– Porucznik Dallas, pani Whitney. Przepraszam, że przeszkadzam w kolacji, ale muszę porozmawiać z dowódcą.
– Mamy gości, poruczniku.
– Tak, madame. Proszę mi wybaczyć. – Pieprzona polityka, pomyślała Ewa, zmuszając się do uśmiechu. – To pilne.
– Jak zawsze.
Zatrzymana maszyna szumiała jednostajnie – szczęściem koszmarna muzyka ani rozmowy o ostatnich wydarzeniach nie dochodziły z głębi domu – przez całe trzy minuty, zanim dowódca pokazał się na ekranie.
– Dallas.
– Panie dowódco, muszę panu coś przesłać zakodowaną Unią.
– Mam nadzieję, że to pilne, Dallas. Moja żona każe mi za to drogo zapłacić.
– Tak jest, sir. – Gliny, pomyślała przygotowując przesłanie informacji wizyjnej do jego komputera, powinny prowadzić samotne życie.
Splotła nerwowo ręce i położywszy je na stole, czekała. Gdy obrazy zaczęły przesuwać się po ekranie, obejrzała je ponownie, nie zwracając uwagi na ściskanie w dołku. Po skończeniu nagrania, na monitorze znowu pojawiła się twarz Whitneya.
– Skąd to masz?
– Sam mi przesłał. Dyskietka była w moim mieszkaniu, kiedy wróciłam z pracy. – Mówiła spokojnym bezbarwnym głosem. – Wie, kim jestem, gdzie jestem i co robię.
Whitney milczał przez chwilę.
– Numer mojego biura zero siedemset. Jutro rano proszę przynieść dyskietkę, poruczniku.
– Tak jest, sir.
Kiedy transmisja została zakończona, Ewa zrobiła dwie rzeczy. Skopiowała dyskietkę i nalała sobie kieliszek wina.
Obudziła się o trzeciej nad ranem, drżąca, spocona, próbująca złapać oddech, by móc krzyczeć. Skowyt wydarł się z jej gardła, gdy chrypiącym głosem rozkazała, by zapalono światła. Sny zawsze wydawały się bardziej przerażające w ciemnościach.
Dygocząc zwinęła się na łóżku. Ten sen był gorszy, o wiele gorszy od wszystkich koszmarów, które do tej pory majaczyły jej po nocach.
Zabiła człowieka. Jaki miała wybór? Był za bardzo nafaszerowany prochami, żeby mogła przemówić mu do rozsądku. Chryste, próbowała, ale on tylko szedł, i szedł, i szedł z dzikim spojrzeniem w oczach i zakrwawionym nożem w ręce.
Mała dziewczynka już nie żyła. Ewa nie mogła nic zrobić, by temu zapobiec. Proszę cię, Boże, nie pozwól, by się okazało, że można było coś zrobić.
Małe ciałko pocięte na kawałki, szaleniec z nożem ociekającym krwią. Potem spojrzenie jego oczu, kiedy wystrzeliła prosto w niego, i malująca się w nich śmierć.
Ale to nie było wszystko. Nie tym razem. Tym razem mężczyzna szedł dalej. A ona, kompletnie naga, klęczała na atłasowych prześcieradłach. Nóż zamienił się w rewolwer trzymany przez mężczyznę, którego twarzy przyglądała się parę godzin wcześniej. Mężczyzna nazywał się Roarke.
Uśmiechnął się, a ona zapragnęła go. Jej ciało drżało z przerażenia i pożądania, nawet kiedy do niej strzelił. W głowę, serce i między uda.
I gdzieś w tle mała biedna dziewczynka krzyczała o pomoc.
Zbyt zmęczona, by walczyć z tym koszmarem, Ewa przekręciła się po prostu na brzuch, wtuliła twarz w poduszkę i załkała.
Poruczniku. – Punktualnie o siódmej rano komendant Whitney wskazał Ewie krzesło w swoim biurze. Mimo tego, a może dzięki temu, że siedział za biurkiem od dwunastu lat, miał przenikliwe spojrzenie.
Zauważył, że źle spała i starała się ukryć pod makijażem ślady ciężkiej nocy. Bez słowa wyciągnął rękę.
Włożyła dyskietkę i opakowanie do torby z dowodami. Whitney zerknął na dyskietkę, po czym położył ją na środku biurka.
– Zgodnie z przepisami muszę zapytać, czy chcesz, abym cię zwolnił z prowadzenia tej sprawy. – Odczekał chwilę. – A więc będziemy udawali, że dopełniłem regulaminu.
– Tak jest, sir.
– Czy twoje mieszkanie jest bezpieczne?
– Tak mi się wydawało. – Wyjęła z teczki wydruk. – Po skontaktowaniu się z panem jeszcze raz przejrzałam dyski ochrony. Jest w nich dziesięciominutowy poślizg. Jak pan się przekona z mojego raportu, ten człowiek jest w stanie przechytrzyć ochronę, zna się na kasetach video, redagowaniu tekstów i na starej broni, oczywiście.
Whitney wziął jej raport i odłożył na bok.
