Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Dlaczego?

– Możliwość oglądania i korzystania z mojej kolekcji mają tylko ci, którzy potrafią ją docenić.

– Jak dużo egzemplarzy kupujesz na czarnym rynku?

– Glina w każdym calu. – Błysnął szerokim uśmiechem. – Kupuję wyłącznie z legalnych źródeł. – Zerknął na jej konduktorkę. – Przynajmniej wtedy, gdy masz włączony magnetofon.

Nie mogła stłumić uśmiechu. Oczywiście, że miała włączony magnetofon. I oczywiście wiedział o tym. Tak bardzo była ciekawa, że otworzyła torbę, wyjęła rejestrator dźwięku i wyłączyła go.

– A urządzenie zapasowe? – spytał natychmiast.

– Jesteś za sprytny, źle na tym wyjdziesz. – Wsunęła rękę do kieszeni. Urządzenie zapasowe było niemal tak cienkie jak kartka papieru. Unieruchomiła je kciukiem. – A co z twoim systemem ochrony? – Rozejrzała się po windzie, gdy drzwi się otworzyły. – Urządzenia inwigilujące są zainstalowane w każdym kącie.

– Jasne. – Znowu wziął ją za rękę i wyciągnął z windy.

Pokój miał wysoki sufit i był zadziwiająco skromny, biorąc pod uwagę zamiłowanie Roarke'a do komfortu. Gdy tylko weszli do środka, zapaliły się światła, oświetlając gładkie, pomalowane na piaskowy kolor ściany, rząd prostych krzeseł z wysokimi oparciami i stoliki, gdzie postawiono już tacę ze srebrnym dzbankiem do kawy i porcelanowymi filiżankami.

Nie zwracając na nie uwagi, Ewa podeszła do długiego, błyszczącego, czarnego pulpitu sterowniczego.

– Do czego to służy?

– Do różnych rzeczy. – Roarke odłożył przyniesioną z góry kaburę. Przycisnął dłoń do ekranu identyfikacyjnego, który rozjaśnił się łagodnym zielonym blaskiem, gdy rysunek dłoni Roarke'a został odczytany i zaakceptowany, po czym zapaliły się światełka i tarcze.

– Trzymam tu zapas amunicji. – Wcisnął szereg guzików. Otworzyła się gablotka ukryta w podstawie konsoli. – To ci się przyda. – Z drugiej gablotki wyjął woskowe kulki do zatykania uszu oraz okulary ochronne.

– To jak hobby? – spytała Ewa, zakładając okulary. Małe przezroczyste soczewki dokładnie osłaniały jej oczy, woskowe kulki idealnie pasowały do uszu.

– Tak. Jak hobby.

Jego głos przebił się słabym echem przez jej ochraniacze, odgradzające ją od wszystkich innych dźwięków. Wybrał trzydziestkę ósemkę, załadował.

– W połowie dwudziestego wieku to była standardowa broń policyjna. Pod koniec drugiego milenium preferowano kaliber dziewięć milimetrów.

– RS – pięćdziesiąt były uważane za oficjalną broń podczas Rewolty Miejskiej i przetrwały aż do trzeciej dekady dwudziestego pierwszego wieku.

Zadowolony uniósł brew.

– Odrabiasz pracę domową.

– Cholernie dokładnie. – Spojrzała na broń, którą trzymała w ręce.

– Żeby zrozumieć sposób myślenia zabójcy.

– Zatem zdajesz sobie sprawę, że ręczny laser, który masz przymocowany z boku, zyskał powszechne uznanie dopiero jakieś dwadzieścia pięć lat temu.

Marszcząc lekko brwi, patrzyła, jak załadował bębenek.

– Laser nowej generacji wchodzi w skład standardowego wyposażenia policji od dwa tysiące dwudziestego trzeciego. Nie zauważyłam żadnego lasera w twoich zbiorach.

Popatrzył na nią, w jego oczach malowało się rozbawienie.

– To zabawki tylko dla glin. Posiadanie ich jest nielegalne, pani porucznik, nawet dla kolekcjonerów. – Wcisnął przycisk. Na przeciwległej ścianie wyświetlono z hologramu obraz. Widoczna na nim postać tak łudząco przypominała żywego człowieka, że Ewa zamrugała oczami i wytężyła wzrok, zanim zorientowała się, o co chodzi.

– Świetny obraz – mruknęła, przyglądając się potężnemu, muskularnemu mężczyźnie trzymającemu broń, której nie potrafiła zidentyfikować.

– Ten człowiek jest kopią typowego dwudziestowiecznego bandyty. Trzyma w ręce AK – czterdzieści siedem.

– Racja. – Przyjrzała mu się mrużąc oczy. Wyglądał bardziej przerażająco niż na zdjęciach i kasetach video, które widziała.

– Bardzo popularny wśród miejskich gangów i handlarzy narkotyków.

– Chętnie wykorzystywany podczas napadów – mruknął Roarke.

