Литмир - Электронная Библиотека

– Nie, uczyniłem to gratis jako człowiek prywatny, nie detektyw, którym z punktu widzenia prawa wówczas nie byłem.

– Czy gdybym ja wówczas zwrócił się do pana z tą prośbą, też by ją pan spełnił?

– Nie.

– A dlaczegóż to?

– Bo spełniam jedynie prośby moich znajomych, a pan mecenas do nich, ku mojemu wielkiemu ubolewaniu, nie należy.

– Proszę nam podać nazwisko owej damy.

– Odmawiam.

Adwokat zwrócił się do Wysokiego Sądu o wydanie świadkowi stosownego polecenia, gdyż – jak twierdził – owa dama jest figurą bardzo ważną w całej sprawie. Sędzia Knipa spełnił prośbę obrońcy.

– Renata Sperling – odpowiedział Popielski.

– Tak – potwierdził Bechtold-Smorawiński. – Renata Sperling, lat dwadzieścia siedem, buchalterka w dobrach Bekierskich. Dama niezwykłej urody. Skąd pan ją zna?

– Dziewięć lat temu przygotowywałem ją do matury. Udzielałem jej prywatnych lekcji z matematyki.

– Jakie było zlecenie… pardon, prośba, którą panu przedstawiła?

– Prosiła mnie, bym odnalazł hrabinę Bekierską, która nagle, według Renaty Sperling, zaginęła.

– Czy utrzymywał pan lub utrzymuje stosunki natury intymnej z panną Renatą Sperling?

– Nie chcę uchybić czci i honorowi niezamężnej damy, toteż nie odpowiem na to pytanie.

Ta postawa godna dżentelmena wywołała westchnienia i głośne komentarze obecnych na sali dam, co najwyraźniej nie spodobało się sędziemu Knipie. Srogi iudex zmarszczył brwi i upomniał publiczność, by raczyła zachowywać się w sposób licujący z powagą tego trybunału. Mecenas zachował spokój, ale ja – jako długoletnia sprawozdawczym procesowa – zauważyłam u niego to sekundowe przymknięcie powiek, co mogło świadczyć albo o pewnym pomięszaniu, albo o koncentracji przed zadaniem celnego ciosu.

– Wysoki Sądzie i szanowni panowie przysięgli, nie będę zmuszał dżentelmena do wyznań delikatnej natury, pozwoli jedynie Wysoki Sąd, iż zaznaczę, że po pannie Renacie Sperling wszelki ślad zaginął. Nie mogę zatem poprosić jej o złożenie zeznań przed tym trybunałem. Zauważę ponadto, że pan Popielski, odmawiając odpowiedzi na moje pytanie, niejako potwierdził, iż łączyły go z panną Sperling stosunki wielce zażyłe. Gdyby tak nie było, odpowiedziałby na moje pytanie po prostu: „nie, nie miałem z ową damą nic intymnego”, i nie uchybiłby w ten sposób czci i honorowi wspomnianej niewiasty…

– Proszę, by świadek odpowiedział na to pytanie! – Sędzia Knipa spojrzał srogo na Popielskiego, mając najwyraźniej dość wywodów złotoustego prawnika. – Czy utrzymywał pan lub utrzymuje stosunki natury intymnej z panną Renatą Sperling?

– Kochałem ją – odpowiedział spokojnie detektyw – a ona odeszła ode mnie. Nie wiem, gdzie teraz przebywa.

Damy obecne na sali popadły w jakieś rozgorączkowanie, słyszalne w scenicznych szeptach i wybuchach nerwowych chichotów. Tym razem sędzia Knipa ich nie uspokajał. Bechtold-Smorawiński powiódł po zebranych triumfalnym wzrokiem.

– A czy wiadomo było świadkowi, że oskarżony Józef Bekierski okazywał jej względy?

– Tak.

– Panna Sperling powiedziała panu o tym?

– Tak.

– Mógłby pan zatem, będąc zakochany w pannie Sperling, uważać hrabiego Bekierskiego za rywala?

– Nie.

– Dlaczego?

– Ponieważ panna Sperling go nienawidziła. Trudno uważać za rywala mężczyznę, którego umiłowana kobieta nienawidzi.

Bechtold-Smorawiński nie rozwijał już tego wątku. Najwyraźniej złapał wiatr w żagle i przypuścił teraz zmasowany atak. Zapytał mianowicie, jak wyglądało pierwsze spotkanie świadka z oskarżonym. Kiedy się dowiedział, iż Popielski został podczas tego spotkania dotkliwie pobity przez oskarżonego oraz jego rosyjskich pretorianów, spojrzał z powagą i troską na przesłuchiwanego.

– Czy upokorzył pana również jeszcze jakoś inaczej? – zapytał.

– Nie.

– A teraz zadam panu bardzo trudne pytanie. Będzie ono przykre dla takiego mężczyzny jak pan, nawykłego raczej do niepoddawania się woli innych, a zatem dla natury niezależnej, władczej i zdecydowanej. O tych cechach, informuję Wysoki Sąd, świadczy zwolnienie świadka z policji za niesubordynację. Ale ad rem. Pytanie, które zadam – spojrzał na publiczność – będzie szokujące dla obecnych tu osób postronnych, a zwłaszcza dla dam, które niniejszym proszę o wybaczenie. A zatem pytam świadka – znów spojrzenie pełne troski rzucone w stronę Popielskiego – czy oskarżony po pobiciu oddał na pana mocz?

