Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Powinieneś zostać detektywem.

– Lubię swoją pracę. W każdym razie zaczajeni się zastanawiać, gdzie mogła je przechowywać. I przypomniałem sobie o skrytce depozytowej.

– Już to sprawdziliśmy. Dzięki, w każdym razie.

– Och! No, ale jak się do niej dostaniesz beze mnie? Sharon nie żyje. Ewa w ostatniej chwili powstrzymała się przed przerwaniem połączenia.

– Bez ciebie?

– No. Trzy lata temu poprosiła mnie, żebym podpisał się za nią przy otrzymywaniu skrytki. Powiedziała, że nie chce, by jej nazwisko znalazło się w spisie klientów.

Serce Ewy zaczęło walić młotem.

– Ale co jej to dało?

Charles uśmiechnął się nieśmiało i czarująco.

– Cóż, podałem ją za swoją siostrę. Mam jedną w Kansas City. Więc wpisaliśmy ją jako Annie Monroe. Wnosiła wszystkie opłaty za wynajmowanie skrytki, więc kompletnie o tym zapomniałem. Nie mam nawet pewności, czy ją zachowała, lecz pomyślałem, że może chciałabyś o tym wiedzieć.

– Gdzie jest ten bank?

– Na Manhattanie, przy Madison.

– Posłuchaj mnie, Charles. Jesteś w domu, prawda?

– Zgadza się.

– Zostań tam. Nigdzie się nie ruszaj. Będę u ciebie za piętnaście minut. Pojedziemy do banku, ty i ja.

– Jeśli tylko tyle mogę dla ciebie zrobić… Hej, dałem ci dobrą wskazówkę, słodka pani porucznik?

– Po prostu siedź w domu.

Wkładała już kurtkę, kiedy jej telełącze znowu zahuczało.

– Dallas.

– Tu oficer dyżurny. Dallas, ktoś chce z tobą rozmawiać. Obraz wyłączony. Ta osoba nie chce zostać zidentyfikowana.

– Ustaliliście, skąd dzwoni?

– Ustalamy.

– Zatem przełączcie. – Podniosła swoją torbę, gdy włączył się dźwięk. – Tu Dallas.

– Jest pani sama? – Rozległ się kobiecy, drżący głos.

– Tak. Chce pani, żebym jej pomogła?

– To nie była moja wina. Musi pani wiedzieć, że to nie była moja wina.

– Nikt pani nie wini. – Wyćwiczone ucho Ewy wychwyciło w głosie nieznajomej zarówno strach, jak i ból. – Po prostu proszę mi powiedzieć, co się stało.

– Zgwałcił mnie. Nie mogłam go powstrzymać. Ją także zgwałcił. Potem ją zabił. Mnie też mógł zabić.

– Proszę mi powiedzieć, gdzie pani jest? – Wpatrywała się w ekran, czekając na jakieś dane.

Urywany oddech, pojękiwanie.

– Powiedział, że to ma być tajemnica. Nie mogłam powiedzieć. Zabił ją, więc nie mogła powiedzieć. Teraz ja zostałam. Nikt mi nie uwierzy.

– Ja pani wierzę. Pomogę pani. Proszę mi powiedzieć… – Zaklęła, gdy połączenie zostało przerwane. – Skąd? – spytała przełączywszy się na oficera dyżurnego.

– Front Royal, Virginia. Numer siedem zero trzy, pięć pięć pięć, trzydzieści dziewięć zero osiem. Adres…

– Nie potrzebuję go. Połączcie mnie z kapitanem Ryanem Feeneyem z Wydziału Rozpoznania Elektronicznego. Szybko.

Dwie minuty to nie było wystarczająco szybko. Czekając Ewa omal nie wywierciła sobie dziury w skroni.

– Feeney, mam coś, i to naprawdę ważnego. – Co?

– Na razie nie mogę ci powiedzieć, ale jesteś mi potrzebny. Musisz pojechać po Charlesa Monroe.

– Chryste, Ewo, mamy go?

– Jeszcze nie. Monroe zaprowadzi cię do skrytki depozytowej Sharon. Dobrze się nim zajmij, Feeney. Jeszcze będzie nam potrzebny. I cholernie dobrze zajmij się tym, co znajdziesz w skrytce.

– Co zamierzasz zrobić?

– Muszę złapać samolot. – Przerwała połączenie, po czym zadzwoniła do Roarke'a. Straciła kolejne trzy cenne minuty, zanim pokazał się na monitorze.

– Miałem do ciebie dzwonić, Ewo. Wygląda na to, że będę musiał polecieć do Dublina. Może chciałabyś mi towarzyszyć?

– Roarke, potrzebny mi twój samolot. Natychmiast. Muszę jak najszybciej dostać się do Virginii. Jeśli będę korzystać z policyjnych albo publicznych środków transportu…

– Samolot będzie czekał na ciebie. Terminal C, wejście 22. Zamknęła oczy.

– Dzięki. Jestem twoją dłużniczką.

Jej wdzięczność trwała, dopóki nie przybyła na miejsce i nie ujrzała czekającego na nią Roarke'a.

