Литмир - Электронная Библиотека

– Dziękuję ci – odpowiedziała kobieta z Deszczowych Ostępów. Weszła, rozejrzała się po kuchni i ruchem głowy pochwaliła gospodynię za wybór zacisznego pomieszczenia i półmrok. Zdjęła skórzane rękawiczki i podała je Ronice, potem odrzuciła kaptur, który osłaniał jej twarz i włosy. Gospodyni nie pokazała po sobie strachu. Kobiety wymieniły spojrzenia. Ronica zachowała kamienną twarz.

– Przygotowałam dla ciebie poczęstunek po długiej podróży. Usiądziesz przy stoliku?

– Bardzo chętnie – odparła jej towarzyszka. Kobiety ukłoniły się sobie.

– Ja, Ronica Vestrit, z Rodziny Vestritów należącej do Pierwszych Kupców Miasta Wolnego Handlu zapraszam cię do mojego stołu i mojego domu. Pamiętam wszystkie najdawniejsze zobowiązania mojego miasta wobec Deszczowych Ostępów oraz naszą sekretną umowę dotyczącą żywostatku “Vivacia”, produktu obu naszych rodzin.

– Ja, Caolwn Festrew, z należącej do Kupców Deszczowych Ostępów Rodziny Festrewów akceptuję gościnność twojego domu i stołu. Pamiętam wszystkie najdawniejsze zobowiązania mojej krainy wobec Miasta Wolnego Handlu, a także naszą sekretną umowę dotyczącą żywostatku “Vivacia”, produktu obu naszych rodzin.

Obie kobiety wyprostowały się. Caolwn westchnęła z ulgą, że zakończyły oficjalną część. Ronica w głębi serca cieszyła się z istnienia formułek, które pozwalały jej się uspokoić przed właściwą rozmową.

– Uroczo zastawiłaś stół, Roniko. Jak pamiętam, zawsze tak było, od naszego pierwszego spotkania.

– Dziękuję ci, Caolwn. – Ronica zawahała się, ale nie poprosiła o wyjaśnienie niedomówienia. – Oczekiwałam, że przyjdziesz w tym roku z Nelyn.

– Mojej córki nie ma już wśród nas. – Caolwn wypowiedziała te słowa bardzo cicho.

– Przykro mi to słyszeć. – Współczucie Roniki było szczere.

– Deszczowe Ostępy to kraina trudna dla kobiet. Zresztą dla mężczyzn również.

– Strasznie jest… przeżyć swoje dziecko.

– Tak. Na szczęście przed śmiercią Nelyn zdążyła nas obdarować trójką dzieci. Długo będziemy ją za to pamiętać i poważać.

Ronica powoli pokiwała głową. Nelyn była jedynaczką. Większość kobiet z Deszczowych Ostępów cieszyła się, jeśli urodziło im się i przeżyło jedno dziecko. Urodzenie trójki było rzeczywiście niezwykłe.

– Przygotowałam dla niej wino – szepnęła Ronica. – Ty, jak sobie przypominam, wolisz herbatę. Nastawię zatem wodę, a wino, proszę, weź ze sobą jako podarunek.

– To bardzo uprzejmie z twojej strony.

– Drobiazg. Wypij je, świętując pamięć swej córki. Tam, gdzie jest teraz, na pewno również kosztuje wspaniałe trunki.

Caolwn pochyliła nagle głowę. Obwisłe naroślą, w które obfitowała jej twarz, poruszyły się, Ronica jednak nie patrzyła na nie, lecz na łzy w fiołkowych oczach. Caolwn potrząsnęła głową, potem ciężko westchnęła.

– Dla tak wielu osób, droga Roniko, to tylko formułki. Przyjęcia są wymuszone, gościnność wręcz nieprzyjemna. A ty, odkąd weszłaś do rodziny Vestritów i przyjęłaś na siebie obowiązek organizowania naszych spotkań, zawsze wspaniale nas przyjmowałaś. Jak mogę ci za to podziękować?

Ronikę kusiło, by wykorzystać moment i powiedzieć Caolwn już teraz o brakującym złocie. Może kobieta z Deszczowych Ostępów nie wierzyła w nienaruszalność dawnych obietnic i paktów. Ronica wierzyła w nie całym sercem.

– Nie musisz mi dziękować. Nie daję ci więcej niż jestem ci dłużna – odparła, ponieważ jednak jej słowa zabrzmiały chłodno, dodała: – Lecz… ceremonie ceremoniami, pakty paktami, a ja sądzę, że zostałyśmy przyjaciółkami, my dwie.

– Ja również jestem o tym przekonana.

– Cóż, w takim razie pozwól, że nastawię wodę na herbatę. – Ronica wstała. Wykonując tę prozaiczną czynność, natychmiast się lepiej poczuła. Kiedy nalała wodę do kociołka i roznieciła żar w palenisku, rzuciła: – Powiedz mi, co sądzisz o tych wędzonych ostrygach? Dostałam je jak zawsze od Sieka, ale w tym roku powierzył wędzarnię swojemu synowi. Jest wobec chłopca dość krytyczny, mnie chyba jednak te bardziej smakują.