– To nie bardzo zawęża pole działania.
– Nie, sir. Mam jeszcze kilka osób, które muszę przesłuchać. W przypadku tego przestępcy, elektroniczne metody śledcze nie są najważniejsze, chociaż pomoc kapitana Feeneya jest nieoceniona. Ten facet zaciera za sobą ślady. Nie mamy żadnego punktu zaczepienia poza rewolwerem, który postanowił zostawić na miejscu zbrodni. Feeney niczego się o nim nie dowiedział normalnymi kanałami. Musimy założyć, że został kupiony na czarnym rynku. Zaczęłam przeglądać notesy, w których zaznaczała spotkania z klientami oraz z osobami prywatnymi. Lubiła się umawiać, więc zajmie mi to trochę czasu.
– Czas nie jest tu bez znaczenia. Pierwsza z sześciu, poruczniku. Co to oznacza?
– Że zamierza zamordować jeszcze pięć i chce, byśmy o tym wiedzieli. Lubi to robić i pragnie być w centrum naszej uwagi. – Zaczerpnęła ostrożnie oddechu. – To za mało, by określić jego psychikę. Nie potrafimy stwierdzić, jak długo będzie rozkoszował się tym morderstwem, kiedy poczuje potrzebę popełnienia następnej zbrodni. To może nastąpić dzisiaj. To może nastąpić za rok. Nie możemy liczyć na to, że będzie nieostrożny.
Whitney kiwnął tylko głową.
– Gryzie cię poczucie winy?
Nóż zalany krwią. Małe okaleczone ciałko u jej stóp.
– Poradzę sobie.
– Na pewno, Dallas? Przy tak delikatnej sprawie niepotrzebny mi oficer, który będzie się martwił czy miał prawo użyć broni.
– Z pewnością.
Była jego najlepszym pracownikiem i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby jej nie dowierzać.
– Jesteś gotowa pobawić się trochę w politykę? – Lekki uśmiech wykrzywił mu wargi. – Senator DeBlass już tu jedzie. Przyleciał do Nowego Jorku wczoraj w nocy.
– Dyplomacja nie jest moją mocną stroną.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Ale będziesz musiała stanąć na wysokości zadania. Senator chce rozmawiać z oficerem śledczym i zwrócił się z tą sprawą do mojego szefa. Rozkazy przyszły z góry. Masz okazać senatorowi jak najdalej idącą pomoc.
– To śledztwo objęte jest Kodem Piątym – stanowczym tonem stwierdziła Ewa. – Nie obchodzi mnie, czy rozkazy przyszły od samego Pana Boga, nie zamierzam przekazywać tajnych danych osobie cywilnej.
Whitney uśmiechnął się szerzej. Miał dobroduszną pospolitą twarz, pewnie już z taką się urodził. Ale kiedy się uśmiechał i naprawdę było mu wesoło na duszy, błysk białych zębów na tle śniadej skóry zmieniał jego pospolite rysy w zupełnie wyjątkowe.
– Nie słyszałem tego. A ty nie słyszałaś, jak ci powiedziałem, żebyś zapoznała go wyłącznie z oczywistymi faktami. Słyszysz natomiast to, poruczniku Dallas, że ten gentleman z Wirginii jest nadętym aroganckim dupkiem. Na nieszczęście ten dupek ma władzę. Więc uważaj.
– Tak jest, sir.
Zerknął na zegarek, po czym wsunął raport i dyskietkę do szuflady, którą zamknął na klucz.
– Jeszcze zdążysz wypić kawę… i, poruczniku – dodał wstając. – Jeśli nie możesz spać, niech lekarz przepisze ci środki uspokajające. Chcę, żeby moi oficerowie zachowywali bystrość umysłu.
– Proszę się nie obawiać.
Senator Gerald DeBlass był niewątpliwie nadęty. Był bezsprzecznie arogancki. I po spędzeniu minuty w jego towarzystwie Ewa musiała przyznać, iż jest dupkiem.
Senator był zwalistym mężczyzną, mającym z sześć stóp wzrostu i ważącym około dwustu dwudziestu funtów. Jego jasna czupryna była przystrzyżona na jeża, przez co głowa wydawała się duża i okrągła. Miał ciemne oczy, które były niemal tak czarne jak krzaczaste brwi, duży nos i grube usta.
Miał ogromne dłonie i kiedy podał Ewie rękę na powitanie, zauważyła, że jest gładka i miękka jak u dziecka.
Przyprowadził ze sobą swego asystenta. Derrick Rockman był energicznym mężczyzną po czterdziestce. Choć miał prawie sześć stóp pięć cali wzrostu, Ewa uważała, że jest szczuplejszy od DeBlassa o jakieś dwadzieścia funtów. Schludny, zadbany; na jego prążkowanym garniturze i szaroniebieskim krawacie nie było ani jednej zmarszczki. Miał poważną twarz o atrakcyjnych harmonijnych rysach, a gdy pomagał swemu napuszonemu senatorowi zdjąć kaszmirowy płaszcz, jego ruchy były powściągliwe i opanowane.