Литмир - Электронная Библиотека

– Ten list znaleziono po rewizji celi Józefa Bekierskiego – sapnął komendant. – Cała Polska bardzo się interesowała jego słynnym procesem. A pan, komisarzu, był na nim głównym świadkiem oskarżenia. Ten list pokazuje, że inny świadek, Stanisław Wiącek, złożył fałszywe zeznania. Jakiś szukający rozgłosu, nadgorliwy adwokacina może rozgrzebać ponownie całą sprawę, a ona rzuci na pana długi i ponury cień… Jeśli jeden świadek oskarżenia był niewiarygodny, to taki sam może być i drugi, czyli pan… Kto Wiącka skłonił do fałszywych zeznań? Może to pan Popielski? – zapyta jakiś dziennikarzyna i napisze o tym artykuł! Oczerni pana! Tak, tak… Długi i ponury cień… A w tym cieniu znajdzie się również cała policja… Co pan na to, komisarzu?

– Odeprę wszelkie zarzuty, panie komendancie, i prasowe, i sądowe – krótko i po wojskowemu odpowiedział Popielski, a potem dodał powoli: – Nawet ponowny proces…

– Ponownego procesu nikt nie chce. – Grabowski pstryknął w ołówek który potoczył się po błyszczącym blacie biurka i oparł o stojak na listy. – A zwłaszcza znakomity przedstawiciel służb penitencjarnych, naczelnik naszego więzienia karno-śledczego, pan Arnold Piasecki… Żaden szef więzienia nie lubi, kiedy więzień wiesza mu się w celi…

– Zaraz, zaraz. – Popielski pomasował sobie powieki. – Czegoś tu nie rozumiem… Kto się powiesił w celi? Wiącek? Przecież pisze, że nie ma odwagi…

Grabowski przyglądał się uważnie Edwardowi, ale na twarzy tego ostatniego nie drgnął nawet mięsień.

– Dzisiaj rano w celi powiesił się Bekierski. I to przy nim znaleziono list Wiącka. – Komendant dokończył swoją kwestię, wstał i zaczął spacerować po gabinecie z rękami założonymi na plecach. – Może mi pan wyjaśni to samobójstwo? Może ktoś mu w tym pomógł? Ktoś, kogo on sponiewierał? Rękami współwięźniów?

– Nikt nie lubi zadzierających nosa arystokratów – mruknął Popielski.

– Morda w kubeł! – wrzasnął Grabowski i rozpoczął szybki spacer wokół biurka.

Po dwóch minutach zatrzymał się, sięgnął po list Wiącka, przyłożył do niego płomień zapalniczki i obserwował, jak papier zamienia się w popielnicy w szary pył.

– Nikt nie chce ponownego śledztwa.

– Najważniejsze, że mamy pewność, iż wsadziliśmy właściwego człowieka. A ten poniósł zasłużoną karę. – Popielski się uśmiechnął.

Komendant spojrzał surowo na swego podwładnego i bez słowa pokazał mu drzwi.

EPILOG

OSLO 1988

KAMERY POSZŁY W RUCH. Telewizyjny prezenter Sverre Åsland patrzył na swojego rozmówcę ze wzrastającą niechęcią. Zabrakło mu słów, zabrakło mu pytań – i to wcale nie dlatego, że uważał obejrzany film za wybitny, a historię za fascynującą, bo wcale tak nie było. W głowie czuł pustkę, ponieważ nie wiedział, jak wykorzystać ostatnie sekundy programu. Nie wiedział, o co zapytać gościa, by zaskoczyć widzów celną puentą, olśnić ich mądrym resumé, rozbawić kalamburem lub dowcipem. Przeklinał researcherów, którzy mieli mu dokładnie opowiedzieć o filmie, a zamiast tego przygotowali stereotypowe informacje o Polsce i Polakach. Kamery szumiały. Musiał coś powiedzieć. Nie można pracować w tym zawodzie, jeśli się nie ma refleksu.

– Podobał się panu ten film, profesorze?

– Niezły. – Matematyk zacisnął usta.

– Musiał na panu zrobić wielkie wrażenie. – Åsland uśmiechnął się. – Milczy pan, a przecież zawsze milczymy, gdy wychodzimy z kina po wstrząsającym filmie.

– Być może. – Profesor podrapał się po łydce.

Znów kilka sekund ciszy. Åsland spojrzał na minutnik. Teraz chyba rzeczywiście nadeszła pora na pytanie ratunkowe.

– A czy teoria liczb Charona – już się cieszył na dłuższą wypowiedź matematyka – została później rozwinięta przez naukę, czy też pozostała kolejną nie rozstrzygniętą hipotezą?

Profesor zaczął się śmiać. Otworzył szeroko usta, by złapać oddech. W ich kąciki spływały mu łzy. Klepał się po kolanach wypychających szare sztruksowe spodnie. Zerwał fioletowy fular i jęczał ze śmiechu, nie mogąc zaczerpnąć powietrza.

– To doprawdy skandal! – wrzasnął nagle. – Zapraszasz mnie do studia z okazji otrzymania przeze mnie królewskiej Nagrody Abla i nie wiesz nawet, za co ją dostałem! Szanowni państwo – spojrzał w kamerę – otrzymałem ją za opracowanie liczb szumiących, zwanych liczbami Charona. Potrafię odczytać każdą opowieść o każdym człowieku zawartą w tej literowej magmie. Potrafię w niej nurkować i wyławiać ludzkie żywoty. Kilka wzorów i przekształceń, kilka minut pracy komputera i wiem, kiedy dany człowiek będzie cierpiał i kiedy umrze. Mam władzę nad ludźmi!

Wstał i otarł fularem łysinę. Fioletowy jedwab zaszeleścił na czarnej włochatej myszce, której kształt skojarzył się Åslandowi z italskim butem.

– Dziękujemy panu, profesorze Sperling! – wyszeptał pobladłymi wargami.

Ukończyłem we Wrocławiu 15 lipca 2010 roku o godzinie 14.53.

Podziękowania

POWIEŚĆ TA ZAWIERAŁABY WIELE BŁĘDÓW RZECZOWYCH, GDYBY ICH NIE SKORYGOWALI WYBITNI EKSPERCI:

· z zakresu matematyki – dr Piotr Borodulin-Nadzieja z Instytutu Matematycznego Uniwersytetu Wrocławskiego;

· z zakresu medycyny sądowej – dr Jerzy Kawecki z Akademii Medycznej im. Piastów Śląskich we Wrocławiu;

· z zakresu historii polskiej policji – dr hab. Robert Litwiński z Instytutu Historii Uniwersytetu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie.

W powieści tej byłoby wiele pomyłek rzeczowych, logicznych i narracyjnych, gdyby ich nie wytropili jeszcze przed oddaniem do druku (omissis titulis): Leszek Duszyński, Witold Horwath, Zbigniew Kowerczyk, Gościwit Malinowski, Krzysztof Morta, Przemysław Szczurek i Marcin Wroński.

Moim Konsultantom oraz moim pierwszym Czytelnikom bardzo dziękuję za ich trud. Za wszystkie ewentualne błędy winę ponoszę wyłącznie ja sam.

Marek Krajewski

Liczby Charona - pic_38.jpg
***
Liczby Charona - pic_39.jpg
56
{"b":"269467","o":1}