Литмир - Электронная Библиотека

– Moje miejsce jest na pokładzie żywostatku – zaoponowała słabo Althea.

– Nie – powtórzył Kyle, a Ronica pokiwała głową.

– Więc nie ma dla mnie miejsca ani w tej rodzinie, ani w tym mieście – rzuciła dziewczyna bez zastanowienia. Wstrząsnęły nią własne słowa, a zwłaszcza ich nieodwołalność. Były niczym kamień rzucony w spokojną wodę, na zawsze i nieodwracalnie zmieniły całe jej życie. Uświadomiwszy to sobie, poczuła, że zatrzymał jej się oddech.

– Altheo? Altheo! – wołała za nią matka.

Ruszyła korytarzem. Własny dom stał się dla niej nagle obcym miejscem. Zdała sobie sprawę z faktu, że od lat nie spędziła tu dłuższego okresu niż miesiąc. Od kiedy wisi tu ten gobelin? Kiedy popękały kafle? Nie wiedziała, była nieobecna, nie mieszkała tu od tak dawna. Od wielu lat ów budynek nie był już jej domem. Rozpoznawała tę rzeczywistość, lecz nie interesowała się nią. Nie zabrała niczego. Tak jak stała, wyszła frontowymi drzwiami przed dom.

* * *

– Jeśli znowu wróci pijana, spędzi tydzień w swoim pokoju. Musi zrozumieć, że nie będziemy patrzeć przez palce, jak szarga nazwisko rodziny i własną reputację w Mieście Wolnego Handlu. – Kyle siedział obok Keffrii na ławie i czule otaczał żonę ramieniem.

– Zamknij się, Kyle'u. – Ronica Vestrit usłyszała własne krótkie, ciche stwierdzenie. Wszystko jej się rozpadało: rodzina, dom, marzenia o przyszłości. Wiedziała, że Althea mówiła poważnie; Ronica słyszała w jej tonie głos Ephrona. Jej córka nie pojawi się na progu dziś wieczorem, ani pijana, ani trzeźwa. Odeszła. A wszystko przez tego idiotę, którego poślubiła Keffria. Kyle potrafił się tylko wymądrzać i narzucać innym władzę. Westchnęła ciężko. Może był to jedyny problem, który potrafiłaby teraz rozwiązać. Gdyby sobie z nim poradziła, mogłaby łatwiej rozwiązać inne… – Kyle'u. Nie chciałam tego mówić przy Althei, aby jej nie zachęcać do buntu, ale muszę ci to powiedzieć teraz. Przez cały ranek zachowujesz się jak osioł. Jak niezbyt taktownie zauważyłeś, nie mam prawa się mieszać między ciebie i twojego syna. Jednakże Althea to co innego. Jest moją córką i nie podlega twojej władzy. Wiedz, że twoje próby “wychowywania” jej uważam za skrajnie obraźliwe.

Spodziewała się przynajmniej skruchy, natomiast zięć wyglądał na znieważonego i Ronica nie po raz pierwszy zastanowiła się, czy nie przeceniła jego rozsądku, gdy powierzała Keffrii rodzinny majątek. Odpowiedź mężczyzny potwierdziła jej najgorsze obawy.

– Jestem teraz głową tej rodziny, jak możesz zatem twierdzić, że Althea nie podlega mojej władzy?

– Nie jest twoją córką, lecz moją. Nie jest twoją siostrą, lecz siostrą twojej żony.

– Ale swoim postępowaniem uwłacza nam wszystkim. Jeśli ty i Keffria nie potraficie jej skłonić do rozsądnego zachowania, będę musiał poskromić ją bardziej zdecydowanie. Nie mamy czasu ani na łagodną perswazję, ani na przyjemne pogaduszki. Wintrowa i Altheę trzeba skłonić, by zaakceptowali swoje obowiązki i dobrze je wypełniali.

– Nie ty decydujesz o obowiązkach Althei, lecz ja. – Żelazna logika, której Ronica nauczyła się podczas targów i interesów, dobrze jej teraz służyła.

– Może ty tak rozumiesz tę sprawę, ja nie. Mam utrzymywać Altheę i opiekować się nią, a zatem ja decyduję, czego dziewczyna potrzebuje. Zamierzam przekonać ją, by zaczęta się zachowywać przyzwoicie.

Mówił cicho i rozsądnie, ale nagle sens jego słów zabolał Ronikę.

– Krytykując zachowanie mojej córki, krytykujesz też sposób, w jaki wychowaliśmy ją my, jej rodzice. Możesz się nie zgadzać z naszymi metodami, ale radzę ci zachować dla siebie swoje opinie. Zresztą powierzyłam Keffrii jedynie obowiązek opieki nad siostrą, a nie władzę nad nią. To kwestia budżetu, nie kontroli. Nie życzę sobie, by jedna siostra rządziła drugą. Jeszcze mniej stosowne wydaje mi się, by pozwalał sobie na to mąż tejże siostry. Nigdy nie było moim celem usuwać Altheę z “Vivacii”, chciałam ją jedynie zachęcić do odkrycia innego trybu życia, gdy zrozumie, że jej statek trafił w dobre ręce.

