Литмир - Электронная Библиотека

Kennit nie krył gniewnego spojrzenia.

– Chyba przeceniasz sprawiedliwość i moralność naszych towarzyszy z Łupogrodu. Sądzę, że po takiej akcji uznaliby nas za przygłupów, którzy tracą czas na ściganie statków i uwalnianie ich ładunków.

Może drogie wino uderzyło Sorcorowi wyjątkowo szybko do głowy. A może Kennit nieświadomie trafił w czuły punkt swojego mata. Tak czy owak, mężczyzna odpowiedział mu spokojnie, lecz ze śmiertelną powagą:

– Uważasz tak, panie, ponieważ jako bardzo młody chłopak nie siedziałeś w cuchnącej ładowni przykuty łańcuchami za ręce i nogi. Nigdy też nie wciskano ci głowy w imadło, aby cię uspokoić, gdy rzemieślnik tatuował ci na twarzy znak twojego nowego właściciela.

Oczy Sorcora błyskały, a on sam pogrążył się w myślach. Powoli zaczerpnął powietrza.

– A potem pchnęli mnie do pracy u garbarza, gdzie konserwowałem skóry i nie dbali, jak ta praca zniszczy moją cerę. Widziałem tam starszych robotników, którzy kaszleli i wypluwali z płuc krew. Nikogo nie obchodzili, a ja wiedziałem, że wkrótce będę się czuł tak samo jak oni. To była tylko kwestia czasu. Pewnej nocy zabiłem dwóch strażników i uciekłem. Ale gdzie miałem iść? Na północ, do zamieszkanej przez barbarzyńców krainy lodu i śniegu? A może powinienem wrócić na południe, gdzie mój tatuaż piętnowałby mnie jako zbiegłego niewolnika, a ja sam symbolizowałbym łatwe pieniądze dla każdego, kto zechciałby mnie ogłuszyć i oddać mojemu właścicielowi? A może trzeba było popłynąć na Przeklęte Brzegi i żyć jak zwierzę, póki jakiś demon nie wysączy mi z żył krwi? Nie, nie. Komuś takiemu jak ja pozostawała tylko jedna droga – korsarskie życie na Wyspach Pirackich. Gdybym mógł wybierać, nie zdecydowałbym się na taki los. Niewiele znanych mi osób by się nań zdecydowało. – Zamilkł. Jego oczy powędrowały w bok i Sorcor zapatrzył się w ciemny róg pokoju obok Kennita; przez jakiś czas niczego nie widział. Potem nagle spojrzał na swego kapitana. – Za każdy żywostatek, który będziemy ścigać, obiecaj mi, panie, jeden statek przewożący niewolników. Tylko o to cię proszę. Pomogę ci spełnić twoje marzenie, jeśli ty mnie pomożesz.

– Całkiem uczciwie – oświadczył obcesowo Kennit. Wiedział, że tak czy owak przekonał mata do swoich racji. – Całkiem uczciwie. Za każdy żywostatek jeden statek niewolniczy.

* * *

Wintrow poczuł chłód, który najpierw wypełnił jego brzuch, potem całe ciało. Chłopiec dosłownie trząsł się z zimna. Nienawidził chłodu, zwłaszcza że od niego drżał mu głos, jak gdyby był małym dzieckiem, które właśnie chce się rozpłakać. A przecież powinien się zachowywać rozsądnie i spokojnie, tak jak go nauczono. Tak jak go nauczono w ukochanym klasztorze… Bezwiednie przed oczyma stanął mu widok zimnych, kamiennych, tchnących spokojem sal. Próbował walczyć z natrętnym wspomnieniem, powtarzał sobie, że znajduje się nie tam, lecz tutaj, w jadalni rodzinnego domu.

Rozejrzał się. Dostrzegł niski stół ze złotego dębu, tak wypolerowanego, że aż lśnił, otaczające stolik wyściełane ławy i kanapy, wyłożone boazerią ściany oraz obrazy statków i przodków. Wszystkie te szczegóły przypomniały mu, że przebywa w Mieście Wolnego Handlu. Odchrząknął i spróbował zapanować nad głosem. Popatrzył na matkę, potem na ojca, wreszcie na babkę. Siedzieli przy stole, zebrani wokół jednego końca niczym komisja, która zamierza go poddać egzaminowi. Może zresztą rodzina rzeczywiście miała takie zamiary wobec Wintrowa.

Zaczerpnął oddechu i odezwał się:

– Wysłaliście mnie do klasztoru wbrew mojej woli. – Znowu popatrzył na twarze, doszukując się w nich zmęczenia poprzednim strasznym dniem. – Przebywaliśmy wtedy w tym samym pokoju. Przylgnąłem do ciebie, matko i obiecałem, że zawsze będę dobrym człowiekiem, jeśli tylko mnie stąd nie odeślesz. Ale powiedziałaś, że muszę jechać. Wyjaśniłaś, że jestem twoim pierworodnym synem, którego w chwili narodzin przyrzekłaś Sa. Powiedziałaś, że nie możesz złamać tej obietnicy i oddałaś mnie wędrownemu kapłanowi, który miał mnie zabrać do klasztoru w Kells. Nie pamiętasz tego? A ty, ojcze? Stałeś przy tamtym oknie, a dzień był tak jasny, że kiedy na ciebie patrzyłem, widziałem tylko czarny cień na tle słonecznego światła. Nie powiedziałeś wówczas ani słowa. Babciu, mówiłaś mi, żebym był odważny i dałaś mi na drogę małe zawiniątko z kilkoma ciastkami.

