Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Komputer zajęczał, przypominając jej, że jeszcze jedną część maszyny trzeba wymienić, po czym zaczął cicho szumieć.

Prawdopodobieństwo Roarke sprawcą morderstwa, biorąc pod uwagę aktualne dane i przypuszczenia, osiemdziesiąt dwa przecinek sześć procenta.

Och, to możliwe, pomyślała Ewa, odchylając głowę do tyłu. Był czas w przeszłości, i to wcale nie takiej dalekiej, kiedy dziecko potrafiło zastrzelić kolegę, by zabrać mu buty.

Co to było, jeśli nie ohydne pobłażanie sobie?

Miał okazję. Miał możliwości. I gdyby uwzględnić jego pewność siebie, miał motyw.

Więc dlaczego, pomyślała Ewa, patrząc na swoje własne słowa migoczące na ekranie, zastanawiając się nad bezosobową analizą dokonaną przez komputer, dlaczego nie mogła ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie?

Po prostu tego nie widziała. Po prostu nie mogła sobie wyobrazić, że Roarke stoi za kamerą, celuje z rewolweru do bezbronnej, nagiej, uśmiechniętej kobiety i faszeruje ją ołowiem prawdopodobnie chwilę potem, jak nafaszerował ją własnym nasieniem.

Mimo to nie można pomijać faktów. Gdyby zebrała ich dostatecznie dużo, mogłaby nakazać przeprowadzenie badania psychiatrycznego.

Czyż to nie byłoby interesujące? – pomyślała z półuśmiechem. Podróż do umysłu Roarke'a byłaby fascynująca.

Następny krok zrobi jutro o siódmej wieczorem.

Gdy zabrzęczał dzwonek u drzwi, z irytacją zmarszczyła czoło.

– Zachowaj i zabezpiecz, Dallas. Kod Piąty. Połączenie zakończone.

Monitor wyłączył się, gdy wstała, by zobaczyć, kto zakłóca jej spokój. Spojrzawszy na videofon, rozchmurzyła się.

– Cześć, Mavis.

– Zapomniałaś, prawda? – Mavis Freestone weszła szybko do środka, pobrzękując bransoletkami, roztaczając wokół siebie zapach perfum. Dzisiejszego wieczoru jej włosy miały siwy odcień, który zmieni się wraz z następną zmianą nastroju Mavis. Odrzuciła je do tyłu, gdzie srebrzyły się niczym gwiazdy, okrywając jej plecy i sięgając do nieprawdopodobnie wąskiej talii.

– Nie, nie zapomniałam. – Ewa zamknęła drzwi na klucz. – A o czym?

– O kolacji, tańcach, hulance. – Z ciężkim westchnieniem Mavis rzuciła swe dyskretnie przystrojone dziewięćdziesiąt osiem funtów na sofę i popatrzyła z pogardą na prosty szary kostium Ewy. – W tym nie możesz wyjść.

Czując, że wygląda nijako, jak to często o sobie myślała, kiedy znalazła się w odległości dwudziestu stóp od bezwstydnie kolorowej Mavis, Ewa spojrzała na swój kostium.

– Chyba nie.

– Więc… – Mavis pokiwała palcem, na którego czubku znajdował się szmaragd. – Zapomniałaś.

To prawda, ale już sobie przypomniała. Zamierzały sprawdzić nowy klub, który Mavis odkryła w kosmicznych dokach w Jersey. Według Mavis kosmiczni dżokeje są zawsze jurni. To ma coś wspólnego ze zwiększoną grawitacją.

– Przepraszam. Wyglądasz wspaniale.

Jak zawsze. Nawet kiedy osiem lat temu Ewa aresztowała ją za drobną kradzież, dziewczyna wyglądała wspaniale. Czarny łobuziak o zręcznych palcach i zniewalającym uśmiechu, kręcący się po ulicach.

Później jakoś tak się stało, że zaprzyjaźniły się ze sobą. Dla Ewy, która na palcach jednej ręki mogła policzyć swoich przyjaciół nie – policjantów, ten związek był bardzo cenny.

– Wyglądasz na zmęczoną – powiedziała Mavis, raczej z wyrzutem niż ze współczuciem. – I odpadł ci guzik.

Palce Ewy automatycznie powędrowały do żakietu i wyczuły zwisające nitki. – Cholera. Wiedziałam. – Ze wstrętem zrzuciła żakiet z ramion i cisnęła go na fotel. – Słuchaj, przepraszam. Rzeczywiście zapomniałam. Miałam dzisiaj mnóstwo spraw na głowie.

– Do załatwienia jednej z nich potrzebowałaś mojego czarnego płaszcza?

– Tak, dzięki. Bardzo mi się przydał.

