Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Trzeba znowu posłużyć się dedukcją, pomyślała. Na biurku rozłożyła zdjęcia obu ofiar. Teraz znała dokładnie obie te kobiety.

Może po nocy spędzonej z Roarke'em lepiej zrozumie motywy ich postępowania.

Seks jest potężnym narzędziem, które można samemu wykorzystać albo które może zostać wykorzystane przeciwko tobie. Obie te kobiety chciały nim władać, mieć nad nim kontrolę. W rezultacie seks je zabił.

Oficjalną przyczyną śmierci była kula w mózgu, lecz Ewa uważała, że pociągnięto za spust z powodu seksu.

To był jedyny związek między ofiarami i jedyne ogniwo łączące je z mordercą.

W zamyśleniu podniosła trzydziestkę ósemkę. Teraz wyglądała swojsko w jej ręce. Wiedziała dokładnie, co się czuje, gdy się z niej strzela, jaki jest jej odrzut. Jaki dźwięk wydaje przy strzale.

Nie wypuszczając broni z ręki, uruchomiła dyskietkę i jeszcze raz obejrzała scenę śmierci Sharon DeBlass.

Co czułeś, ty skurwielu? – zastanowiła się. Co czułeś, kiedy nacisnąłeś spust i władowałeś w nią ołowiane kulę, kiedy trysnęła krew, kiedy wybałuszyła martwe oczy?

Co czułeś?

Zmrużyła oczy i jeszcze raz obejrzała dyskietkę. Teraz już była prawie całkowicie uodporniona na obmierzłość tej sceny. W pewnym miejscu zauważyła lekkie zachwianie obrazu, jakby potrącił kamerę.

Czy twoja ręka drgnęła? – zastanowiła się. Czy byłeś zszokowany tym, że jej ciało zostało odrzucone do tyłu, że krew bryznęła tak daleko?

Czy dlatego usłyszała cichy, gwałtowny wdech, a po nim powolny wydech, zanim obraz się zmienił?

Co czułeś? – spytała znowu. Odrazę, radość, czy miałeś po prostu zimną satysfakcję?

Przybliżyła wzrok do monitora. Sharon była teraz starannie ułożona, kamera filmowała ją obiektywnie i tak, pomyślała Ewa, zimno.

Zatem skąd to drgnięcie? Skąd ten gwałtowny oddech?

I wiadomość. Podniosła zabezpieczoną przez policję kartkę i jeszcze raz ją przeczytała. Skąd wiesz, że zadowoli cię zabicie sześciu? Już je sobie upatrzyłeś? Wybrałeś?

Niezadowolona wymieniła dyskietkę i odłożyła trzydziestkę ósemkę. Wprowadziwszy dyskietkę z Lola Starr, wzięła do ręki drugą broń i powtórzyła całą operację.

Tym razem nie zauważyła żadnego drgnięcia. Żadnego gwałtownego oddechu. Wszystko było wygładzone, dokładne, precyzyjne. Tym razem wiedziałeś, jak będziesz się czuł, jak ona będzie wyglądała i jak będzie pachniała krew.

Lecz jej nie znałeś. Albo ona nie znała ciebie. Byłeś po prostu Johnem Smithem, który figurował w jej terminarzu jako nowy klient.

Dlaczego twój wybór padł właśnie na nią? I w jaki sposób wybierzesz następną ofiarę?

Tuż przed dziewiątą, kiedy Feeney zapukał do drzwi, studiowała plan Manhattanu. Stanął za nią, pochylił się nad jej ramieniem i chuchnął pastylkami miętowymi.

– Zastanawiasz się nad miejscem kolejnego zabójstwa?

– Badam teren. Rozszerz obraz o pięć procent – nakazała komputerowi, który natychmiast spełnił jej polecenie. – Pierwsze morderstwo, drugie morderstwo – rzekła wskazując maleńkie czerwone światełka pulsujące na Broadwayu i w West Yillage. – Mój dom. – Zielone światełko pulsowało tuż obok Ninth Avenue.

– Twój dom?

– Wie, gdzie mieszkam. Był tam dwa razy. To są trzy miejsca, które odwiedził. Miałam nadzieję, że będę w stanie ograniczyć obszar jego działania, ale to niemożliwe. Na dodatek te systemy bezpieczeństwa. – Pozwoliła sobie na ciche westchnienie, siadając wygodnie na krześle. – Trzy różne systemy. W domu Stan właściwie nie było żadnego. Elektroniczny portier nie funkcjonował, i to, według zeznań mieszkańców, od paru tygodni. DeBlass miała najlepszy z możliwych – klucz elektroniczny; płytka odczytująca Unie papilarne dłoni, zabezpieczenie całego budynku w audio i video. Musiał zostać częściowo unieruchomiony. Przerwa w inwigilacji budynku dotyczy tylko jednej windy i korytarza, w którym znajdowało się mieszkanie ofiary. Mój nie jest taki wymyślny. Mogłabym włamać się do środka, każdy przyzwoity fachowiec mógłby to zrobić. Ale w drzwiach do mieszkania mam zainstalowany zamek policyjny – System Pięć Tysięcy. Trzeba być prawdziwym fachowcem, żeby go otworzyć, nie znając kodu głównego.