– Nie mam czasu na rozmowę – powiedziała oschle. Jej długie nogi błyskawicznie pokonywały odległość między wejściem a windą.

– Pogadamy podczas lotu.

– Nie lecisz ze mną. To oficjalne…

– To jest mój samolot, pani porucznik – przerwał jej łagodnie, gdy drzwi kabiny zamknęły się i winda zaczęła cicho sunąć w górę.

– Czy zawsze musisz stawiać warunki?

– Tak. Ale tym razem jest inaczej, niż myślisz. Właz otworzył się. Steward już na nich czekał.

– Witamy na pokładzie, sir, pani porucznik. Czy podać państwu coś do picia?

– Nie, dziękuję. Powiedz pilotowi, żeby startował, gdy tylko dostanie pozwolenie. – Roarke zajął swoje miejsce; Ewa stała pieniąc się ze złości. – Nie wystartujemy, dopóki nie usiądziesz i nie zapniesz pasów.

– Myślałam, że wybierasz się do Irlandii. – Mogła próbować się z nim kłócić albo po prostu usiąść.

– Tamta podróż może poczekać. Ta nie. Ewo, zanim przedstawisz mi swoje stanowisko, pozwól, że wyjaśnię ci moje. Jedziesz do Virginii w dużym pośpiechu. To sugeruje, że masz nowe informacje w sprawie DeBlass. Beth i Richard są moimi przyjaciółmi, oddanymi przyjaciółmi. Nie mam wielu oddanych przyjaciół, ty też nie. Postaw się w mojej sytuacji. Co byś zrobiła?

Zabębniła palcami o oparcie fotela, gdy samolot zaczął kołować.

– To nie jest sprawa osobista.

– Dla ciebie nie. Dla mnie szalenie osobista. Beth skontaktowała się ze mną, jeszcze zanim kazałem przygotować samolot. Poprosiła, żebym przyjechał.

– Dlaczego?

– Nie chciała powiedzieć. Nie musiała – wystarczyło, że poprosiła. Ewie trudno było czynić mu zarzut z tego, że jest lojalny.

– Nie mogę cię zatrzymać, ale ostrzegam, to sprawa wydziału.

– A w wydziale wrze od samego rana – rzekł spokojnym głosem – z powodu pewnej informacji, która przedostała się do prasy z niewiadomego źródła.

Wypuściła z sykiem powietrze. Nie da się zapędzić w kozi róg.

– Jestem ci wdzięczna za pomoc.

– Wystarczająco mocno, by mi powiedzieć, jaki będzie tego wynik?

– Wydaje mi się, że facet wyleci z pracy jeszcze dzisiaj. – Niespokojnie poruszyła ramionami, wyglądając przez okno; chciała jak najszybciej dolecieć na miejsce. – Simpson będzie próbował zwalić całą winą na firmę, która prowadziła jego księgi rachunkowe. Nie sądzę, żeby mu się to udało. Policja skarbowa oskarży go o przestępstwo podatkowe. Sądzę, że wewnętrzne śledztwo ujawni, skąd brał pieniądze. Biorąc pod uwagę wyobraźnię Simpsona, obstawiam łapówki.

– I szantaż?

– Och, to on jej płacił. Zdążył to potwierdzić, zanim jego adwokat poradził mu milczenie. I będzie się tego trzymał, gdy tylko uświadomi sobie, że przyznanie się do opłacania szantażystki jest o wiele mniej ryzykowne od przyznania się do udziału w morderstwie.

Wyjęła swój komunikator i poprosiła o połączenie z Feeneyem.

– Cześć, Dallas.

– Masz je?

Feeney podniósł niewielkie pudełko, tak by mogła je zobaczyć na malutkim ekranie.

– Wszystkie opisane i opatrzone datami. Wspomnienia z jakichś dwudziestu lat.

– Jedź od końca, zacznij od ostatniego wpisu. Powinnam dotrzeć do celu za jakieś dwadzieścia minut. Skontaktuję się z tobą, gdy tylko zbadam, jak wygląda sytuacja.

– Cześć, słodka pani porucznik. – Charles wsunął głowę w ekran i uśmiechnął się do niej promiennie. – Jak się spisałem?

– Świetnie. Dzięki. Ale na razie zapomnij o skrytce depozytowej, pamiętnikach, wszystkim.

– Jakich pamiętnikach? – powiedział mrugając do niej. Przesłał jej pocałunek, zanim Feeney odepchnął go łokciem.

– Wracam do Centrali. Będziemy w kontakcie.

– Rozmowa skończona. – Ewa wyłączyła się i wsunęła komunikator z powrotem do kieszeni.

Roarke odczekał chwilę.

– Słodka pani porucznik?

– Zamknij się, Roarke. – Przymknęła oczy, by okazać mu lekceważenie, lecz nie była w stanie stłumić triumfalnego uśmiechu.

Kiedy wylądowali, musiała przyznać, że nazwisko Roarke'a działa szybciej niż odznaka. W ciągu paru minut byli we wspaniałym wynajętym samochodzie i mknęli do Front Royal. Roarke sam prowadził i robił to doskonale.

59
{"b":"107140","o":1}