Литмир - Электронная Библиотека

Głęboko zaczerpnęła oddechu i zapanowała nad głosem.

– Tak, tak się wydaje – przyznała. Uważała, że nie powinna nagle zacząć przytakiwać zięciowi. – Zobaczymy, jak będzie w rzeczywistości.

Westchnęła głośno, potem przetarła oczy, jak gdyby poczuła zmęczenie.

– Wiele kwestii musimy jeszcze przemyśleć. Bardzo wiele. Na razie zostawię w twoich rękach sprawę Althei. Zgadzam się też z Kyle'em, że “Vivacia” musi jak najszybciej wypłynąć z portu. Przypuszczam, że przede wszystkim powinniśmy się skupić na interesach. Mogę zapytać, do jakiego popłyniesz portu, jaki ładunek wybierzesz i kiedy wypływasz? – Ronica miała nadzieję, że nie naciska zbyt mocno zięcia, zadając mu tyle pytań w związku z planowanym rejsem. Już rozmyślała o pracy, którą wykona podczas jego nieobecności. Sprawdzi przynajmniej, czy to, co pozostało z jej przedmałżeńskich dóbr, Althea odziedziczy po jej śmierci. Nie zamierzała jednak wspominać o tym fakcie zięciowi; nagle zdecydowała, że lepiej mu w niczym nie zaprzeczać. A gdy zostanie sama z Keffrią, będzie mogła trochę popracować nad swoją starszą córką. Kyle wyraźnie się ucieszył ze zmiany tematu.

– Tak jak powiedziałaś, musimy wypłynąć wkrótce i to nie tylko z powodu finansów. Im szybciej odciągnę Wintrowa od rozrywek związanych z życiem na lądzie, tym szybciej zaakceptuje swój los. Mój syn musi się wiele nauczyć i wydorośleć. Powinien zacząć od razu.

Przerwał na chwilę, a w tym czasie obie kobiety skinęły głowami. Ronica – niechętnie, ponieważ w ten sposób przyznawała wbrew sobie, że chłopiec został źle wychowany. Kyle, zadowolony ze zgody kobiet, kontynuował:

– Jeśli chodzi o porty i ładunek, no cóż, przyznaliśmy wszyscy, że musimy handlować najbardziej opłacalnym towarem. – Znowu przerwał, czekając na potwierdzenie. – Istnieje zatem tylko jedno wyjście – zdecydował za całą trójkę. – Popłynę “Vivacią” na południe, do Jamaillii i kupię najlepszy towar, na jaki nas stać. Potem jak najszybciej ruszę na północ, do Chalced.

– Jak to towar? – spytała Ronica słabym głosem. Z niepokoju zamarło jej serce.

– Oczywiście niewolnicy. Wykształceni. Żadnych złodziei, morderców czy innych przestępców. Wezmę tylko tych, których Chalced doceni jako nauczycieli, nadzorców i opiekunki do dzieci. Artystów i rzemieślników. Wolę wykupywać długi niż brać skazanych na niewolnictwo za zbrodnie. – Umilkł, na chwilę się zamyślił, potem potrząsnął głową. – Nie będą oczywiście tak odporni jak tamci. Powinniśmy więc jak najściślej zapełnić ładownie… Musimy kupić tylu, ilu tylko zdołamy. Jeńców wojennych, ludzi urodzonych w niewoli i tym podobnych. Mój drugi oficer Torg pracował niegdyś na statkach przewożących niewolników i wiele wie o kupowaniu na aukcjach. Pewnie pomoże mi w transakcjach,

– Niewolnictwo jest nielegalne w Mieście Wolnego Handlu – zauważyła Keffrią niepewnym tonem.

Kyle zaśmiał się krótko.

– W chwili obecnej rzeczywiście tak jest. Podejrzewam jednak, że nie potrwa to długo. Zresztą nie potrzebujesz się obawiać, moja droga. Nie mam zamiaru zatrzymywać się z nimi w naszym porcie. Planuję szybki, prosty kurs. Przez Kanał Wewnętrzny do Jamaillia City, stamtąd na północ, do Chalced. Ominę Miasto Wolnego Handlu. Nikt nas nie będzie niepokoić.

– A piraci? – spytała Keffria nieśmiało.

– Zawsze dawali “Vivacii” spokój. Ile razy słyszałaś, jak twój ojciec chwalił się szybkością i zwinnością swego żaglowca? Teraz, kiedy go ożywiliśmy, będzie pływać jeszcze sprawniej. Piraci wiedzą, że ściganie żywostatku równa się stracie czasu. Nie będą nas niepokoić. Nie martw się o sprawy, które już przemyślałem. Nie decydowałbym się na taki rejs, gdybym uważał, że jest ryzykowny.

– Taki ładunek może stanowić ryzyko dla żywostatku – spokojnie zwróciła mu uwagę Ronica.

– Czego się obawiasz? Buntu niewolników? Niepotrzebnie. Będziemy ich trzymać w zamknięciu i dobrze pilnować przez całą podróż. – Zastrzeżenia kobiet zaczęły irytować Kyle'a.