Znowu popatrzył od jednej twarzy do drugiej, szukając wyrzutów sumienia, śladu poczucia winy, że tak z nim postąpili, że tak go skrzywdzili. Jedynie Keffria wyglądała na zamyśloną, lecz szybko odwróciła od niego wzrok i spojrzała na męża. Twarz Kyle'a wydawała się wyrzeźbiona z kamienia.

– Zrobiłem to, co mi kazaliście – podjął spokojnie chłopiec. Jego głos zabrzmiał słabiutko i piskliwie. – Odszedłem stąd z nieznajomym kapłanem. Droga do klasztoru była trudna, a kiedy dotarłem na miejsce, otoczył mnie obcy świat. Jednakże zostałem i spróbowałem się przystosować. Po pewnym czasie klasztor stał się moim domem i uprzytomniłem sobie, że wasza decyzja była słuszna.

Wspomnienia początków jego kapłańskiego życia były równocześnie słodkie i gorzkie; teraz Wintrow ponownie poczuł tamtą obcość, po czym przypomniał sobie późniejszą pewność i spokój. Ze łzami w oczach ciągnął:

– Uwielbiani służyć Sa. W klasztorze nauczyłem się wiele i bardzo dojrzałem, chociaż pewnie nie potrafiłbym wam o tym opowiedzieć. W dodatku wiem, że stoję dopiero na początku drogi, że jeszcze wszystko przede mną. Czuję się jak… – Gorączkowo szukał w pamięci porównania. – Kiedy byłem młodszy, życie wydawało mi się wspaniałym darem, opakowanym w piękny papier przyozdobiony wstążkami. Kochałem życie, mimo iż znałem tylko zewnętrzną stronę paczki. Ale podczas ostatniego roku zacząłem w końcu rozumieć, że to, co najlepsze, znajduje się w środku. Uczę się dostrzegać sedno rzeczy poprzez fantazyjne opakowanie. Znajduję się dokładnie na krawędzi. Nie mogę się teraz zatrzymać.

– To była niewłaściwa decyzja – wtrącił nagle ojciec Wintrowa. Jednak kiedy chłopiec chciał już odetchnąć z ulgą, Kyle dodał: – Już wtedy, przed laty wiedziałem, że wysłanie cię do klasztoru to niewłaściwa decyzja. Stałem tu, milczałem i pozwoliłem twojej matce decydować, ponieważ odnosiłem wrażenie, że twoje kapłaństwo jest dla niej bardzo ważne. A Selden, chociaż dziecko, był dla mnie dzielnym małym towarzyszem i patrząc na niego, czułem, że mam syna, który pójdzie w moje ślady.

Wstał od stołu, przemierzył pokój, wyjrzał przez okno, tak jak tamtego ranka przed laty, po czym potrząsnął głową.

– Powinienem był się zdać na własny instynkt. Nie chciałem się zgodzić i miałem rację. Nadszedł czas, kiedy ja… kiedy ta rodzina potrzebuje potomka, który wejdzie na pokład i zajmie należne mu miejsce na naszym statku. Niestety, nie przygotowaliśmy się na taki obrót spraw. Selden jest jeszcze zbyt młody. Za dwa lata, może nawet za rok wziąłbym go na chłopca pokładowego. – Kyle odwrócił się ponownie ku zebranym. – To była nasza wspólna decyzja, toteż wszyscy bez jednej skargi musimy się postarać naprawić popełniony błąd. Co to dokładnie oznacza? Wy, kobiety, będziecie musiały gospodarować tu same co najmniej przez rok. Musicie przekonać wierzycieli, by poczekali, i wycisnąć maksymalny zysk z naszych gospodarstw. Posiadłości niedochodowe trzeba będzie sprzedać, by wesprzeć pozostałe. Jeszcze przynajmniej przez rok będę musiał pływać, a okres ten będzie trudny, ponieważ zmuszony jestem żeglować szybko i handlować jedynie najbardziej opłacalnym towarem. Dla ciebie, Wintrowie, rok ten oznacza czas nauki. Muszę cię nauczyć wszystkiego, czego powinieneś był się dowiedzieć w ostatnich pięciu latach. Masz rok, by zostać mężczyzną i żeglarzem. – Gdy Kyle mówił, chodził po pomieszczeniu i odliczał na palcach polecenia i cele.

Wintrow zdał sobie sprawę, że w taki sam sposób jego ojciec przemawia do swojego oficera na pokładzie statku, wyznaczając zadania. Chłopiec miał teraz przed sobą prawdziwego kapitana Havena, człowieka przyzwyczajonego do bezwarunkowego posłuszeństwa. Wiedział, że ojciec będzie zaszokowany jego oporem, a jednak wstał, powoli odstawił krzesło i oświadczył:

55
{"b":"108284","o":1}