Na sali zaszumiało, a potem zapadła martwa cisza. Wszyscy wpatrywali się w zacięte usta Popielskiego.

– Nie, nic takiego nie nastąpiło.

Adwokat jeszcze raz wykonał liczne słowne kontredanse, zapewniając, iż zdaje sobie sprawę, że dla męskiej natury upokorzenie, o którym mowa, jest bardzo dotkliwe. Zdaje sobie sprawę ponadto, w jak złym świetle ten haniebny postępek stawia jego klienta. Pracując jednak non sordidi lucri causa, sed ut veritas magis propa – getur [77], prosi z całą mocą o przyznanie, iż świadek był obiektem tego ohydnego postępku. Popielski ponownie kategorycznie zaprzeczył. Dla wyrobionych bywalców sądowych (w tym dla piszącej te słowa) było oczywiste, iż strategia obrońcy polega na wytworzeniu przekonania, iż ohydnie upokorzony Popielski mógł sfingować całe zajście w mieszkaniu zamordowanego Bójki, by rzucić podejrzenie na swego oprawcę. W ten oto sposób miał się na nim zemścić.

– Tak jest, panowie przysięgli – mecenas podsumowywał ten moment przesłuchania – oto świadek zaprzecza czemuś, co mogliby potwierdzić rosyjscy przyjaciele oskarżonego. Ci jednak dziwnym zbiegiem okoliczności zostali bardzo szybko deportowani. Pragnę zwrócić uwagę, że procedura deportacyjna trwa zwykle minimum pół roku. Tym razem ważni świadkowie oskarżenia zostali wydaleni po trzech miesiącach! Służę również Wysokiemu Sądowi informacjami o charakterze personalnym, które wyraźnie pokazują, że związki koleżeńskie Edwarda Popielskiego mogły umożliwić tę arcyszybką deportację! Jak wynika z pisma przedstawionego Wysokiemu Sądowi przez wydział polityczny, nakaz deportacji wydał naczelnik Oddziału Politycznego Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego Urzędu Wojewódzkiego, były komisarz policji, pan Franciszek Pirożek, który prywatnie jest przyjacielem Wilhelma Zaremby, kolegi Edwarda Popielskiego z ławy gimnazjalnej! Zauważmy ponadto, że w tej sprawie znika również inny ważny świadek obrony, panna Renata Sperling. Owa dama mogła być obiektem miłosnej rywalizacji pomiędzy oskarżonym i świadkiem. Cóż naturalniejszego dla zakochanego mężczyzny niż pozbycie się rękami Temidy znienawidzonego rywala, znanego gwałtownika, któremu bardzo łatwo przypisać jakąkolwiek zbrodnię, tym bardziej umotywowaną politycznie zbrodnię na Bójce, który zniszczył karierę owego rywala?

Następnie obrońca dzięki umiejętnie stawianym pytaniom wyciągną! ze świadka, wbrew wyraźnemu oporowi tegoż, informacje o mizerii jego bytowania w okresie, kiedy był zwolniony z pracy w policji. Zwracał uwagę na nieudane próby polepszenia egzystencji wykładami uniwersyteckimi. Kiedy już odmalował w czarnych barwach pozapolicyjne życie Popielskiego, zwrócił się znów do świadka z zapytaniem, czy to prawda, że złapanie mordercy Bójki skutkowałoby ponownym przyjęciem do pracy w policji.

– To nieprawda.

– Czy nie zawarł pan umowy ustnej w tej sprawie z samym komendantem wojewódzkim?

Cios musiał być celny, Popielski zbladł bowiem nieco. Szybko jednak odzyskał równowagę ducha.

– O ponownym przyjęciu do pracy w policji miało zadecydować to, w jakiej mierze byłbym pomocny w rozwiązaniu sprawy zabójstwa Luby Bajdykowej i Lii Kochówny. Bardzo wiele wskazuje na to, że Leon Bójko był mordercą i jednej, i drugiej kobiety. Do tego przekonania doszedłem w wyniku samodzielnego śledztwa, które najpierw prowadziłem more linguistico et mathematico [78], później zaś w sposób wywiadowczy. Dotarłem do mordercy, ale nie zdążyłem wydobyć z niego prawdy za pierwszej mojej u niego bytności. Drugą wizytę złożyłem już trupowi. Mam dowody na to, że mordercą Bajdykowej i Kochówny był Bójko. Gdyby zostały zaaprobowane w czasie śledztwa i Bójko trafiłby na ławę oskarżonych, wtedy rzeczywiście zostałbym ponownie przyjęty do pracy w policji. Natomiast samo wykrycie sprawcy zamordowania Leona Bójki nic by mi nie dało, bo nie zostałem przez policję zatrudniony do tej sprawy. Nadmieniam, że do tej pory nie zostałem przywrócony do pracy w policji, ponieważ nie zakończył się niniejszy proces. Jak zatem widać, sprawa Bekierskiego niewiele mi w tym pomogła.

вернуться

[77] Nie dla brudnego zysku, lecz po to, by krzewić prawdę.

вернуться

[78] Sposobem językoznawczym i matematycznym.

50
{"b":"269467","o":1}