Литмир - Электронная Библиотека

Mężczyzna skoczył na równe nogi.

– Nie wierzę w to! – warknął. – Mój teść nie był głupcem, a tylko głupiec zniszczyłby tak kosztowne mapy. Schowałaś je przed nami, prawda? Ocaliłaś je dla swojej cennej Althei i mężczyzny, którego namówisz, by się z nią ożenił?

– Nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz – syknęła Ronica i była to prawdą.

– Ja natomiast nie życzę sobie, żebyś mnie traktowała jak głupca! – wściekł się Kyle. – Nikt w tej rodzinie nie okazuje mi szacunku, na który zasługuję. Mogłem znosić pogardę starego Ephrona. Był mężczyzną wiele lat starszym ode mnie. Pod tym dachem nie będę jednak tolerował takiego zachowania innych osób. Raz na zawsze, powiedz mi prawdę! Dlaczego twój mąż zerwał kontakty handlowe z ludem znad Rzeki i w jaki sposób możemy zmienić tę sytuację?

Ronica popatrzyła na niego bez słowa.

– Niech cię diabli, kobieto, nie potrafisz tego zrozumieć? Jaki sens posiadać żywostatek, skoro nie używamy go do handlu rzecznego? Wszyscy wiedzą, że tylko rodziny z żywostatkami mogą handlować w górze Rzeki. Jesteśmy rodziną Pierwszych Kupców, mamy odpowiedni żaglowiec, a co kapitan Vestrit zrobił z tym przywilejem i z rodzinnym długiem? Handlował sobie jedwabiem i brandy, które mógł przewozić byle jaką łajbą żaglową… Spokojnie obserwował, jak nasz dług rośnie z każdym rokiem. Wodami Rzeki Deszczowej płyną pieniądze, a my stoimy na brzegu i nie dojadamy.

– Istnieją gorsze rzeczy niż niedojadanie, Kyle'u Havenie – oświadczyła chłodno Ronica.

– Co na przykład? – zapytał. Nie mogła się powstrzymać.

– Na przykład posiadanie zięcia, który jest chciwym głupcem. Nie znasz całej prawdy o Rzece Deszczowej.

Mężczyzna posłał jej lodowaty uśmiech.

– Może więc dasz mi mapy, a wtedy dowiem się więcej. Jeśli masz rację, pozbędziesz się mnie, głupiego zięcia. Będziesz mogła wraz ze wszystkimi swoimi dziećmi i wnukami zatonąć w długach.

– Nie! – krzyknęła Keffria. – Nie mogę tego znieść! Nawet nie mówcie o takich sprawach. Kyle'u, nie powinieneś płynąć w górę Rzeki Deszczowej. Niewolnicy są znacznie lepsi… to znaczy handel niewolnikami. Weź ze sobą Wintrowa, skoro musisz, ale nie wolno ci popłynąć w górę Rzeki! – Błagalnie popatrzyła na nich oboje. – Jeśli popłyniesz, nie wrócisz. Oboje o tym wiemy. Papa dopiero co umarł, a teraz mamy pozwolić na śmierć mojego męża?

– Keffrio, jesteś za bardzo zdenerwowana i przesadnie na wszystko reagujesz.

Zięć dał wzrokiem do zrozumienia świekrze, że obarcza ją winą za wybuch żony, ponieważ zbyt obrazowo przedstawiła ich problemy. Maleńka iskierka gniewu zapłonęła w sercu Roniki, ale kobieta zapanowała nad sobą, gdy zobaczyła, że jej córka patrzy na męża oczyma pełnymi bólu. W tym spojrzeniu wyczuła swoją szansę.

– Pozwól, że się zajmę moją córką – zaproponowała spokojnie Kyle'owi. – Jestem pewna, że masz dużo pracy. Musisz przecież przygotować statek. Chodź, Keffrio, pójdziemy do mojej sypialni. Rache przyniesie nam herbatę. Prawdę mówiąc, sama jestem trochę podenerwowana. Chodź, niech Kyle sam podejmie pewne decyzje.

Wstała, otoczyła córkę ramieniem i wyprowadziła ją z pokoju. Ocalę – milcząco obiecała Ephronowi – tyle, ile zdołam, ocalę z tego, co mi pozostawiłeś, mój drogi. Przynajmniej jedną córkę zatrzymam bezpiecznie przy sobie.

11. KONSEKWENCJE I WNIOSKI

– A gdybym chciała zakwestionować te dokumenty? – spytała Althea powoli. Próbowała mówić spokojnym, cichym głosem, choć w środku cała drżała z gniewu i bólu.

Curtil niechętnym ruchem podrapał się po porośniętej rzedniejącymi włosami czaszce.

– Prawo mówi wyraźnie, że każdy, kto kwestionuje testament, zostaje automatycznie z niego wykluczony. – Niemal skruszony, potrząsnął głową. – To standardowa sprawa w przypadku ostatniej woli zmarłego – powiedział łagodnie. – Kiedy ją spisywaliśmy, twój ojciec myślał o tobie.

Dziewczyna podniosła oczy znad splecionych rąk i uważnie popatrzyła mężczyźnie w oczy.

