Литмир - Электронная Библиотека

Odwrócił się od tego widoku, kiedy do drzwi zapukał służący.

– Wejść – warknął Kennit gburowato.

Mężczyzna, który wszedł, sporo w życiu przeżył. Jego twarz kreśliły blizny pozostałe po wielu bijatykach, poruszał się jednak spokojnie, a nawet z wdziękiem. Rozpalił ogień w małym kominku przy przeciwległym końcu pokoju. Zapalił też dla Kennita dwie gałęzie świec. Ich ciepłe światło uświadomiło kapitanowi, że na zewnątrz zapadła już ciemna letnia noc. Odszedł od okna i usiadł przy kominku na wyściełanym krześle. Wieczór nie był chłodny, ale młody pirat potrzebował słodkiego zapachu żywicznego drzewa i tańczącego światła płomieni.

Wtedy po raz drugi zastukano do drzwi i pojawiło się kolejnych dwóch służących. Jeden postawił tacę z jedzeniem na przykrytym śnieżnobiałym obrusem małym stoliku, drugi przyniósł miskę i dzbanek z parującą, mocno pachnącą lawendą wodą. Kennit pomyślał, jak to dobrze, że Bettel pamięta przynajmniej o jego gustach i wbrew sobie poczuł się mile połechtany. Ponownie obmył twarz i ręce i dał znak służącym, by wyszli z pokoju, po czym zasiadł do posiłku.

Jedzenie nie musiało być bardzo dobre, by wytrzymać porównanie ze strawą podawaną na pokładzie statku, kapitan musiał jednak przyznać, że posiłek jest wyborny. Mięso było kruche, sos ciemny i gęsty, chleb świeżo upieczony i jeszcze ciepły; dodany do kolacji kompot z aromatycznych owoców stanowił przyjemny kontrapunkt dla mięsa. Wino nie było wyjątkowe, ale bardziej niż wystarczające. Kennit jadł powoli. Rzadko pobłażał sobie w fizycznych rozkoszach z wyjątkiem okresów złego humoru; wtedy delektował się i pocieszał najdrobniejszymi nawet przyjemnościami. Przypomniało mu się, jak matka rozpieszczała go podczas choroby. Prychnął lekceważąco na wspomnienia i odsunął je wraz z talerzem. Nalał sobie drugą szklaneczkę wina, wyciągnął obute nogi w kierunku ognia i odchylił się na krześle. Zapatrzył się w płomienie i starał się o niczym nie myśleć.

Stukanie w drzwi oznajmiło przyniesienie deseru.

– Wejść – powiedział apatycznie Kennit. Krótka radość związana z dobrym posiłkiem zmieniła się już w smutek. Depresja kapitana była naprawdę głęboka. Wydawało mu się, że wszystko jest bez sensu. Bezsensowne i tymczasowe.

– Przyniosłam ci gorący jabłecznik i świeżą słodką śmietanę – odezwała się cicho Etta.

Odwrócił tylko głowę i przyjrzał się swojej kobiecie.

– To miło – odparł bez animuszu.

Szła ku niemu, a on ją obserwował. “Czysta i elegancka”, pomyślał. Dziewczyna miała na sobie tylko długą, luźną białą suknię. Etta była prawie tak wysoka jak Kennit, długonoga i gibka niczym wierzbowa gałązka. Kapitan odchylił się w tył i skrzyżował ramiona na piersi, kiedy dziewczyna postawiła przed nim biały porcelanowy talerz z deserem. Aromat cynamonu i jabłek zmieszał się z kapryfolium, którym pachniała jej skóra. Etta wyprostowała się, a Kennit wpatrywał się w nią zamyślony. Jej ciemne oczy obojętnie patrzyły mu w twarz. Usta niczego nie zdradzały.

Nagle jej zapragnął.

– Rozbierz się i połóż na łóżku. Odsuń najpierw pościel aż do prześcieradła.

Etta posłuchała go bez wahania. Odczuwał wielką przyjemność, gdy patrzył, jak wypełnia jego rozkazy, jak odsuwa pościel, odsłaniając białe prześcieradło, a potem prostuje się, ujmuje skraj sukni, podnosi ją i zdejmuje przez głowę, po czym starannie układa na komodzie. Przyglądał się ruchom dziewczyny, jej długim, szczupłym nogom, lekkiej krągłości brzucha, małym, jędrnym piersiom. Włosy Etty były krótkie i lśniące, ścięte na pazia jak u chłopca. Nawet rysy twarzy miała pociągłe i płaskie. Dziewczyna nie patrzyła na Kennita, kiedy powoli sadowiła się na łóżku. Nie odezwała się też podczas czekania na niego.

Kapitan wstał i zaczął odpinać koszulę.

– Jesteś czysta? – spytał bez ogródek.

– Umyłam się mydłem w gorącej wodzie – odparła. Leżała zupełnie nieruchomo. Zastanawiał się, czy się go boi.

– Lękasz się mnie? – spytał ją, po czym zdał sobie sprawę, że chciał spytać ostrzej.

– Czasami – odrzekła. Jej ton był bardzo opanowany lub po prostu obojętny. Kennit powiesił kaftan na słupku baldachimu łóżka, koszulę i złożone spodnie położył obok jej sukni na komodzie. Podobało mu się, że każe jej czekać, więc rozbierał się powoli i starannie układał ubranie. Pomyślał, że odwlekana rozkosz jest równie przyjemna jak stojąca na kominku taca z ciepłym ciastem i śmietaną. To także na niego czekało.

