Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Masz dobre oko. – Był pod wrażeniem, ale mówił łagodnym głosem. – Oczywiście, strzelanie do tarczy to zupełnie co innego niż strzelanie do człowieka. Nawet jego surogatu.

Wyzwanie? – zastanowiła się. Cóż, była gotowa je przyjąć.

– Ile strzałów mi pozostało?

– Załadujemy cały magazynek. – Zaprogramował nową serię. Powodowany ciekawością wybrał trudniejszą wersję. – Gotowa?

Obrzuciła go szybkim spojrzeniem i złożyła się do strzału.

– Taak.

Pierwszą postacią była starsza kobieta ściskająca w obu rękach torbę z zakupami. Ewa omal nie strąciła głowy przygodnego widza, zanim jej palec znieruchomiał. Mechanizm drgnął w lewo i zastrzeliła rabusia, zanim zdążył walnąć łomem starą kobietę. Lekkie ukłucie w lewe biodro zmusiło ją do ponownego przesunięcia się i zabicia łysego mężczyzny, który trzymał broń podobną do jej własnej.

Potem szybko pojawili się następni.

Roarke patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Nie, ani razu nie drgnęła, pomyślał. Cały czas miała obojętne szklane oczy. Oczy gliny. Wiedział, że ma przyśpieszony puls, a poziom adrenaliny gwałtownie się zwiększył. Jej ruchy były szybkie, ale tak zręczne i wprawne jak ruchy tancerki. Szczęki miała zaciśnięte, ręce pewnie trzymały broń.

I pożądał jej, uświadomił sobie, rozpaczliwie jej pożądał.

– Dwa razy mnie trafili – powiedziała niemal do siebie. Sama otworzyła komorę i załadowała broń, przypominając sobie, jak Roarke to robił. – Raz w biodro, raz w brzuch. To znaczy, że nie żyję, albo jestem ciężko ranna. Włącz jeszcze jedną serię.

Spełnił jej prośbę, po czym wcisnął ręce do kieszeni i patrzył, jak strzela.

Kiedy skończyła, powiedziała, że chciałaby wypróbować szwajcarski model. Uznała, że bardziej jej odpowiada pod względem ciężaru i skuteczności. Z pewnością ma przewagę nad rewolwerem, pomyślała. Jest szybszy, skuteczniejszy, ma większą siłę rażenia, a załadowanie go trwa zaledwie parę sekund.

Ani jeden, ani drugi nie leżał tak wygodnie w dłoni jak laser, ale oba egzemplarze uznała za prymitywne i przerażająco skuteczne.

Po ich użyciu pozostawały podziurawione ciała i lejąca się strumieniami krew, przez co śmierć zamieniała się w prawdziwą makabrę.

– Trafili cię? – spytał Roarke.

Mimo że obrazy zniknęły, wciąż wpatrywała się w ścianę, gdyż postacie nadal przesuwały się w jej umyśle.

– Nie. Nic mi się nie stało. Co one robią z ciałem? – spytała cicho, odkładając broń. – Jak można było ich używać, być zmuszonym do używania ich dzień po dniu, wiedząc, że mogą być użyte przeciwko tobie? Kto mógłby stawić temu czoło – zastanowiła się - i pozostać przy zdrowych zmysłach?

– Ty byś mogła. – Zdjął okulary i wyjął kulki z uszu. – Wrażliwe sumienie i poświęcenie się pracy nie są równoznaczne z jakimś rodzajem słabości. Przeszłaś przez testy. Drogo cię to kosztowało, ale przez nie przeszłaś.

Ostrożnie odłożyła swoje ochraniacze.

– Skąd wiesz?

– Skąd wiem, że miałaś dzisiaj badania? Mam znajomości. Skąd wiem, ile cię to kosztowało? – Uniósł jej podbródek. – Bo widzę – rzekł cicho. – Twoje serce walczy z twoją głową. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, że właśnie dlatego jesteś taka dobra w swojej pracy. Ani że dlatego tak mnie fascynujesz.

– Nie próbuję cię fascynować. Staram się znaleźć człowieka, który strzelał z broni, jakiej przed chwilą użyłam; nie dla obrony, ale dla przyjemności. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Ty nim nie jesteś.

– Nie, nie jestem.

– Ale coś wiesz.

Zanim opuścił rękę, opuszkiem kciuka musnął dołek w jej policzku.

– Może. – Podszedł do stołu, nalał kawę. – Dwudziestowieczna broń, dwudziestowieczne zbrodnie, dwudziestowieczne motywy.

– Zerknął na nią. – Mógłbym ci pomóc je znaleźć.

– Do tego wystarczy prosta dedukcja.

– Ale powiedz mi, pani porucznik, czy potrafisz bawić się w gry dedukcyjne dotyczące historii, czy jesteś zbyt mocno związana ze współczesnością?

Sama się nad tym zastanawiała.

– Jestem elastyczna.

– Nie, ale jesteś bystra. Ten, kto zabił Sharon, zna i darzy sentymentem przeszłość, a może nawet ma obsesję na jej punkcie.