Caolwn spróbowała ostryg i przyznała gospodyni rację. Ronica zrobiła herbatę, po czym przyniosła na stół kociołek i dwie filiżanki. Kobiety usiadły przy stole. Jadły, piły i rozmawiały o sprawach ogólnych: prostych, takich jak ich ogrody i pogoda, trudnych i osobistych, takich jak śmierć Ephrona i Nelyn, a także o sprawach, które wróżyły źle dla wszystkich, takich jak obecne rozpasanie Satrapy i pączkujący handel niewolnikami, który mógł – choć nie musiał – wiązać się z podniesieniem podatku od sprzedaży niewolników. Długo i czule rozmawiały o swoich rodzinach oraz o “Vivacii” i o jej ożywieniu, jak gdyby statek był ich wspólnym wnukiem. Spokojnie omówiły problem napływu nowych przybyszów do Miasta Wolnego Handlu, kwestię ziem, do których rościli sobie prawa, jak również ich wysiłki związane z uzyskaniem miejsc w Radzie Miasta. Ta ostatnia sprawa zagrażała nie tylko Kupcom z Miasta Wolnego Handlu, lecz także staremu, zapewniającemu obu stronom porozumieniu między Miastem a Kupcami z Deszczowych Ostępów.

O samym porozumieniu mówiono rzadko. Nie dyskutowano o nim, ponieważ uważano je za równie trwały i niezmienny element rzeczywistości jak oddychanie czy ludzka śmiertelność. Z tych samych powodów Caolwn nie mówiła Ronice o żalu, który odcisnął piętno na jej twarzy i posrebrzył włosy ani nie wyjaśniała, dlaczego upływające lata wyszczupliły jej policzki i pomarszczyły skórę szyi. Ronica starała się nie patrzeć na łuszczące się na powiekach Caolwn naroślą, od których kobieta mogła stracić wzrok, ani na guzy widoczne w przedziałku jej niegdyś gęstych, brązowych włosów. Łaskawość tłumiącego światła świec nieco łagodziła owe skazy. Tak jak pakt, były naturalne i nieuchronne.

Dwie kobiety piły parującą herbatę z filiżanek i jadły pikantne przekąski. Ciężkie srebrne sztućce stukały o delikatną porcelanę, gdy tymczasem letni, nocny wietrzyk poruszał dzwoneczkami, stanowiąc tło ich rozmowy. Caolwn i Ronica zachowywały się jak sąsiadki, umilające sobie wspólny wieczór dobrym jedzeniem i elegancką, inteligentną konwersacją. Mimo kilometrów oddzielających obie grupy osadników, zarówno Pierwsi Kupcy z Miasta Wolnego Handlu, jak i Kupcy z Deszczowych Ostępów pamiętali, że przybyli na Przeklęte Brzegi razem. Kiedyś byli partnerami, przyjaciółmi i rodziną. I tak powinno pozostać.

Gdy skończyły posiłek i wypiły po ostatniej filiżance wystygłej herbaty, przez chwilę panowało milczenie. Nadeszła teraz pora na omówienie celu wizyty Caolwn. Kobieta głęboko zaczerpnęła oddechu i wróciła do oficjalnej dyskusji. Dawno temu Kupcy z Miasta Wolnego Handlu odkryli, że przechodząc od przyjemności do interesów należy zmienić ton rozmowy. Rozmowa, którą obie kobiety teraz podjęły, nie wchodziła w sprzeczność z ich przyjaźnią, ale mówiły w tej chwili w inny sposób i stosowały inne reguły. Tak postępują członkowie małych społeczności, przyjaciele i krewni, którzy prowadzą ze sobą interesy. Wszyscy natychmiast potrafią zauważyć zmianę tematu rozmowy. Tak było łatwiej.

– Żywostatek “Vivacia” został ożywiony. Czy spełnił wasze nadzieje?

Mimo iż od wielu dni serce Roniki wypełniał żal, poczuła jak na wargach rozkwita jej uśmiech.

– Na pewno tak i przyznajemy to z całą powagą.

– Cieszymy się z tego razem z wami i czekamy na to, co nam za nią obiecaliście.

– Jesteśmy zadowoleni, że możemy wam to ofiarować. – Ronica zrobiła wdech i nagle pożałowała, że nie poruszyła wcześniej tematu brakującego złota. Nie chciała jednak zakłócać przyjacielskiej pogawędki. To jej się wydawało niewłaściwe i niesprawiedliwe. Trudno wszakże powiedzieć, jaki czas był odpowiedni na takie oświadczenie. Teraz starała się dobrać odpowiednie dla tej niezwykłej sytuacji słowa. – Ze smutkiem musimy jednakże przyznać, że nie zdołaliśmy zebrać całej sumy. – Ronica zmusiła się, by usiąść prosto i spojrzeć w zaskoczone lawendowe oczy Caolwn. – Zabrakło nam pełnych dwóch miarek i chcielibyśmy prosić o pozwolenie przesunięcia tej dodatkowej kwoty aż do naszego następnego spotkania. Zapewniam cię, że wtedy zapłacimy całą ratę, te dwie zaległe dodatkowe miarki oraz jedną czwartą część miarki jako odsetki za zwłokę.

90
{"b":"108284","o":1}