Roarke
Mavis przeczytała nazwisko zaglądając Ewie przez ramię i gwizdnęła cicho.
– Chyba nie ten Roarke?! Niesamowicie bogaty, bajecznie przystojny, seksownie tajemniczy Roarke, który posiada dokładnie dwadzieścia osiem procent ziemi i jej satelitów?
Ewa odczuwała wyłącznie irytację.
– Tylko tego znam.
– Znasz go! – Mavis przewróciła swymi zielonymi zamglonymi oczami. – To niewybaczalne, że tak cię nie doceniałam, Dallas. Opowiedz mi wszystko. Jak, kiedy, dlaczego? Spałaś z nim? Przyznaj się, że z nim spałaś, a potem wtajemnicz mnie w najdrobniejsze szczegóły.
– Przez ostatnie trzy lata łączyła nas namiętna miłość, z którą kryliśmy się przed światem; w tym czasie urodziłam mu syna, którego wychowują mnisi buddyjscy na krańcu księżyca. – Marszcząc brwi, potrząsnęła pudełkiem. – Opanuj się, Mavis, to musi mieć jakiś związek ze sprawą i – dodała, zanim Mavis zdążyła otworzyć usta – jest ściśle tajne.
Mavis nie zawracała już sobie głowy przewracaniem oczami. Kiedy Ewa powiedziała “ściśle tajne”, żadne pochlebstwa, błagania ani płacze nie zmusiłyby jej do zmiany zdania.
– Okay, ale powiedz mi, czy w rzeczywistości wygląda tak dobrze jak na zdjęciach?
– Lepiej – mruknęła Ewa.
– Chryste, naprawdę? – jęknęła Mavis i opadła na sofę. – Chyba właśnie miałam orgazm.
– Powinnaś to wiedzieć. – Ewa położyła paczkę i popatrzyła na nią groźnym wzrokiem. – Skąd wiedział, gdzie mieszkam? Nie można wyciągnąć z katalogu adresu gliny. Skąd wiedział? – powtórzyła szybko. – I o co mu chodzi?
– Na miłość boską, Dallas, otwórz to. Pewnie zakochał się w tobie. Niektórym facetom podobają się oziębłe, bezinteresowne i skromne kobiety. Uważają je za tajemnicze. Założę się, że to diamenty – rzekła Mavis, rzucając się na paczkę, gdy jej cierpliwość się wyczerpała. – Naszyjnik. Diamentowy naszyjnik. Może rubinowy. Wyglądałabyś oszałamiająco w rubinach.
Rozerwała gwałtownie kosztowny papier, odrzuciła na bok pokrywkę pudełka i wsunęła rękę w miękką bibułkę o pozłacanych brzegach. – Cóż to jest, u diabła?
Ale Ewa już poczuła, już – wbrew sobie – zaczęła się uśmiechać.
– Kawa – mruknęła, nie zdając sobie sprawy, że jej głos złagodniał, gdy sięgnęła po zwykłą brązową paczkę, którą trzymała Mavis.
– Kawa. – Złudzenia prysły. Mavis patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. – Facet ma więcej pieniędzy niż sam Pan Bóg i przysyła ci paczkę kawy?
– Prawdziwej kawy.
– Dobra, dobra. – Mavis machnęła z pogardą ręką. – Nie obchodzi mnie, ile kosztuje ta cholerna kawa. Kobieta chce błyszczeć.
Ewa zbliżyła paczkę do twarzy i wciągnęła w płuca jej zapach.
– Nie ja. Ten skurwiel po prostu znalazł na mnie sposób. – Westchnęła. – I to nie jeden.
Następnego ranka Ewa uraczyła się filiżanką drogocennego płynu. Nawet jej kapryśny automatyczny kuchmistrz nie był w stanie zepsuć wyśmienitego smaku czarnej kawy. Choć na dworze panował ziąb
– temperatura spadła poniżej pięciu stopni i padał deszcz ze śniegiem
– a w samochodzie nadal nie działało ogrzewanie, przyjechała do pracy z uśmiechem na ustach.
Wciąż się uśmiechając, weszła do swojego biura, gdzie zastała czekającego na nią Feeneya.
– No, no. – Przyjrzał się jej uważnie. – Co było na śniadanie? Marihuana?
– Tylko kawa. Po prostu kawa. Masz coś do mnie?
– Zebrałem informacje o Richardzie DeBlass, Elizabeth Barrister i reszcie klanu. – Podał jej dyskietkę, opatrzoną jaskrawoczerwonym napisem: “Kod Piąty”. – Żadnych szczególnych niespodzianek. Nie znalazłem też nic ciekawego na temat Rockmana. Jako dwudziestolatek należał do grupy paramilitarnej znanej pod nazwą Sieć Bezpieczeństwa.
– Sieć Bezpieczeństwa – powtórzyła Ewa, marszcząc brwi.
– Dzieciaku, miałaś jakieś dziesięć lat, kiedy ją rozwiązano – powiedział Feeney z drwiącym uśmieszkiem. – Pewnie o niej słyszałaś na lekcjach historii.