– Wygodny w użyciu. Gdy uruchomię hologram i on trafi do celu, poczujesz lekkie szarpnięcie. Raczej jakby cię poraził prąd o niewielkim napięciu niż jakbyś została postrzelona. – Chcesz spróbować?

– Ty pierwszy.

– Świetnie. – Roarke uruchomił obraz. Bandyta na hologramie rzucił się do przodu, unosząc broń. Natychmiast włączyły się efekty dźwiękowe.

Przerażona piekielnym hałasem Ewa zrobiła gwałtowny krok do tym. Opryskliwe, sprośne wyrazy, łoskot uliczny, przerażająco szybki wystrzał z broni.

Przyglądała się z rozdziawionymi ustami, jak obraz bluznął czymś, co aż za bardzo przypominało krew. Wydawało się, że buchnie ona także z szerokiej piersi, gdy mężczyzna poleciał do tyłu. Broń wypadła mu z ręki. Potem wszystko zniknęło.

– Chryste!

Trochę zdziwiony, że się przed nią popisywał niczym dzieciak w salonie gier, Roarke opuścił broń.

– Trudno sobie wyobrazić, jaką krzywdę może wyrządzić taka broń, jeśli obraz nie jest wystarczająco realistyczny.

– Chyba tak. – Musiała przełknąć ślinę. – Czy trafił w ciebie?

– Tym razem nie. Oczywiście, gdy jest jeden na jednego, a ty możesz przewidzieć każdy ruch swego przeciwnika, nietrudno jest wygrać swoją kolejkę.

Roarke nacisnął jeszcze parę guzików i zabity bandyta znowu się pojawił, cały, gotowy dalej walczyć. Roarke automatycznie złożył się do strzału. Niczym stary glina, pomyślała Ewa. Albo, posługując się jego słowami, doświadczony bandyta.

Nagle mężczyzna rzucił się do przodu i gdy Roarke strzelił, w krótkich odstępach czasu pojawiły się inne postaci. Mężczyzna z jakąś ohydną krótką bronią, burkliwa kobieta celująca ze strzelby z długą lufą – Magnum kaliber 44, doszła do wniosku Ewa – małe przerażone dziecko, które niosło piłkę.

Błyskali, strzelali, przeklinali, wrzeszczeli, krwawili. Kiedy wszystko się skończyło, dziecko siedziało samotnie na ziemi, zalewając się łzami.

– Strzelając na chybił trafił, tak jak teraz, jest o wiele trudniej trafić – powiedział Roarke. – Dostałem w ramię.

– Co? – Ewa zamrugała oczami, znowu skupiając na nim wzrok. – Twoje ramię…

Uśmiechnął się do niej szeroko.

– Nie martw się, kochanie. To tylko powierzchowna rana. Serce waliło jej jak dzwon, choć próbowała sobie tłumaczyć, że to absurdalna reakcja.

– Piekielna zabawka, Roarke. Czas na prawdziwą grę i zabawę. Często grasz?

– Od czasu do czasu. Jesteś gotowa, żeby spróbować?

Ewa doszła do wniosku, że jeśli uporała się z rzeczywistością wirtualną, upora się i z tym.

– Tak, włącz coś na chybił trafił.

– To w tobie podziwiam, pani porucznik. – Roarke wybrał amunicję, załadował broń. – Tę bezustanną chęć działania. Ale najpierw zrobimy suchą zaprawę.

Wysunął zwykłą tarczę – koła i oczy byka. Stanął za Ewą, włożył jej trzydziestkę ósemkę w dłonie i trzymał je dalej. Przycisnął policzek do jej policzka.

– Musisz wycelować, gdyż ten pistolet nie wyczuwa ciepła i ruchu, tak jak twoja broń. – Ustawiał jej ręce, dopóki nie znalazł właściwej pozycji. – Kiedy będziesz gotowa do strzału, naciśnij spust, nie pompuj go. Poczujesz lekkie szarpnięcie. On nie jest taki łagodny i cichy jak twój laser.

– Rozumiem – mruknęła. – Głupotą było reagowanie na dotyk jego rąk, jego ciała, przyciskającego się do jej pleców, na jego zapach. – Dusisz mnie.

Przekręcił głowę wystarczająco mocno, by musnąć wargami płatek jej ucha. To było niewinne dotknięcie, miłe jak pieszczota dziecka.

– Wiem. Musisz być przygotowana na to, że sprawi ci to większą trudność niż zwykle. Twoją reakcją może być wahanie. Nie dopuść do tego.

– Nie waham się. – Na dowód czego nacisnęła spust. Ręce jej drgnęły, co ją zirytowało. Strzeliła drugi raz, i trzeci; trafiła zaledwie o cal od środka tarczy. – Jezu, czujesz to, prawda? – Poruszyła ramionami, zafascynowana sposobem, w jaki się ułożyły, dopasowując się do broni w jej rękach.

33
{"b":"107140","o":1}