Usiadł na łóżku obok Etty i przesunął rękoma w dół po jej gładkim ciele. Dziewczyna lekko zadrżała, nie odezwała się wszakże ani nie poruszyła. Przez te wszystkie lata nauczyła się zachowywać tak jak tego pragnął. Płacił, by go zadowalała. Nie chciał, by go zachęcała, nie potrzebował jej entuzjazmu ani aprobaty. To on miał przeżyć rozkosz, nie ona. Gładząc ciało dziewczyny, obserwował jej twarz. Etta wpatrywała się w sufit.

Istniała tylko jedna skaza w tej gładkości. W pępku dziewczyny znajdowała się – maleńka jak pestka jabłka – biała czaszka. Czarodrzewowy talizman zawieszony na cieniutkim srebrnym kolczyku wkłutym w pępek. Etta oddawała Bettel połowę swoich zarobków za wypożyczenie tego amuletu. Na początku ich znajomości dziewczyna powiedziała Kennitowi, że mała czaszka chroni ją przed chorobami i zapobiega ciąży. Wtedy po raz pierwszy młody kapitan usłyszał o czarodrzewowych talizmanach. A teraz sam posiadał podobny amulet przy nadgarstku. Przypomniał sobie, że czarodrzewowa twarz nie poruszyła się ani nie odezwała, odkąd opuścili wody Wysp Innego Ludu. Pewnie zmarnował tylko czas i pieniądze… zamawiając ją, po raz kolejny zachował się jak głupiec… Zacisnął zęby. Etta wzdrygnęła się lekko i Kennit uprzytomnił sobie, że trzyma jej biodro i z całych sił je ściska, jakby chciał zgnieść. Puścił je i przebiegł ręką w dół po udzie dziewczyny. O tamtym powinien zapomnieć. Trzeba myśleć tylko o chwili obecnej.

Kiedy był gotów, rozsunął uda Etty i znalazł się w niej. Tuzin posuwistych ruchów wystarczył, by doszedł. Wraz z nasieniem uszło z niego całe napięcie, cały gniew i frustracja. Przez jakiś czas leżał na dziewczynie, odpoczywając, a potem znowu ją wziął, bez pośpiechu. Tym razem objęła go ramionami, podniosła biodra i Kennit wiedział, że ona również przeżywa rozkosz. Nie żałował jej przyjemności, póki nie przeszkadzała jego własnej rozkoszy. Gdy było po wszystkim, pocałował dziewczynę i własna reakcja bardzo go zaskoczyła. Etta leżała cicho i nieruchomo, nie reagując. Rozważył swoje zachowanie, gdy już z niej zszedł. Pocałował dziwkę! No cóż, mógł, jeśli tylko miał na to ochotę, płacił, więc mógł zrobić z nią, co tylko mu się żywnie podobało. Wszystko jedno, byle się nie zastanawiać, czego i kogo jeszcze dotykały dzisiejszego wieczoru usta dziwki.

W szufladzie komody leżał jedwabny szlafrok. Kennit wyjął go, włożył, a potem poszedł po tacę z deserem. Etta pozostała w łóżku, tam, gdzie było jej miejsce. Zdążył zjeść dwa kęsy jabłecznika, kiedy dziewczyna się odezwała:

– Ponieważ się spóźniałeś, bałam się, że już nie przyjdziesz. Nałożył na widelczyk kolejną porcję ciasta. Krucha, łuszcząca się skórka, a pod nią mięciutkie aromatyczne owoce. Włożył do ust i żuł powoli, popijając śmietaną. Przełknąwszy, zapytał dziewczynę:

– Sądzisz, że przejmuję się twoimi lękami albo myślami? Starała się patrzeć mu w oczy.

– Sądzę, że przejąłbyś się, gdyby mnie tu nie było. Ja też się zastanawiałam, dlaczego cię ze mną nie ma.

Kennit skończył kolejny kawałek ciasta.

– To jest głupia rozmowa. Nie mam ochoty jej kontynuować.

– Tak, tak – mruknęła, a kapitan nie wiedział, czy Etta przyjmuje do wiadomości jego polecenie i czy się z nim zgadza. Zresztą, było to dla niego bez znaczenia. Dziewczyna milczała, aż skończył jeść. Nalał sobie kolejną szklaneczkę wina i rozparł się z nią wygodnie. Rozmyślał nad ubiegłymi kilkoma tygodniami i oceniał wszystko, co w tym okresie zrobił. Doszedł do wniosku, że zachował się bardzo niemądrze. Powinien był odłożyć wyprawę na Wyspy Innego Ludu, a skoro już otrzymał wyrocznię Innego, nie trzeba było rozpowiadać o swoich ambicjach całej załodze. Idiota. Kretyn. Stanie się pośmiewiskiem Łupogrodu. Już sobie wyobrażał ich kpiny w tawernach i gospodach. “Król Piratów – mówili na pewno z przekąsem. – Jakbyśmy chcieli mieć albo potrzebowali króla. Jak gdyby on był najlepszym kandydatem”. Z pewnością się z niego śmiali.

28
{"b":"108284","o":1}