Литмир - Электронная Библиотека

– Jak śmiesz… – warknęła Althea.

– Wiedz, że dla dobra moich dzieci ośmielę się na znacznie więcej. Zrobię z Wintrowa mężczyznę, nawet jeśli dorastając będzie mnie za to nienawidził. Stworzę silną bazę finansową dla rodziny, nawet, jeśli to konieczne, będę zmuszał żywostatek do ciężkiej pracy, na co ty nigdy byś się nie zdobyła. Jeśli troszczysz się o swoich krewnych choćby w połowie tak bardzo jak ja, zmienisz swoje postępowanie, zaczniesz się zachowywać jak dama i zaakceptujesz wybranego dla ciebie majętnego kandydata na męża, aby wspomóc rodzinną fortunę.

Zimna wściekłość zawładnęła Althea.

– Więc powinnam się sprzedać mężczyźnie, który zaoferuje najwyższą stawkę, byleby tylko skłonny był nazywać mnie żoną i dobrze zapłacić za małżeństwo ze mną?

– Uważasz, że lepiej zadawać się z najbiedniejszymi, tak jak to nam pokazałaś ubiegłej nocy? – spytał chłodno Kyle.

Althea zaczerpnęła oddechu, napuszyła się jak rozzłoszczony kot, lecz w tym momencie zimny głos jej matki przerwał ich kłótnię.

– Wystarczy.

Ronica wypowiedziała cicho tylko to jedno słowo, potem – ostrożnie, jak gdyby niosła naręcze pościeli – podprowadziła Keffrię do najbliższej ławy i posadziła. Nieodwołalność jej tonu zamknęła wszystkim usta. Nawet szlochy Keffrii ucichły. W czarnym żałobnym stroju mała, posępna matka Althei wydawała się jeszcze mniejsza, kiedy jednak nakazała spokój córce i zięciowi, oboje natychmiast jej posłuchali.

– Nie zamierzam krzyczeć – powiedziała. – Nie będę też się powtarzać, proponuję więc, abyście oboje zwrócili baczną uwagę na moje słowa i zapamiętali je sobie. Altheo, zwracam się najpierw do ciebie, ponieważ odkąd zeszłaś wczoraj ze statku, nie miałam sposobności z tobą porozmawiać. Kyle'u, nie przerywaj mi, nawet jeśli powiem coś nie po twojej myśli. A zatem…

Ronica nabrała powietrza i zadrżała, następnie podeszła do młodszej córki i chwyciła jej strudzone dłonie w swoje.

– Moja córko, wiem, że czujesz się skrzywdzona. Spodziewałaś się odziedziczyć statek. Taki też był plan twojego ojca. Ephron odszedł i chociaż z bólem, powiem ci wszystko otwarcie. Twój ojciec zawsze traktował cię jak syna. Niestety, wszystkich ich utracił. Gdyby twoi bracia przeżyli zarazę… ale cóż, stało się inaczej. Kiedy jeszcze żyli, Ephron zawsze mówił, że dla jego córek jest ląd, statek natomiast dla synów. I chociaż nigdy nie powiedział tego jasno, sądzę, że tobie pragnął powierzyć “Vivacię”, Keffrii zaś posiadłości ziemskie. Zamierzał jednakże żyć aż do późnej starości, spłacić długi statku i gospodarstw, a ciebie wydać za mąż za mężczyznę, który zostanie kapitanem twojego statku. Nie, nie, cicho! – rzuciła szybko, widząc, że Althea otwiera usta, by się jej sprzeciwić.

– Nie przerywaj, i tak trudno mi mówić o takich sprawach. Jeśli się wtrącisz, nigdy ci tego nie powiem – dodała spokojniejszym głosem, po czym podniosła głowę i śmiało spojrzała w oczy córce. – Jeśli chcesz kogoś obwinić za swoje rozczarowanie, obwiń mnie. To ja, wiedząc, że twój ojciec umiera, posłałam po Curtila, naszego starego doradcę prawnego i wraz z nim sporządziłam testament, który wydał mi się najlepszym rozwiązaniem. Następnie przekonałam Ephrona, by ten dokument podpisał. Nie skłoniłam go do podpisania żadnym podstępem, lecz przekonałam. Nawet twój ojciec w końcu zrozumiał mądrość takiego rozwiązania. Gdyby rodzinna fortuna została podzielona, stracilibyśmy wszystko. Keffria jest starsza, ma dzieci, którym musi zapewnić byt, postąpiłam więc zgodnie z nakazami tradycji i uczyniłam ją jedyną spadkobierczynią. – Ronica Vestrit odwróciła wzrok od zaszokowanego spojrzenia młodszej córki i spojrzała na starszą. Keffria ciągle siedziała na ławie, zakrywając twarz rękoma, lecz jej płacz ustał. Kyle podszedł do żony i położył jej dłoń na ramieniu. Althea nie wiedziała, czy ją pociesza, czy też strofuje. – Keffria wiedziała o swoim dziedzictwie – ciągnęła Ronica – i świetnie zdaje sobie sprawę, że testament stanowi jasno, iż na jej barkach spoczywa obowiązek utrzymania ciebie do chwili, gdy wyjdziesz za mąż, a wtedy musi ci zapewnić odpowiednie wiano. Zatem Keffria będzie się tobą zajmować nie tylko z siostrzanej miłości, lecz z prawnego obowiązku zapisanego w notarialnie poświadczonym dokumencie.

Althea nadal patrzyła z konsternacją.