Ronica usiadła na ławie przy stole i potrząsała głową. Rozmyślała nad tym, jak wypaczono jej plany.

– Ephron miał rację, gdy mawiał, że Althei trzeba dać jak najwięcej swobody. Nie można jej do niczego zmuszać, nie można jej popędzać, nawet po to, by ją przekonać do tego, co dla niej najlepsze. Ubiegłej nocy, no cóż, była zasmucona. Czuję, że nie masz najlepszego zdania o Brashenie, lecz wiem, że mój mąż wielce go poważał. Sądzę, że chłopak tylko odprowadzał moją córkę, pragnął bowiem, aby bezpiecznie dotarta do domu. Tak właśnie powinien się zachować dżentelmen, kiedy spotyka strapioną damę.

– Pewnie wcześniej przez cały dzień pili razem herbatę – zauważył sarkastycznie Kyle.

Błąd. Poważny błąd. Ronica patrzyła na Keffrię tak długo, aż jej córka uświadomiła sobie co to spojrzenie oznacza, i odwzajemniła je.

– Keffrio – powiedziała cicho Ronica. – Znałaś moje zamiary związane z dokumentami. Postąpiłabyś nieuczciwie, gdybyś wykorzystała sytuację i spróbowała narzucić siostrze swoją wolę. Obiecaj mi, że na to nie pozwolisz.

– Keffria ma dzieci. Musi o nich pamiętać – wtrącił Kyle.

– Córko? – spytała Ronica. Nie potrafiła się powstrzymać od błagalnego tonu.

– Ja… – Keffria przeniosła wzrok z twarzy matki na kamienną twarz męża. Oddychała szybko niczym przyparta do muru mysz. – Nie chcę brać w tym udziału. Nie chcę! – krzyknęła przerażona. Podniosła ręce i rozpaczliwie zacisnęła je na piersiach.

– Nie musisz – zapewnił ją Kyle. – Testament jest podpisany i poświadczony notarialnie. Wiesz, co jest najwłaściwsze dla Althei. Wiesz, że chodzi nam tylko o jej dobro. Uwierz w siebie, Keffrio. Uwierz we mnie, swojego męża.

Keffria spojrzała w oczy matce, która patrzyła na nią z niedowierzaniem, potem spuściła wzrok na wypolerowaną powierzchnię stołu. Nerwowo zaczęła gładzić drewno.

– Wierzę w ciebie, Kyle'u – szepnęła. – Wierzę. Jednakże nie chcę zranić Althei. Nie chcę być dla niej okrutna.

– Nie będziemy – od razu ją zapewnił. – Póki ona nie będzie okrutna dla nas. Tak jest uczciwie.

– To się… wydaje uczciwe – odparła z wahaniem. Spojrzała na matkę szukając potwierdzenia, lecz na twarzy Roniki dostrzegła tylko zawziętość. Ronica zawsze myślała, że jej starsza córka jest silniejsza. W końcu to Keffria wybrała z pozoru trudniejsze życie, podczas gdy Althea odpłynęła wraz z ojcem i bawiła się. Keffria wyszła za mąż, urodziła dzieci, miała własną służbę i pomagała matce zarządzać większymi gospodarstwami. Tak się w każdym razie wydawało Ronice, kiedy sporządzała dokumenty, które decydowały o spadku. Teraz przyszło jej do głowy, że Keffria zajmowała się głównie wewnętrznymi pracami, ustalała jadłospisy, sporządzała listy zakupów i organizowała spotkania towarzyskie. Ułatwiała życie Ronice, która całą swą energię wkładała w zarządzanie posiadłościami. Jak mogła nie zauważyć, że jej starsza córka staje się zwyczajną kurą domową. Wypełniała polecenia matki, okazywała posłuszeństwo mężowi, ale rzadko potrafiła obronić własne zdanie. Ronica usiłowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz Keffria zaproponowała jakąś zmianę albo próbowała coś zainicjować. Niczego takiego nie pamiętała.

Och, Sa, dlaczego akurat teraz przyszły jej do głowy te podejrzenia? Sa dopomóż, przecież właśnie powierzyła córce całe swe życie. Zgodnie ze obyczajami i tradycjami Miasta Wolnego Handlu, kiedy umrze mężczyzna, jego własność dziedziczy najstarszy potomek. Nie żona, lecz potomek. Och, Ronica miała prawo zatrzymać dobra, które wniosła do małżeństwa z Ephronem, ale z jej wiana pozostało niewiele cennych rzeczy. Z bijącym sercem nagle sobie uprzytomniła, że nie tylko jej młodsza córka znalazła się na łasce i niełasce Kyle'a, lecz także ona sama.

Spojrzała na niego, starając się niczego po sobie nie pokazać. Mogła się tylko modlić do Sa, żeby zięć nie zdał sobie sprawy z własnej władzy nad świekrą, wtedy bowiem straciłaby wszystko. Czy potrafił wymóc na niej posłuszeństwo, nie pozwalając jej dysponować rodzinnymi finansami?

60
{"b":"108284","o":1}