Литмир - Электронная Библиотека

– Nie interesują mnie dzieje twojego życia – przerwał mu impertynencko Bekierski. – Jaką masz dla mnie propozycję? Odpowiadaj jednym zdaniem, jednym pojedynczym zdaniem, bo się śpieszę!

– Potrzebuję pańskich pieniędzy.

– Po co?

– By stworzyć maszynę liczącą.

– Co ona ma liczyć?

– Litery hebrajskie w Biblii.

– Jaki będzie skutek tych obliczeń?

– Skutkiem są kwadraty magiczne, które…

Bekierski rzucił się na gościa i uderzył go kantem dłoni w szyję. Bójko zsunął się z fotela i zaczął charczeć. Nie mógł zaczerpnąć tchu. Przy wargach kiwała mu się nitka śliny.

– Jednym pojedynczym zdaniem, ty sabako [67]! – wrzasnął Bekierski. – Bez zdań podrzędnych! Bez żadnych „które”!

Rozsiadł się na kanapie i rozrzucił szeroko nogi w butach do konnej jazdy. Jego przyboczni stali obok ze znudzonymi minami. Bójko kaszlał i ze świstem wciągał powietrze.

– Po co ci te kwadraty magiczne? Mów szybko, bo mi się śpieszy!

– W nich jest kod do liczb Charona! – wystękał Bójko.

* * *

– Do czego? – zapytał Popielski.

– Ja tak je nazwałem. – Bójko ściszył głos tak mocno, że Popielski ledwo go rozumiał. – Nazywanie nowych rzeczy to przywilej odkrywcy. Pamięta pan z mitologii, w jaki sposób Charon został oszukany przez Orfeusza?

– Owszem. Orfeusz tak pięknie grał na lirze, że przewoźnik dusz osłupiał i przepuścił go do Hadesu, mimo że przybysz był żywym człowiekiem i nawet nie uiścił obola za przejazd… Ale co ma do rzeczy liczba? Jaka znowu liczba? – Detektyw usiadł, wyraźnie zaciekawiony. – Przecież Charon został oszukany muzyką, nie liczbą.

– A co pitagorejczycy twierdzili na temat muzyki, mój panie?

– Ma pan rację. – Popielski przez chwilę zapomniał, że rozmawia z podejrzanym, i dał się ponieść akademickiej dyspucie. – W istocie liczbą można opisać muzyczne interwały. Tonacja zależy od liczby. Tonacja, a zatem muzyka, według Pitagorasa jest po prostu liczbą.

– Tak, drogi panie. – Bójko odsapnął. – Jest ona liczbą. Umiejętnie, sztucznie i precyzyjnie zestawione przez Orfeusza liczby chwilowo pozbawiły Charona władzy nad duszami. Stały się przepustką, która umożliwiła śmiertelnemu muzykowi i poecie wtargnięcie do świata znanego tylko bogom. Liczby zniweczyły na chwilę moc bogów, obłaskawiły śmierć. A w moim ujęciu liczby stały się przepustką do wiedzy danej tylko Bogn, czyli do znajomości daty ludzkiej śmierci. Ściśle mówiąc, uczynił to ciąg liczbowy, odkryty przeze mnie i nazwany ciągiem Charona.

– A skąd pan wziął ten ciąg? – Popielski wciąż używał formy „pan”.

– Stąd. – Matematyk uderzył dłonią o otwartą Biblię. – Poprzez żmudne studia biblijne.

Detektyw rozejrzał się po mieszkaniu. Czyste, pedantycznie posprzątane. W zlewie talerze ułożone od najmniejszego do największego, w szafie w sypialni równo złożone koszule. Podłoga w kuchni wypucowana piaskiem do białości. A wśród tej sterylności spocony grubas w starym szlafroku, w kraciastych skarpetach, z włosami na skroniach sterczącymi jak rogi. W mózgach szaleńców panuje nieprawdopodobna pedanteria – przypomniał sobie słowa doktora Pidhirnego – ale my dotąd nie mamy klucza, by ją zrozumieć.

– Udzieliło się panu szaleństwo Asłanowa i Panina? – zapytał cicho.

– Mówi coś panu pojęcie „liczby szumiące”?

– Słyszałem gdzieś tę nazwę. – Popielski zamyślił się. – Są jakoś definiowane przez swoje rozwinięcia dziesiętne?