– Córko – poprosiła Ronica – proszę, spróbuj spojrzeć na całą sprawę bezstronnie. Postąpiłam najuczciwiej, jak mogłam. Gdybyś otrzymała “Vivacię”, nie poradziłabyś sobie. Potrzeba pieniędzy, by zatrudnić załogę, wyprowiantować statek, utrzymywać go w dobrej kondycji i remontować. Po jednym opłacalnym rejsie można spłacić długi i zainwestować w następną podróż, lecz jeśli nie zarobisz odpowiednio dużo? Co wtedy? Pożyczkę na statek rodzina brała także pod zastaw dóbr lądowych. Nie istnieje sposób, by racjonalnie podzielić nasze ziemie. Muszą znajdować się w jednym ręku, aby nas wyciągnąć z długów.

– Więc nie mam nic – zauważyła cicho dziewczyna.

– Altheo, twoja siostra nigdy nie pozwoli, żeby ci czegoś zabrakło… – zaczęła jej matka, lecz młodsza córka zaszokowała ją słowami:

– Nie dbam o to. Nie obchodzi mnie własne bogactwo ani ubóstwo. Tak, marzyłam, że “Vivacia” będzie moja! Ponieważ ona jest moja, matko, choć nie potrafię ci wyjaśnić, skąd o tym wiem… Widzisz, konie Seddona Diba, choć ciągną powóz dla swojego pana… i tak wszyscy wiedzą, że ich serca należą do stajennego chłopca bogacza. Tak samo serce “Vivacii” należy do mnie, a moje do niej. Niepotrzebne mi są lepsze układy z kimkolwiek na świecie. Zatrzymajcie sobie cały zysk, jaki przyniesie wam statek i niech wszyscy mówią, że żaglowiec należy do Keffrii. Tylko pozwólcie mi pływać na pokładzie. To wszystko, o co proszę, matko i siostro. Pozwólcie mi tylko podróżować, a już nigdy nie sprawię wam kłopotów i nigdy nie podważę waszego zdania w żadnej sprawie. – Spojrzała błagalnie i z rozpaczą najpierw na Ronikę, potem w zalane łzami oblicze Keffrii. – Proszę – sapnęła. – Proszę.

– Nie – odezwał się Kyle. – Nie. Wydałem już rozkazy zabraniające ci przebywać na statku i nie zmienię ich. Widzicie, jaka jest – oświadczył, zwracając się do Roniki i Keffrii. – Nie myśli praktycznie. Wszystko, czego pragnie, to kontynuować dotychczasowy styl życia. Pozostała upartą córeczką swego tatusia, która mieszka sobie na pokładzie statku, za nic nie ponosi odpowiedzialności, udaje marynarza, a do rodzinnego miasta wraca, by pochodzić po sklepach i na rachunek ojca kupić stroje i błyskotki, które jej się spodobają. Tyle że teraz byłby to rachunek jej siostry, a zatem i mój. Nie, Altheo. Twoje dzieciństwo skończyło się wraz ze śmiercią ojca. Nadszedł czas, byś zaczęła się zachowywać tak, jak wypada potomkini takiej rodziny.

– Nie mówię do ciebie! – wybuchnęła Althea. – Nie masz nawet pojęcia, o czym mówię. Dla ciebie “Vivacia” jest tylko zwykłym statkiem, który czasem zagada. Ja ją traktuję jak członka mojej rodziny, jest mi bliższa niż własna siostra. “Vivacia” potrzebuje mnie na pokładzie. Muszę podróżować wraz z nią. Popłynęłaby dla mnie, jak nigdy nie popłynie dla ciebie. Włożyłaby w nasz wspólny rejs całe swoje serce.

– Dziewczęce fantazje! – uciął Kyle. – I bzdury! Odeszłaś od niej rozgniewana w dniu, gdy się przebudziła. To Wintrow musiał spędzić z nią jej pierwszą noc. Gdybyś rzeczywiście tak wiele do niej czuła, nie postąpiłabyś w ten sposób. Sądzę, że “Vivacia” bardzo polubiła mojego syna. Będzie pływał na jej pokładzie i dotrzymywał jej towarzystwa, robił wszystko, czego ten statek sobie zażyczy. Wintrow nauczy się też pracować jak prawdziwy marynarz, a nie bezmyślnie się kręcić po pokładzie albo upijać w obcych portach. Nie, Altheo, nie ma dla ciebie miejsca na pokładzie naszego żaglowca. Nie pozwolę, byś siała niezgodę lub rywalizowała z moim synem o względy statku.

– Matko? – jęknęła desperacko Althea. Ronica popatrzyła na córkę z żalem.

– Gdybym cię nie widziała ostatniej nocy pijanej i w nieładzie, sądziłabym, że Kyle jest zbyt surowy i przeciwstawiłabym mu się. – Westchnęła ciężko. – Niestety, nie mogę zaprzeczyć temu, co oglądały moje oczy. Altheo, wiem, że kochasz “Vivacię”. Gdyby żył twój ojciec… Och, wtedy zapewne w ogóle nie zastanawialibyśmy się nad tymi wszystkim sprawami. A teraz… Może nadeszła pora, byś porzuciła życie na morzu. Zauważyłam, że Wintrow ma dobre serce i z pewnością zadba o “Vivacię”. Pozwól mu. Teraz powinnaś zatroszczyć się o siebie i zająć należne ci miejsce w społeczności Miasta Wolnego Handlu.

59
{"b":"108284","o":1}