– Wracam do klasztoru. Mam niewiele rzeczy do spakowania. Wszystko, co mogłem tu dla was zrobić, już zrobiłem. Wyjeżdżam dzisiaj. – Popatrzył na zebranych. – Kiedy opuszczałem “Vivacię” dzisiejszego ranka, obiecałem jej, że ktoś do niej zejdzie i spędzi z nią dzień. Proponuję obudzić Altheę i poprosić ją, by poszła do portu.
Ojciec Wintrowa z wściekłości spurpurowiał na twarzy.
– Siadaj i przestań gadać bzdury – warknął. – Zrobisz, jak ci powiedziałem. To będzie twoja pierwsza lekcja.
Serce chłopca waliło jak oszalałe, a całe ciało drżało. Czyżby się bał własnego ojca? Tak, niestety tak było. Ze wszystkich sił starał się zachować spokój. Nie zostały mu już żadne argumenty, lecz gdy tak stał nieruchomo i milcząco patrzył w oczy rozgniewanemu ojcu, który właśnie zrobił krok w jego kierunku, powiedział sobie chłodno i praktycznie: Tak, ale to tylko fizyczny strach przed czymś fizycznym.
Wintrow tak bardzo się skupił na tej myśli, że nie usłyszał matki, która najpierw zawołała, a później zaczęła jęczeć:
– Och, Kyle'u, nie, proszę cię, proszę nie rób tego, najpierw z nim porozmawiaj, przekonaj go! Nie, nie, och, proszę cię nie!
Później rozległ się podniesiony głos Roniki, która gwałtownie krzyknęła:
– To jest mój dom i nie będziesz…
Niestety w tym momencie dał się słyszeć potężny trzask, bowiem pięść kapitana Havena trafiła w bok twarzy jego syna. Wintrow szybko zaczął się osuwać na podłogę, tak zaskoczony czy też może zawstydzony, że ani nie podniósł ręki do twarzy, ani się nie uchylił. Przez cały czas huczały mu w głowie słowa: “Fizyczny strach, ach, tak, tak, fizyczny, ale czy istnieje inny rodzaj strachu? Co trzeba by mi zrobić, bym go poczuł?” Potem ciało chłopca upadło na kamienną posadzkę, twardą i zimną mimo rosnącego się z każdą chwilą upału. Tracąc przytomność Wintrow poczuł, jak dotyka podłogi. Zdążył jeszcze pomyśleć, że staje się z nią jednością, podobnie jak wczoraj ze statkiem, po czym otoczyła go ciemność.
10. KONFRONTACJA
– Kyle'u, nie pozwolę ci na to!
Głos jej matki wyraźnie rozbrzmiał echem w wyłożonym kamienną posadzką korytarzu. Althea miała ochotę pospiesznie odwrócić głowę, mimo iż imię szwagra budziło w niej szczery gniew. Postanowiła postępować ostrożnie. Najpierw musi wyczuć atmosferę.
Idąc w stronę jadalni, zwolniła krok.
– To mój syn i będę go karał, kiedy tylko uznam to za konieczne. Możesz mówić, że jestem surowy, lecz im szybciej dzieciak nauczy się szacunku i posłuszeństwa, tym łatwiejsze stanie się jego życie na statku. Gdy oprzytomnieje, sama zobaczysz, że nie uderzyłem go mocno. Będzie po prostu zaszokowany i tyle.
Althea wyczuła w głosie mężczyzny lekki niepokój. Do jej uszu dotarł także stłumiony dźwięk – płacz siostry. Z przerażeniem zastanowiła się, co Kyle zrobił małemu Seldenowi. Poczuła straszliwy lęk i pragnienie ucieczki od tej brutalności ich domowego życia. Chciała wrócić… No właśnie…? Na statek? Nie było już tam dla niej miejsca.
Zatrzymała się w miejscu. Czuła się oszołomiona i przepełniał ją smutek.
– Nie nazwałabym tego karą, lecz zwykłą awanturą. Nie pozwolę na burdy w moim domu. Zeszłej nocy przymknęłam oczy na twoje zachowanie, ponieważ wszyscy mieliśmy za sobą straszny dzień, a wyskok Althei naprawdę nami wstrząsnął. Ale tu, w moim domu, nie będę tolerować czegoś takiego… O nie. Wintrow nie jest już dzieckiem, Kyle'u, a nawet gdyby nim był, nie wychowasz go biciem. Zwłaszcza że nie krzyczał, lecz spokojnie próbował ci wyjaśnić swoje stanowisko. Nie wolno bić dziecka za uprzejme wyrażenie własnej opinii. Dorosłych również nikt za to nie bije…
– Nie rozumiesz, Roniko – odparł stanowczym tonem Kyle. – Za kilka dni mój syn będzie mieszkał na pokładzie statku, gdzie liczą się tylko moje słowa, niczyje inne. Chłopak nie będzie miał czasu na sprzeciwy, nie będzie miał go nawet na myślenie. Na statku marynarz musi okazywać posłuszeństwo i natychmiast wykonywać każdy rozkaz. – Ciszej dodał: – Któregoś dnia może mu to uratować życie.
