– Chcesz mnie aresztować?
– Na razie nie.
– Więc dopóki tego nie zrobisz, dajmy sobie spokój z prawnikami. Pytaj.
Choć wbiła wzrok w jego oczy, wiedziała, że wepchnął ręce do kieszeni spodni. Ręce zdradzały emocje.
– Przedwczoraj w nocy – rzekła – między ósmą a dziesiątą wieczorem. Możesz powiedzieć, gdzie byłeś?
– Wydaje mi się, że wyszedłem stąd parę minut po ósmej. – Pewną ręką dotknął swego biurkowego terminarza. – Wyłączyłem monitor o 8:17, wyszedłem z budynku i pojechałem do domu.
– Pojechałeś – przerwała mu – czy zostałeś odwieziony?
– Pojechałem. Nie lubię trzymać pracowników w pogotowiu przez wiele godzin po to, by spełniali moje zachcianki.
– Masz cholernie demokratyczne zasady. – I cholernie nieprzydatne, pomyślała. Bardzo chciała, by miał alibi. – A potem?
– Nalałem sobie brandy, wziąłem prysznic, przebrałem się. Zjadłem późną kolację z przyjaciółką.
– Jak późną i z jaką przyjaciółką?
– Wydaje mi się, że przyjechałem około dziesiątej. Lubię być punktualny. Do domu Madeline Montmart.
Ewa natychmiast przypomniała sobie zgrabną blondynkę o zmysłowych ustach i migdałowych oczach.
– Madeline Montmart, tej aktorki?
– Tak. Chyba jedliśmy pieczone przepiórki, jeśli to ci w czymś pomoże.
Zignorowała jego pełną sarkazmu uwagę.
– Nikt cię nie widział między ósmą siedemnaście a dziesiątą wieczorem?
– Może ktoś z personelu, ale w końcu dobrze im płacę, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że powiedzą to, o co ich poproszę. - W jego głosie zabrzmiała nuta zdenerwowania. – Popełniono następne morderstwo, prawda?
– Lola Starr, licencjonowana prostytutka. Niektóre szczegóły zostaną przekazane mediom w ciągu godziny.
– A niektóre nie.
– Czy masz tłumik, Roarke? Wyraz jego twarzy nie zmienił się.
– Nawet kilka. Wyglądasz na wykończoną, Ewo. Całą noc byłaś na nogach?
– Miałam robotę. Masz szwedzki rewolwer SIG dwa – dziesięć, z mniej więcej tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego?
– Nabyłem taki jakieś sześć tygodni temu. Usiądź.
– Znałeś Lolę Starr? – Wyjęła z teczki fotografię, którą znalazła w mieszkaniu Loli. Piękna dziewczyna o twarzy elfa promieniała zuchwałą radością.
Roarke spojrzał na zdjęcie, gdy wylądowało na biurku. Jego oczy błysnęły gniewnie. Tym razem jego głos był przepełniony czymś, co Ewa uznała za litość.
– Jest za młoda, by dostać licencję.
– Skończyła osiemnaście lat cztery miesiące temu. Podanie złożyła w dniu swoich urodzin.
– Nie miała czasu, by zmienić zdanie, prawda? – Podniósł na Ewę oczy. Tak, była w nich litość. – Nie znałem jej. Nie korzystam z usług prostytutek. Ani dzieci. – Wziął do ręki zdjęcie i przez biurko podał je Ewie. – Usiądź.
– Czy kiedykolwiek…
– Siadaj, do cholery. – W nagłym przypływie złości chwycił ją za ramiona i popchnął na krzesło. Jej teczka przewróciła się i wypadły z niej zdjęcia Loli, która niczym nie przypominała tamtej zuchwałej, rozradowanej dziewczyny.
Mogła pierwsza je zgarnąć – miała tak samo dobry refleks jak on. Jednak pewnie chciała, żeby je zobaczył. Widać potrzebowała tego.
Przykucnąwszy, Roarke podniósł jedno ze zdjęć zrobionych na miejscu zbrodni. Popatrzył na nie.
– Jezus Maria – rzekł cicho. – Uważasz, że jestem zdolny do czegoś takiego?
– Nieważne, co myślę. Prowadzenie śledztwa… – Przerwała, czując na sobie jego gniewny wzrok.
– Uważasz, że jestem zdolny do czegoś takiego? – powtórzył ostrym jak brzytwa głosem.