– Jego brew uniosła się drwiąco. – Ja dobrze znam pewne fragmenty przeszłości i niewątpliwie darzę je sentymentem. Czy to obsesja?

– Wzruszył niedbale ramieniem. – Sama będziesz musiała ocenić.

– Pracuję nad tym.

– Jestem tego pewien. Przeprowadźmy wywód logiczny w starym stylu, żadnych komputerów, żadnych analiz technicznych. Najpierw przyjrzyjmy się ofierze. Uważasz, że Sharon była szantażystką. I to pasuje. Była rozzłoszczoną, zbuntowaną kobietą, która pragnie władzy. I chce być kochana.

– Wywnioskowałeś to wszystko z przebiegu waszych dwóch spotkań?

– Owszem. – Podał jej kawę. – I z rozmów z ludźmi, którzy ją znali. Przyjaciele i znajomi uważali ją za fantastyczną, energiczną kobietę, ale skrytą. Kobietę, która opuściła rodzinę, a mimo to często o niej myślała. Dziewczynę, która lubiła szaleć, a jednak często pogrążała się w zadumie. Wydaje mi się, że wnioski z twojego i mojego dochodzenia są w dużej mierze zbieżne.

Zatrzęsła się ze złości.

– Nie wiedziałam, że bierzesz udział w śledztwie, Roarke.

– Beth i Richard są moimi przyjaciółmi. Traktuję poważnie swoje przyjaźnie. Oni się martwią, Ewo. Nie chcę, aby Beth wciąż się obwiniała.

Przypomniała sobie jej niespokojne oczy i nerwowe ruchy. Westchnęła.

– W porządku, mogę się na to zgodzić. Z kim rozmawiałeś?

– Z przyjaciółmi, jak powiedziałem, ze znajomymi, z ludźmi związanymi z nią zawodowo. – Odstawił filiżankę, gdy Ewa wypiła swoją kawę i zaczęła chodzić po pokoju. – To dziwne, że na temat jednej kobiety krąży tak wiele różnych opinii i spostrzeżeń. Jeden ci powie, że Sharon była lojalna i wspaniałomyślna. Inny, że była mściwa i wyrachowana. Jeszcze inny uważa ją za nałogową bywał – czynię przyjęć, która ciągle szukała nowych wrażeń, a od następnego usłyszysz, że wieczory lubiła spędzać samotnie w domu. Niezła aktorka z tej naszej Sharon.

– Przybierała różne twarze dla różnych ludzi. To dość częsty przypadek.

– Którą twarz, czy też którą rolę, zabił? – Roarke wyjął papierosa, zapalił go. – Szantaż. – W zadumie wydmuchał aromatyczny kłąb dymu. – Mogła być w tym dobra. Lubiła wyciągać ludzi na zwierzenia i zapewne robiła to z dużym wdziękiem.

– Ciebie też nim wabiła.

– Dość uporczywie. – Znowu uśmiechnął się niedbale. – Nie byłem przygotowany do zdradzania informacji w zamian za seks. Nawet gdyby nie była córką mojej przyjaciółki i prostytutką, nie przemówiłaby do moich uczuć. Wolę inny typ kobiet. – Jego wzrok znowu spoczął w zamyśleniu na Ewie. – Albo tak mi się wydawało. Nadal nie rozumiem, dlaczego uczuciowa, zaganiana, wybuchowa kobieta tak niespodziewanie przemówiła do mojego serca. Wypiła jeszcze łyk kawy i popatrzyła na niego znad filiżanki.

– To nie jest pochlebne.

– Bo nie miało być. Chociaż jak na kogoś, kto ma ślepawego fryzjera i kto nie zwraca uwagi na modę, wyglądasz zadziwiająco ładnie.

– Nie mam fryzjera ani czasu, żeby latać po sklepach. – Ani ochoty, pomyślała, żeby o tym rozmawiać. – Wracając do sprawy. Jeśli Sharon DeBlass została zamordowana przez jedną z szantażowanych przez siebie osób, to gdzie tu miejsce dla Loli Stan?

– Problem, prawda? – Roarke w zamyśleniu zaciągnął się dymem.

– Wydaje się, że nie miały ze sobą nic wspólnego, poza wybranym przez siebie zawodem. Wątpliwe, żeby się znały albo miały tych samych klientów. Jednak był ktoś, kto znał je obie, przynajmniej przelotnie.

– Ktoś, kto wybrał je obie. Roarke uniósł brew, kiwnął głową.

– Lepiej to ujęłaś.

– Co miałeś na myśli, mówiąc, że nie wiem, w co się ładuję? Jego wahanie było tak krótkie, tak dobrze ukryte, że trudno było je zauważyć.

– Nie jestem pewien, czy rozumiesz, jaką DeBlass ma władzę. Skandal wywołany morderstwem jego wnuczki może jeszcze ją zwiększyć. Chce zostać prezydentem i narzucić naszemu – i nie tylko – społeczeństwu normy moralne.

34
{"b":"107140","o":1}