Drzwi otworzyły się i Rockman, ubrany w elegancki garnitur w cieniutkie paseczki, kiwnął głową.
– Dobra pamięć przynosi korzyści w polityce, kapitanie Feeney. Pani porucznik Dallas – dodał kiwając ponownie głową. – Dziękuję, że tak szybko państwo przyjechali.
– Nie miałam pojęcia, że senator i mój szef są ze sobą tak blisko – powiedziała Ewa, wchodząc do środka. – Ani że obaj będą tak chętnie tracili pieniądze podatników.
– Pewnie obaj uważają, że sprawiedliwość jest bezcenna. – Rockman poprowadził ich do biurka z drzewa czereśniowego, z pewnością bezcennego, przy którym siedział DeBlass.
Senator, o ile Ewa mogła się zorientować, skorzystał na zmianie klimatu politycznego kraju, który jej zdaniem stał się zbyt umiarkowany, oraz na odwołaniu Projektu Ustawy o Dwóch Kadencjach. Obowiązujące prawo pozwalało politykowi sprawować dożywotnio swój urząd. Jedyne, co musiał robić, to zmuszać swoich wyborców, by na niego głosowali.
DeBlass z pewnością czuł się tu jak u siebie w domu. Jego wyłożony boazerią gabinet był tak cichy jak katedra, i tak samo dostojny, z biurkiem przywodzącym na myśl ołtarz i krzesłami dla gości przypominającymi ławki w kościele.
– Proszę siadać – warknął i położył na biurku splecione ręce o dużych knykciach. – Z ostatnich informacji, jakie otrzymałem, wynika, że tak samo wam daleko do złapania tego potwora, który zamordował moją wnuczkę, jak tydzień temu. – Nastroszył groźnie swe ciemne brwi. – Trudno mi to zrozumieć, biorąc pod uwagę środki, jakimi dysponuje nowojorska policja.
– Senatorze. – Ewa przypomniała sobie zwięzłą instrukcję, jaką otrzymała od swego dowódcy: bądź taktowna, pełna szacunku i nie mów mu niczego, czego sam nie wie. – Wykorzystujemy te środki do prowadzenia śledztwa i zbierania dowodów. Chociaż nasz wydział nie jest jeszcze gotów do wydania nakazu aresztowania, robimy, co w naszej mocy, by zabójca pańskiej wnuczki stanął przed sądem. Daję tej sprawie absolutny priorytet i ma pan moje słowo, że będzie dla mnie najważniejsza, dopóki nie znajdę winnego.
Senator wysłuchał z najwyższym zainteresowaniem tej krótkiej przemowy. Potem pochylił się do przodu.
– Żyję na tym świecie dwa razy dłużej od pani i dobrze znam te pieprzone gadki – szmatki, pani porucznik. Więc niech mi pani nie mydli oczu. Nic pani nie ma.
Do diabła z taktem, postanowiła natychmiast Ewa.
– To, co mamy, senatorze DeBlass, to skomplikowane i delikatne śledztwo. Skomplikowane, jeśli weźmie się pod uwagę naturę zbrodni; delikatne, ze względu na drzewo genealogiczne ofiary. To mój dowódca doszedł do wniosku, że ja najlepiej nadaję się do prowadzenia tej sprawy. Ma pan prawo się z nim nie zgadzać. Ale odciąganie mnie od pracy po to, bym przyjeżdżała tutaj i tłumaczyła się z tego, co robię, jest stratą czasu. Mojego czasu. – Wstała. – Nie mam panu nic nowego do powiedzenia.
Widząc już oczami wyobraźni, jak oboje zostają wylani z pracy, Feeney także wstał, kłaniając się z szacunkiem.
– Na pewno pan zrozumie, senatorze, że prowadzenie śledztwa tak delikatnej natury często oznacza powolny postęp. Trudno pana prosić o obiektywizm, kiedy rozmawiamy o pana wnuczce, ale porucznik Dallas i ja nie mamy wyjścia, musimy być obiektywni.
Niecierpliwym machnięciem ręki DeBlass kazał im usiąść.
– Oczywiście, moje uczucia nie są tu bez znaczenia. Sharon odgrywała ważną rolę w moim życiu. Bez względu na to, kim się stała i jak bardzo byłem rozczarowany dokonanym przez nią wyborem drogi życiowej, w jej żyłach płynęła krew DeBlassów. – Zaczerpnął oddechu. – Nie mogę być i nie będę usatysfakcjonowany strzępami informacji, jakie do mnie docierają.
– Nic więcej nie mogę panu powiedzieć – powtórzyła Ewa.
– Może mi pani opowiedzieć o prostytutce, która została zamordowana dwa dni temu. – Rzucił wzrokiem na Rockmana.
– O Loli Starr – uzupełnił Rockman.
– Domyślam się, że pańskie źródła informacji o Loli Starr są tak samo wyczerpujące jak nasze. – Ewa postanowiła zwracać się bezpośrednio do Rockmana. – Owszem, uważamy, że istnieje związek między tymi dwoma morderstwami.