– Wierzysz, że naprawdę sobie tego życzył? Chciał, by Kyle przejął “Vivacię”, a mnie z rozmysłem skazał na miłosierdzie mojej siostry?

– No cóż, wątpię, żeby tak sobie to wszystko wyobrażał – odparł poważnie Curtil. Wypił łyk herbaty. Althea zastanawiała się, czy chce w ten sposób zyskać na czasie i przemyśleć sobie odpowiedź. Nagle wyprostował się na krześle i miała wrażenie, że coś postanowił. – Sądzę jednak, że podjął decyzję z pełną świadomością. Nikt go nie oszukał ani nie zmusił. Nie wziąłbym udziału w oszustwie. Ojciec pragnął uczynić twoją siostrę swoją jedyną spadkobierczynią. Nie chciał cię ukarać, raczej starał się zabezpieczyć całą rodzinę.

– No cóż, żadne z tych życzeń nie spełniło mu się – powiedziała szorstko dziewczyna, potem ukryła twarz w dłoniach, zawstydzona, że mówi o ojcu w ten sposób. Curtil nie przerywał jej zadumy. Kiedy Althea wreszcie podniosła głowę, zauważyła: – Musisz mnie uważasz za sępa. Wczoraj umarł mi ojciec, a już dzisiaj przychodzę się kłócić o część jego majątku.

Curtil podał jej chusteczkę, którą przyjęła z wdzięcznością.

– Nie, wcale tak nie myślę. Kiedy umrze człowiek stanowiący dla kogoś oparcie, naturalne jest zainteresowanie własną przyszłością. – Potrząsnął ze smutkiem głową. – Pamiętaj wszak, że nie można przywrócić dnia wczorajszego.

– Przypuszczam, że nie. – Westchnęła ciężko. Zastanowiła się, jak zapytać o ostatnią interesującą ją sprawę. – Kupcu Curtil, co mówi prawo Miasta Wolnego Handlu na temat ludzi, którzy przysięgają na Sa? Czy taka przysięga nie jest prawnie wiążąca?

Mężczyzna zmarszczył czoło.

– No cóż, to zależy. Jeśli osobnik dostanie w tawernie ataku gniewu i krzyknie: “Na Sa, zamierzam zabić tego a tego”, cóż, sama rozumiesz, że jego działanie…

– Kyle Haven przysiągł mi przy świadkach – przerwała mu Althea – że jeśli zdołam okazać dowód, że jestem dobrym marynarzem, zwróci mi “Vivacię”. Skoro przysiągł na imię Sa, czy można by zmusić go do dotrzymania słowa?

– No cóż, formalnie rzecz biorąc, żaglowiec jest własnością twojej siostry, nie jego…

– Scedowała go na niego – odrzekła niecierpliwie Althea. – Czy taka przysięga jest prawnie wiążąca?

Curtil wzruszył ramionami.

– Musiałabyś stanąć przed Radą Kupców, ale tak, sądzę, że wygrałabyś. To konserwatyści, bardzo się dla nich liczą stare obyczaje i uważają, że przysięgę złożoną na imię Sa należy prawnie honorować. Masz świadków tego zdarzenia? Przynajmniej dwóch?

Althea odchyliła się na krześle z westchnieniem.

– Może jeden poświadczy, że mówię prawdę. Pozostała dwójka… nie wiem już sama, czego mogę się spodziewać po matce i siostrze.

Curtil potrząsnął głową.

– Rodzinne spory to brudne sprawy. Radzę ci, Altheo, daj sobie spokój, bo możesz doprowadzić do jeszcze gorszych rozdźwięków.

– Nie wierzę, że może być gorzej – zauważyła z całą powagą, po czym pożegnała starego Kupca i wyszła.

Była córką swego ojca, dlatego od razu poszła do biura Curtila. Starzec nie wydawał się zaskoczony jej widokiem. Natychmiast, gdy weszła do pomieszczenia, wstał i wyjął kilka zrolowanych dokumentów, które – jeden po drugim – przed nią rozwinął. Dokładnie wyjaśnił dziewczynie, jak trudna jest jej sytuacja. Althea uświadomiła sobie, że matka potraktowała ją jak niepotrzebny ładunek. W sensie prawnym nie zostawiła córce nic. W sensie prawnym Althea była teraz całkowicie zależna od dobrej woli swej siostry.

W sensie prawnym… Uważała, że jej status nie ma wiele wspólnego z tego rodzaju prawem. Nie zamierzała żyć, licząc na miłosierdzie Keffrii, zwłaszcza że musiałaby tańczyć, tak jak zagra jej Kyle. Nie! Niech sobie nadal myślą, że ojciec umarł i nic jej nie zostawił. Mylą się. Ciągle posiadała całą wiedzę, którą jej przekazał – znała się na żeglarskim fachu i wiele razy przyglądała się, jak Ephron prowadził interesy. Pomyślała, że jeśli nie zdoła wykorzystać własnych umiejętności, zasłuży na to, by głodować. Powiedziała sobie zdecydowanie, że kiedy pierwszy Vestrit przybył do Miasta Wolnego Handlu, prawdopodobnie wiedział niewiele więcej niż ona i do wszystkiego dochodził sam. Jej też powinno się udać.

62
{"b":"108284","o":1}