Bębniąc palcami o blat biurka, popatrzyła groźnie na plan miasta.

– Jest ekspertem od systemów zabezpieczających, zna się na broni – starej broni, Feeney. Orientuje się w sprawach wydziału na tyle dobrze, by po upływie paru godzin od pierwszego morderstwa wiedzieć, że przydzielono mi prowadzenie śledztwa. Nie zostawia odcisków palców ani nasienia. Nawet cholernego włoska łonowego. Jak sądzisz, kto to może być?

Feeney wciągnął powietrze przez zęby, przechylił się do tyłu na obcasach.

– Glina. Wojskowy. Może członek organizacji paramilitarnej albo pracownik rządowej służby bezpieczeństwa. Może hobbista rozpracowujący dla przyjemności systemy bezpieczeństwa; jest mnóstwo takich ludzi. Ewentualnie zawodowy kryminalista, ale to mało prawdopodobne.

– Dlaczego?

– Jeśli facet żyje z przestępstw, to po co miałby mordować? Żadne z tych zabójstw nie przyniosło mu korzyści materialnych.

– Więc robi sobie wakacje – powiedziała Ewa, ale wcale nie była o tym przekonana.

– Możliwe. Poprosiłem MCIPK o dane dotyczące notorycznych przestępców seksualnych. Sposób działania żadnego z nich nie pasuje do naszego mordercy. Przejrzałaś już ten raport? – spytał wskazując na informację przesłaną przez MCIPK.

– Nie. Dlaczego?

– Ja rzuciłem nań okiem dziś rano. Może cię to zdziwi, ale w zeszłym roku było około stu napadów z bronią w ręku na terenie całego kraju. I mniej więcej tyle samo incydentów przypadkowego użycia broni. – Szarpnął ramieniem. – Nielegalny przemyt, własna produkcja, czarny rynek, kolekcjonerzy.

– Ale nikt nie pasuje do naszego zabójcy.

– Nie. – Żuł w zamyśleniu gumę. – Musimy także wykluczyć znanych policji zboczeńców, chociaż przejrzenie danych jest naprawdę pouczające. Mam swojego faworyta. Faceta z Detroit, który zabił cztery razy, zanim go złapali. Podrywał dziewczynę i szedł z nią do jej mieszkania. Usypiał ją, potem rozbierał i spryskiwał od stóp do głów fosforyzującą czerwoną farbą.

– Dziwne.

– Zabójcze. Skóra nie mogła oddychać, więc dziewczyna się dusiła, a kiedy umierała, zabawiał się z nią. Nie przelatywał jej, nie było śladów spermy ani próby gwałtu. Po prostu przebiegał swymi małymi rozgorączkowanymi rękami po jej ciele.

– Chryste, to wariat.

– Zgadza się. Ale wiesz, przy jednej trochę za bardzo się napalił, trochę za bardzo się niecierpliwił i zaczął ją pieścić, zanim farba wyschła. Starł z niej część farby i niedoszła ofiara zaczęła odzyskiwać przytomność. Facet przeraził się i uciekł. Ale nasza dziewczyna, choć była naga, pokryta farbą i ledwo trzymała się na nogach, wpadła we wściekłość, wydostała się na ulicę i zaczęła wrzeszczeć. Przyjechał patrol, szybko połapał się w sytuacji, bo dziewczyna świeciła niczym laser, i rozpoczął standardowe poszukiwania. Nasz chłoptaś był zaledwie parę domów dalej. Więc go złapali…

– Przestań.

– Z czerwonymi od farby łapami – powiedział Feeney ze złośliwym uśmiechem. – Niezłe, co? Złapali go z czerwonymi łapami. – Gdy Dallas tylko przewróciła oczami, Feeney doszedł do wniosku, że chłopaki z jego wydziału bardziej docenią tę opowieść.

– Tak czy inaczej, możemy mieć do czynienia ze zboczeńcem. Sprawdzę wszystkich zboczeńców i prostytutki. Może szczęście nam dopisze. Bardziej odpowiada mi pomysł, że zrobił to ktoś z nich, niż że tak bawi się glina.

– Mnie też. – Zacisnąwszy usta, obróciła się i spojrzała na niego. – Feeney, masz małą kolekcję starej broni palnej, znasz się na niej.

Wyciągnął ręce, przyciskając do siebie nadgarstki.

– Przyznaję się. Możesz mnie aresztować. Omal się nie uśmiechnęła.

– Znasz jeszcze jakiegoś gliniarza, który kolekcjonuje broń?

– Jasne, nawet kilku. To kosztowne hobby, więc ci, których znam, zbierają w większości kopie. A skoro mowa o kosztownych upodobaniach – dodał wskazując na jej rękaw. – Ładna koszula. Dostałaś podwyżkę?

38
{"b":"107140","o":1}