– Coś mi się kojarzy. Czy to była jedna z tych grup, które stoczyły potyczkę z Chinami?
– Tak, i gdyby przeprowadzili swój plan, doszłoby nie tylko do utarczki. Spór o przestrzeń międzynarodową mógłby źle się zakończyć. Na szczęście dyplomaci zdołali zapobiec wybuchowi wojny. Parę lat później oddział rozwiązano, choć co jakiś czas dochodzą do nas plotki, że Sieć Bezpieczeństwa nadal działa w konspiracji.
– Słyszałam o nich. Wciąż się o nich słyszy. Myślisz, że Rockman związał się z grupą takich fanatyków?
Feeney bez wahania potrząsnął przecząco głową.
– Sądzę, że jest bardzo ostrożny. Władza zobowiązuje, a DeBlass ma jej mnóstwo. Jeśli dostanie się do Białego Domu, Rockman stanie u jego boku.
– Proszę cię. – Ewa przycisnęła rękę do brzucha. – Będą mi się śniły koszmary.
– Czeka go jeszcze długa droga, ale może liczyć na pewne poparcie w następnych wyborach. – Feeney wzruszył ramionami.
– Rockman i tak ma alibi. Dzięki DeBlassowi. Byli we wschodnim Waszyngtonie. – Usiadła. – Coś jeszcze?
– Charles Monroe. Ma ciekawe życie, ale nie robi nic podejrzanego. Badam dzienniki ofiary. Wiesz, czasami, jeśli człowiek nieostrożnie zmienia pliki, zostawia ruchome cienie. Wydaje mi się, że ktoś, kto dopiero co zabił kobietę, mógł popełnić nieostrożność.
– Znajdź cień, Feeney, usuń szarość, to kupię ci skrzynkę tej ohydnej whiskey, którą lubisz.
– Umowa stoi. Wciąż pracuję nad Roarke'em – dodał. – Ten facet jest bardzo ostrożny. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że przeszedłem przez dobrze strzeżony mur, trafiam na następny. Bez względu na to, o jakie dane chodzi, są dobrze zabezpieczone.
– Wdzieraj się dalej na te mury. Ja spróbuję przekopać się pod nimi.
Kiedy Feeney wyszedł, Ewa podłączyła się do swojego terminalu. Nie chciała tego sprawdzać w obecności Mavis; w ogóle w tym przypadku wolała skorzystać z biurowego urządzenia. Pytanie było proste.
Wprowadziła nazwę i adres budynku, w którym mieszkała. Spytała: Właściciel?
I odpowiedź też była prosta: Roarke.
Lola Starr otrzymała zezwolenie na uprawianie seksu zaledwie trzy miesiące temu. Postarała się o licencję najwcześniej jak mogła, w dniu swoich osiemnastych urodzin. Lubiła mówić swoim przyjaciołom, że do tego czasu była amatorką.
W tym dniu opuściła dom rodzinny w Toledo, w tym samym dniu zmieniła personalia i przestała się nazywać Alice Williams. Zarówno dom, jak i nazwisko były o wiele za nudne dla Loli.
Miała śliczną twarz małej figlarki. Jęczała, błagała i płakała, dopóki rodzice nie zgodzili się kupić jej na szesnaste urodziny bardziej wyrazistego podbródka i zadartego noska.
Lola chciała wyglądać jak seksowna psotnica i uznała, że jej się to udało. Jej czarne jak węgiel włosy były krótko obcięte i ułożone w artystyczne szpice. Jej skóra była biała jak mleko i jędrna. Zarabiała wystarczająco dużo, by zmienić kolor swoich oczu z brązowego na szmaragdowozielony, bo sądziła, że lepiej pasuje do jej wizerunku. Na szczęście miała kształtne ciało, które nie wymagało niczego więcej poza troskliwą pielęgnacją.
Przez całe życie pragnęła zostać licencjonowaną damą do towarzystwa. Może inne dziewczyny marzyły o karierze prawniczej albo finansowej, przygotowywały się do pracy w przemyśle czy też służbie zdrowia. Lecz Lola zawsze wiedziała, że jest stworzona do seksu.
A dlaczego nie miała zarabiać na życie robiąc to, co jej najlepiej wychodziło?
Pragnęła być bogata, pożądana i rozpieszczana. Sen o pożądaniu łatwo się spełnił. Mężczyźni, szczególnie starsi, chętnie płacili duże pieniądze za kogoś, kto miał takie atrybuty jak Lola. Ale wydatki związane z jej zawodem były większe niż przewidywała, kiedy oddawała się marzeniom w swoim ślicznym pokoju w Toledo.
Opłaty za licencję, obowiązkowe badania lekarskie, czynsz, podatek od uprawiania grzesznej działalności zżerały wszystkie jej dochody. Gdy przestała w końcu płacić za szkolenie, miała już tak mało pieniędzy, że mogła sobie pozwolić tylko na małe jednopokojowe mieszkanie na obskurnym krańcu Alei Prostytutek.