Althea słyszała szuranie butów szwagra.
– Keffrio, wstań. Wintrow dojdzie do siebie za kilka minut, a wtedy powinnaś być dla niego surowa. Nie zachęcaj go do zachowania, którego nie będę tolerował. Jeśli chłopiec zobaczy, że nasze poglądy w jego sprawie się różnią, będzie dalej ze mną walczył. A im dłużej będzie walczył, tym częściej padnie na podłogę.
– Nienawidzę tego – odpowiedziała cienkim, głuchym głosem Keffria. – Dlaczego musi się to odbywać w taki sposób? Dlaczego?
– Nie musi – odparła jej matka kategorycznie. – I nie będzie się tak odbywało. Powiem ci otwarcie, Kyle'u Havenie, nie będę tego tolerować. W tej rodzinie nigdy nie traktowano w ten sposób dzieci i nie pozwolę ci na podobne zachowanie w dzień po śmierci Ephrona. Nie w moim domu.
Ronica Vestrit nie zamierzała dyskutować z zięciem, nie wiedziała jednak, że nie jest to właściwy ton do rozmów z nim. Althea świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Otwarta konfrontacja była najgorszym możliwym wyjściem i tylko mężczyznę rozjuszała.
– No dobrze. Jak tylko oprzytomnieje, zabiorę go na statek. Niech tam uczy się manier. Tak będzie prawdopodobnie najlepiej. Jeśli pozna statek w porcie, podczas rejsu przeżyje mniejszy szok. A ja nie będę musiał wysłuchiwać, jak kobiety kwestionują każdy rozkaz, który mu wydam.
– Ani w moim domu, ani na pokładzie mojego statku… – zaczęła Ronica, lecz Kyle jej przerwał. Słysząc jego słowa, Althea zapłonęła gniewem.
– Statek należy do Keffrii. I do mnie, ponieważ jestem jej mężem. To, co się dzieje na pokładzie “Vivacii”, nie powinno cię już obchodzić. Zresztą, zdaje mi się, że zgodnie z majątkowym prawem Miasta Wolnego Handlu, ten dom również należy teraz do mojej żony. Będziemy go prowadzić w taki sposób, jaki uznamy za stosowny.
Zapadła straszliwa cisza. Kiedy Kyle ponownie się odezwał, w jego głosie zabrzmiał cień przeprosin za wypowiedziane słowa.
– Tak przynajmniej moglibyśmy postąpić, zresztą zapewne ze szkodą dla nas wszystkich. Nie proponuję, żebyśmy zaczęli żyć osobno, Roniko, jestem pewien, że największe korzyści rodzina odniesie, jeśli będzie współpracować i razem dążyć do wspólnego celu. Nie mogę wszakże niczego zrobić, skoro mam związane ręce. Na pewno to rozumiesz. Jak na kobietę, świetnie sobie radziłaś przez te wszystkie lata. Tyle że czasy się zmieniają. Uważam, że Ephron nie powinien był zostawiać cię samą z wszystkimi problemami. Szanowałem mojego teścia, lecz… Być może właśnie dlatego, że go szanowałem, staram się wyciągać naukę z jego błędów. Nie zamierzam po prostu odpłynąć ku zachodzącemu słońcu i aż do mojego powrotu obarczyć Keffrię opieką nad gospodarstwem i domem. Muszę po prostu jak najszybciej zarobić odpowiednio dużą sumę pieniędzy, żebym potem mógł przebywać w domu i doglądać wszystkiego. Nie mogę też pozwolić, by Wintrow zachowywał się na pokładzie “Vivacii” jak udzielny książę. Widziałaś, co wyrosło z Althei: jest uparta i nie myśli o innych. Nie dba o dobre imię rodziny ani o własną reputację. Powiem ci wprost… Nie wiem, czy we dwie zdołacie sobie z nią poradzić. Może najprościej byłoby ją wydać za mąż, najlepiej za mężczyznę spoza naszego miasta…
W tym momencie dziewczyna wparowała do pokoju niczym statek pod pełnym żaglem.
– Może rzuciłbyś mi w twarz swoje obelgi, co, Kyle'u? Jej widok wcale go nie zaskoczył.
– Zdawało mi się, że widzę twój cień. Jak długo podsłuchiwałaś, mała siostrzyczko?
– Na tyle długo, by odkryć twoje perfidne zamiary wobec mojej rodziny i naszego statku. – Althea starała się zachować spokój w obliczu jego opanowania. – Jak śmiesz mówić w ten sposób do mojej matki i siostry? Jak możesz tak spokojnie opowiadać im, że zamierzasz “powrócić” i “doglądać wszystkiego"?
– Zdaje się, że jestem teraz głową tej rodziny – obwieścił Kyle bez osłonek.
Althea uśmiechnęła się chłodno.