– Nie, ale muszę wykonać swoją robotę.
– Masz obrzydliwą robotę. Pozbierała zdjęcia i schowała je do teczki.
– Czasami.
– Jak możesz spokojnie spać po zobaczeniu czegoś takiego? Wzdrygnęła się nerwowo. Zauważył to, mimo że błyskawicznie zapanowała nad sobą. Intrygowały go jej reakcje, ale zmartwił się, że sprawił jej przykrość.
– Mogę, bo wiem, że dorwę faceta, który to zrobił. Zejdź mi z drogi. Nie ruszając się z miejsca, położył rękę na jej zesztywniałej dłoni.
– Człowiek na moim stanowisku musi szybko i dokładnie oceniać ludzi. Patrząc na ciebie, widzę, że jesteś na granicy wytrzymałości nerwowej.
– Powiedziałam, zejdź mi z drogi.
Podniósł się i ścisnąwszy Ewę za rękę, podciągnął ją za sobą. Wciąż zagradzał jej przejście.
– On znowu to zrobi – powiedział cicho. – A ty zadręczasz się pytaniem, kiedy i gdzie.
– Przestań analizować moje uczucia. Mamy cały wydział psychiatrów, którzy biorą za to pieniądze.
– Dlaczego nie poszłaś do któregoś z nich? Chwytasz się każdego wykrętu, by uniknąć testów.
Jej oczy zwęziły się.
Uśmiechnął się, ale nie był to radosny uśmiech.
– Mam swoje dojścia, pani porucznik. Kilka dni temu miałaś przejść testy, standardowe badania obowiązujące w twoim wydziale każdego, kto zabił człowieka. Ty to zrobiłaś tej samej nocy, której zginęła Sharon.
– Nie wściubiaj nosa w moje sprawy – powiedziała rozwścieczona. – I niech szlag trafi twoje dojścia.
– Czego się boisz? Boisz się tego, co znajdą, kiedy zajrzą do twojego umysłu? Do twojej duszy?
– Niczego się nie boję. – Wyszarpnęła rękę. W odpowiedzi Roarke położył jej dłoń na policzku tak zaskakująco łagodnym gestem, że zadrżała na całym ciele.
– Pozwól mi sobie pomóc.
– Ja… – Słowa niemal wyleciały z jej ust, jak fotografie z teczki. Jednak tym razem wykazała się refleksem i zamilkła. – Dam sobie radę. – Odwróciła się. – Możesz odebrać swoje rzeczy jutro, po dziewiątej rano. Przyjdź, kiedy będziesz mógł.
– Ewo?
Cały czas miała wzrok utkwiony w drzwiach, cały czas szła przed siebie.
– Słucham?
– Chcę się z tobą spotkać dziś wieczorem.
– Nie.
Kusiło go – ogromnie go kusiło – by ją dogonić. Pozostał jednak na miejscu.
– Mogę ci pomóc przy tej sprawie.
Na wszelki wypadek zatrzymała się i odwróciła. Gdyby nie to, że wszystko się w nim skręcało z niezaspokojenia, wybuchnąłby głośnym śmiechem na widok drwiącej podejrzliwości malującej się w jej oczach.
– W jaki sposób?
– Znam ludzi, których znała Sharon. – Zobaczył, że drwina ustępuje miejsca zainteresowaniu. Ale wyraz podejrzliwości pozostał. – Nie trzeba dużej wyobraźni, by się domyślić, że będziesz szukała związku między Sharon a dziewczyną, której fotografie nosisz ze sobą. Zobaczę, czy uda mi się coś znaleźć.
– Informacje uzyskane od podejrzanego nie mają dużego znaczenia w śledztwie. Ale – dodała, zanim zdążył się odezwać – możesz dać mi znać, jeśli na coś trafisz.
W końcu się uśmiechnął.
– Czy to nie dziwne, że chciałbym cię widzieć nagą i to w łóżku? Dam ci znać, pani porucznik. – I wrócił za biurko. – Tymczasem prześpij się trochę.
Kiedy drzwi zamknęły się za nią, uśmiech zniknął z jego oczu. Długo siedział w ciszy. Obracając w palcach guzik, który nosił w kieszeni, uruchomił swoją prywatną linię.
Nie chciał, żeby ta rozmowa została zarejestrowana.