– Tak – odparł Bójko. – W rozwinięciu dziesiętnym takiej liczby zawarty jest każdy skończony ciąg liczbowy. Liczby następują po sobie, każda po każdej, cała magma liczb. A jeśli pod nie podstawimy litery, to co wtedy? Wtedy będziemy mieli magmę liter, wszystkie możliwe ich kombinacje! Mogą się nam ułożyć w sensowne zdania, a zdania w sensowne opowieści. Myśli pan o niewielkim prawdopodobieństwie tego zdarzenia? Owszem, brzmi to trochę tak, jakby małpa, uderzając w klawisze, wystukała po jakimś czasie Eneidę. Nie chodzi tu jednak o prawdopodobieństwo, tylko o samą istotę rzeczy. Otóż jeśli te ciągi przedstawimy sobie w postaci liter, to de facto jest tam ukryta każda możliwa opowieść, znajdziemy tam treść każdej napisanej i nie napisanej książki, a co dla nas najistotniejsze – jest w nich historia każdego z osobna ludzkiego żywota. To, że takie liczby istnieją, a nawet to, że każda liczba w pewnym sensie jest szumiąca, wiedziano już od dawna. Z tej konstatacji jednak nic praktycznego nie wynika, ponieważ nie potrafimy wskazać takiej liczby, zapisać jej w postaci liter i znaleźć interesującego nas ciągu. Na pozór w tym chaosie nie ma i nie może być żadnego porządku. A ja ten porządek znalazłem, odkryłem liczby Charona… Znalazłem początek ciągu…

– W kwadratach magicznych?

– Tak, właśnie tam. Bardzo trudno znaleźć kwadraty magiczne. Na paskach papieru trzeba wypisywać z różnych ksiąg wersety biblijne o równej liczbie liter. Potem przesuwać te paski jeden pod drugim i szukać macierzy. I tak w nieskończoność… Musiałem rzucić pracę w urzędzie meldunkowym, bo nie miałem czasu na studia gematryczne. Przez trzy lata znalazłem tylko trzy kwadraty magiczne. Tylko trzy, rozumie pan? Potrzebna mi jest maszyna licząca i przynajmniej dwaj matematycy do pomocy.

* * *

– Żartujesz!? – Bekierski masował dłoń po uderzeniu. – Dwadzieścia tysięcy jednorazowo na maszynę i dwie osoby ze stałą pensją przez dwa lata!? Za maszynę liczącą hebrajskie frazy i zestawiającą je w kwadraty?

– Tak. – Bójko sięgnął po szampana, ale strażnik hrabiego uderzył go lekko w dłoń, mówiąc „Uże nielzja [68]”.

– Znalazłeś tylko dwie osoby, do których życia i śmierci się dobrałeś poprzez ich kwadraty magiczne, tak?! – Bekierski studiował notatki Bójki. – Obie mają gematrię 68. To może być zupełny przypadek! Mam wydać masę pieniędzy, opierając się na tej być może przypadkowej zbieżności? Na podstawie dwóch wypadków jednostkowych mam wierzyć, że istnieje reguła ogólna? – Hrabia Bekierski wstał. Sięgnął do kieszeni po zegarek, otworzył złotą kopertę i słuchał dźwięcznych i lekkich uderzeń pozytywki. – Odpowiem panu słowami największego pisarza ludzkości, Fiodora Dostojewskiego – powiedział. – „Łaskawy pan wybaczy, ale takich interesów nie prowadzimy”. Sasza – zwrócił się do jednego ze swoich i uczynił charakterystyczny gest „won!”

– Skłamałem, znalazłem w Biblii jeszcze dwa kwadraty magiczne! – zawołał szybko Bójko. – Poszedłem tropem gematrii 68. Jeden dotyczy mnie samego, a drugi… Ten drugi dotyczy ciebie! Nazwisko brzmi „Chaja Lejbach”. Znasz je? Nie, nie znasz! Teraz ono brzmi „Hanna hrabina Bekierska”! Jak sądzisz? Czy ten kwadrat zainteresuje twoich gości ze Stronnictwa Narodowego? Czy oni wiedzą, że ich kandydat na posła jest Żydem, bo z matki Żydówki?

Bekierski powiedział coś szybko po rosyjsku. Jego zbiry chwyciły Bójkę pod ręce i ruszyły korytarzem Noski butów ciągniętego mężczyzny zdzierały się na kamiennych płytach Krzyk niósł się po pałacu. Potem obijał się już tylko o ściany małego korytarzyka, a szpice butów stukały po stopniach schodów do piwnicy.

W ciemności rozbłysło światło. Pretorianie hrabiego wcisnęli ramiona i nogi Bójki w dwie obręcze połączone ze sobą łańcuchem. Zakneblowany matematyk poruszał się na posadzce jak przewrócony chrabąszcz. Nie mógł wstać. Brzęczał kajdanami, a na jego kneblu pojawiła się krwawa piana.

Hrabia Bekierski podszedł do leżącego i rozpiął rozporek Jeden z jego ludzi wyjął knebel z ust Bójki i ścisnął go za nos. Leżący otworzył usta, a hrabia je natychmiast napełnił.

Pretorianin uskoczył. Nie chciał być pochlapany moczem Bekierskiego.

* * *
43
{"b":"269467","o":1}