelaksował się w towarzystwie długiej jak serial Dynasty Mulatki, którą polecił mu usłużny portier. Inna sprawa, że sen profesora nie należał do głębokich. Budził się regularnie co pół godziny i spoglądał na zegarek. Czas pozostający do startu wahadłowca kurczył się z minuty na minutę. Miał nadzieję, że hipoteza takiego a nie innego nośnika dla emitora okaże się trafna.

W pawilonie hotelowym dla kosmonautów w bazie Patric Air Force, Edwin O'Neal i Jefferson Hammersmith przechodzili ostatnią kontrolę lekarską. Z zadań poprzedzających start czekały ich jeszcze rutynowe uściski szefa programu i niedaleka droga do wahadłowca.

Lee Grant, w małej kabinie obok głównej dyspozytorni lotu, był już również przygotowany do działania…

W tym samym czasie Bonnard i Loulou, w tanim hoteliku na przedmieściu Miami Springs opodal lotniska, ćwiczą pompki, które ich niemłodym mięśniom mają dać energię dwudziestolatków. Marcel siódmym zmysłem wyczuwa, że coś się dziś wydarzy. Dzwonek u drzwi. Czyżby?

Louis cofnął się do łazienki. Nigdy nic nie wiadomo. Naciągnąwszy dół pidżamy, Bonnard przekręcił zamek. Zmiętoszona twarz majora wsunęła się wraz z rześkim powiewem ranka. Trochę za wcześnie. Za pół godziny eks-komisarz miał zamiar spotkać się z młodym Polakiem, którego konwojował emeryt z Londynu. Wiedziałby wtedy znacznie więcej.

– Jestem z polecenia Admirała – burknął bez wstępów Człowiek-Cytryna – sytuacja się zmieniła.

56
{"b":"89320","o":1}