– Moja wnuczka mogła zejść na złą drogę – wtrącił się DeBlass – ale nie przestawała z takimi ludźmi jak Lola Starr.
Więc prostytutki mają własny system klasowy, pomyślała ze znużeniem Ewa. Co jeszcze było nowego?
– Nie ustaliliśmy czy się znały. Ale właściwie nie ma wątpliwości, że znały tego samego mężczyznę. I że ten mężczyzna je zabił. W obu przypadkach postępował według tego samego schematu. To nam pomoże go odnaleźć. Zanim, mam nadzieję, znowu zabije.
– Pani uważa, że to zrobi? – wtrącił Rockman.
– Jestem tego pewna.
– A broń mordercy – spytał DeBlass. – Była tego samego typu?
– To część schematu – powiedziała Ewa. Nic więcej mu nie zdradzi. – Istnieją niezaprzeczalne podobieństwa między tymi dwoma zabójstwami. Nie ma wątpliwości, że popełnił je ten sam człowiek.
Uspokoiwszy się trochę, Ewa znowu wstała.
– Senatorze, nie znałam pańskiej wnuczki i nie łączyły mnie z nią żadne więzy, ale żywię do mordercy osobistą urazę. Ścigam go. To wszystko, co mogę panu powiedzieć.
Przyglądał się jej przez chwilę. Zobaczył więcej niż spodziewał się zobaczyć.
– Świetnie, poruczniku. Dziękuję, że pani przyjechała.
Ewa uznała to za pożegnanie i razem z Feeneyem podeszła do drzwi. W lustrze zobaczyła, że DeBlass dał znak Rockmanowi, który odpowiedział lekkim skinieniem głową. Poczekała, dopóki nie wyszli z gabinetu, zanim się odezwała.
– Ten skurwiel zamierza nas śledzić.
– Hę?
– Goryl DeBlassa. Zamierza chodzić za nami jak cień.
– Po co, do diabła?
– Żeby zobaczyć, co zrobimy, dokąd pójdziemy. Po co śledzi się ludzi? Zgubimy go w centrum przewozowym – powiedziała Feeneyowi, zatrzymując taksówkę. – Miej oczy otwarte i zobacz, czy poleci za tobą do Nowego Jorku.
– Za mną? A ty dokąd się wybierasz?
– Zdaję się na swój nos.
To nie był trudny manewr. Zachodnie skrzydło Portu Lotniczego, gdzie odbywała się odprawa pasażerów, zawsze przypominało dom wariatów. Ale największe zamieszanie panowało tam w godzinach szczytu, kiedy wszyscy pasażerowie, którzy lecieli na północ, tłoczyli się w kolejce do kontroli osobistej, poganiani przez skomputeryzowane głosy.
Ewa po prostu zgubiła się w tym tłoku i wciśnięta w tłum ludzi dotarła do południowego skrzydła, gdzie złapała metro do Virginii.
Gdy usadowiła się w przedziale kolejki podziemnej, wyjęła kieszonkowy informator. Zapytała o adres Elizabeth Barrister, po czym poprosiła o instrukcje.
Jak dotąd miała dobrego nosa. Wsiadła do właściwego pociągu i czekała ją tylko jedna przesiadka w Richmond. Jeśli szczęście będzie jej nadal dopisywało, to zdąży do domu na kolację.
Podparłszy pięścią podbródek, bawiła się regulowaniem swego video. Ominęłaby wiadomości – jak to miała zwyczaj robić – ale kiedy aż za dobrze znajoma twarz pojawiła się na ekranie, przestała zmieniać kanały.
Roarke, pomyślała, mrużąc oczy. Ten facet pojawia się zupełnie niespodziewanie. Ściągnęła usta, włączyła dźwięk i włożyła słuchawkę do ucha.
– … w tym międzynarodowym projekcie, w który zostały zaangażowane multibiliony dolarów, Roarke Industries, Tokayamo i Europa zjednoczą się dla wspólnego celu – oświadczył mówca. – Trwało to trzy lata, ale wszystko wskazuje na to, że wreszcie rozpocznie się budowa tak bardzo oczekiwanego, tak bardzo kontrowersyjnego Kurortu Olimp.
Kurort Olimp, zamyśliła się Ewa, przebiegając myślą fakty. Raj dla bogatych i wysoko urodzonych, przypomniała sobie. Planowana stacja kosmiczna ma być zbudowana po to, by dostarczać przyjemności i rozrywek.
Żachnęła się. Czyż to nie jest w jego stylu, żeby marnować czas i pieniądze na tani blichtr?
Pomyślała, że jeśli nie straci swej szytej na miarę, jedwabnej koszuli, to zbije jeszcze większy majątek.
– Roarke – jedno pytanie, sir.
Patrzyła, jak Roarke, który schodził z wysokich marmurowych schodów, zatrzymał się i uniósł brew – dokładnie tak, jak zapamiętała.