– Ten pomysł może się okazać jeszcze gorszy. – Ronica starała się mówić łagodnie, chociaż uważała, że jej zięć sam powinien dostrzec wszelkie niebezpieczeństwa. – Żywostatki to istoty wrażliwe, Kyle'u, a “Vivacia” dopiero co się przebudziła. Trzeba o nią dbać tak jak… na przykład o Maltę. “Vivacii” mogą się nie podobać niewygody, które będą znosić niewolnicy.

Zięć przez moment patrzył spode łba, po chwili jednak zapanował nad sobą.

– Roniko, słyszałem trochę o żywostatkach i zamierzam uszanować tradycję na tyle, na ile pozwolą nasze finanse. Na pokładzie będzie przebywał Wintrow, któremu przydzielę codziennie kilka godzin na rozmowę z galionem. Będzie uspokajał “Vivacię” i tłumaczył jej nasze motywy. Nie w głowie mi też niepotrzebne okrucieństwo wobec kogokolwiek. Niewolnicy będą trzymani w zamknięciu i kontrolowani, lecz poza tym nikt nie zamierza traktować ich w sposób przesadnie surowy. Uważam, że niepotrzebnie się martwisz. Zresztą to będzie krótki rejs i “Vivacia” powinna go wytrzymać. Nikomu nie stanie się nic złego, nawet jeśli statek będzie trochę zestresowany przez jakiś czas.

– Zdaje mi się, że dobrze wszystko przemyślałeś. – Ronica próbowała mówić przekonującym tonem, a równocześnie ukryć gniew pod pozorem lekkiego niepokoju. – Słyszałeś oczywiście opowieści o dziwnym zachowaniu zdenerwowanych żywostatków? Podobno niektóre z nich nie chcą pływać, tracą wiatr z żagli, w nieoczekiwanych chwilach osiadają na mieliźnie, wloką za sobą kotwicę… Zapewne żwawa i dobrze wyszkolona załoga upora się z tego typu problemami. Dotarty wszakże do mnie plotki o poważniejszych sytuacjach. Słyszałam, że źle wykorzystywane statki mogą oszaleć. Najsłynniejszym przykładem jest “Paragon”, lecz wiele innych żywostatków nigdy nie powróciło z rejsu, ponieważ podobno obróciły się przeciw swemu właścicielowi i załodze…

– A ileż innych zwykłych statków wypłynęło z Miasta Wolnego Handlu i nie wróciło. Przyczyną są sztormy i piraci, nie szaleństwo – wtrącił niecierpliwie Kyle.

– Jeśli zginiecie ty i Wintrow, stracę połowę rodziny – Keffria zaczęła nagle lamentować. – Och, Kyle'u, czy naprawdę podjąłeś mądrą decyzję? Papa zarabiał z “Vivacią”, a nigdy nie przewoził ani nielegalnych, ani niebezpiecznych towarów.

Mężczyzna jeszcze bardziej się nachmurzył.

– Moja droga Keffrio, twój ojciec niestety nie zarobił wystarczająco dużych pieniędzy. O tym właśnie dyskutujemy. Chcę uniknąć jego błędów, uzdrowić nasze finanse i zdobyć dla całej rodziny jeszcze większy szacunek. Przyszła mi w tej chwili na myśl inna z jego dziwacznych decyzji. – Spojrzał nagle w oczy Ronice. Nadal na nią patrzył, gdy zauważył: – Jeśli niepokoi cię handel niewolnikami, moglibyśmy rozpocząć handel w górze Rzeki Deszczowej. Przecież stamtąd pochodzą najbardziej pożądane towary świata. Co drugi żywostatek prowadzi tam interesy. Dlaczego my nie mielibyśmy się tym zająć?

Ronica spokojnie oddała mu spojrzenie.

– Ponieważ wiele lat temu Ephron zdecydował, że rodzina Vestritów nie będzie uprawiała rzecznego handlu i odtąd tam nie pływamy. Nasze kontakty handlowe z ludem Deszczowych Ostępów skończyły się.

– Mój teść nie żyje. Nie wiem, czego się obawiał, ale jestem gotów stawić czoło wszelkim niebezpieczeństwom. Daj mi tylko mapy Rzeki Deszczowej, a nawiążę własne kontakty – zaoferował się Kyle.

– Zginiesz tam – oświadczyła Ronica z wielkim przekonaniem. Jej zięć parsknął pogardliwie.

– Wątpię. Rzeka Deszczowa jest może trochę dzika, ale pływałem już wcześniej pod prąd. Zatem… – chwilę milczał, potem powiedział powoli: -…poproszę o mapy. Zgodnie z prawem należą teraz do Keffrii, nie możesz ich już przed nami ukrywać. Daj mi je, a wszyscy będziemy zadowoleni. Na pokładzie “Vivacii” nie znajdą się niewolnicy i nieźle zarobimy w górze Rzeki Deszczowej.

Ronica nie wahała się ani przez moment. Natychmiast skłamała.

– Byłoby wspaniale, gdyby takie mapy nadal istniały. Niestety, nie ma ich już, Kyle'u. Ephron wszystkie zniszczył przed wieloma laty, kiedy postanowił zerwać wszelkie tamtejsze kontakty. Nie chciał, by ktokolwiek z rodziny Vestritów handlował w górze Rzeki Deszczowej, więc je spalił.

61
{"b":"108284","o":1}