Przez chwilę Mavis siedziała w milczeniu, stukając ozdobionymi szmaragdami paznokciami w oparcie fotela. – Sprawy służbowe. A ja miałam nadzieję, że umówiłaś się na randkę. Naprawdę powinnaś zacząć spotykać się z facetami, którzy nie są kryminalistami.

– Spotkałam się z tym wizażystą, którego mi naraiłaś. Nie był kryminalistą. Był po prostu idiotą.

– Jesteś zbyt wybredna; poza tym to było sześć miesięcy temu.

Skoro usiłował zaciągnąć ją do łóżka, proponując, że zrobi jej za darmo tatuaż na wardze, Ewa pomyślała, że jeszcze nie jest gotowa na następne spotkanie, ale zachowała tę opinię dla siebie.

– Pójdę się przebrać.

– Wcale nie chcesz wyjść z domu, żeby się zabawić. – Mavis zerwała się z miejsca, pobłyskując zwisającymi do ramion kryształowymi kolczykami. – Ale idź i zdejmij tę okropną spódnicę. Zamówię chińszczyznę.

Ewa odetchnęła z ulgą. Dla Mavis zniosłaby wieczór w głośnym, zatłoczonym, wstrętnym klubie, oganiając się od krzykliwych pilotów i spragnionych seksu techników, którzy pracują w podniebnych stacjach. Perspektywa zjedzenia chińskiej potrawy w ciszy i spokoju wydała jej się niezwykle kusząca.

– Nie masz nic przeciwko temu?

Mavis machnęła tylko ręką, łącząc się przez komputer z restauracją.

– Każdą noc spędzam w klubie.

– Taka praca – krzyknęła Ewa, wchodząc do sypialni.

– Mnie to mówisz. – Przygryzając język, Mavis studiowała menu wyświetlone na ekranie. – Jeszcze parę lat temu powiedziałabym, że zarabianie na życie jest kretynizmem i stratą czasu. Lepiej wyłudzać pieniądze. Okazało się, że teraz pracuję ciężej niż wtedy, gdy oszukiwałam turystów. Chcesz rolki z jajek?

– Jasne. Chyba nie zamierzasz rzucić pracy?

Mavis milczała przez chwilę, wybierając dla siebie potrawę.

– Nie. Potrzebne mi uznanie. – Chcąc być wspaniałomyślna, obciążyła kosztami kolacji swoją World Card. – A ponieważ renegocjowaliśmy mój kontrakt, więc dostanę dziesięć procent od dochodu z biletów wstępu; jestem typową kobietą interesu.

– Nie ma w tobie nic typowego – zaprzeczyła Ewa. Wróciła do salonu w wygodnych dżinsach i podkoszulku.

– To prawda. Zostało jeszcze trochę tego wina, które przyniosłam ostatnim razem?

– Prawie cała druga butelka. – Pomyślała, że to najlepsza propozycja, jaką usłyszała w ciągu całego dnia, wiec skręciła do kuchni, by napełnić kieliszki.

– Nadal spotykasz się z tym dentystą?

– Nie. – Mavis otworzyła plik rozrywki i zaprogramowała muzykę.

– To stawało się zbyt intensywne. Nie miałam nic przeciwko temu, że zakochał się w moich zębach, ale on postanowił dostać wszystko. Chciał się ze mną ożenić.

– Skurwiel.

– Nikomu nie można ufać – zgodziła się Mavis. – Jak twoja praca?

– Teraz mam prawdziwe urwanie głowy. – Podniosła wzrok znad butelki, z której nalewała wino, kiedy zabrzęczał dzwonek u drzwi.

– Niemożliwe, żeby już przywieźli kolację. – W chwili, gdy to powiedziała, usłyszała, jak Mavis stuka wesoło pięciocalowymi obcasami, idąc w stronę drzwi. – Sprawdź na videofonie, kto to jest

– powiedziała szybko i była już w połowie drogi do drzwi, kiedy Mavis je otworzyła.

W pierwszej chwili zaklęła, w następnej chwyciła za broń, którą nosiła przy sobie. Dopiero zalotny śmiech Mavis uspokoił jej nerwy.

Ewa rozpoznała uniform spółki zajmującej się dostarczaniem przesyłek, zobaczyła przyjemnie zakłopotaną twarz niedoświadczonego chłopca, który wręczył Mavis paczkę.

– Po prostu uwielbiam prezenty – powiedziała Mavis, trzepocząc srebrzystymi rzęsami, gdy chłopiec cofnął się i spiekł raka. – Nie wejdziesz?

– Zostaw dzieciaka w spokoju. – Ewa wzięła paczkę od Mavis i zamknęła drzwi.

– Są tacy słodcy w tym wieku. – Posłała pocałunek w stronę kamery, zanim odwróciła się do Ewy. – Czym się tak denerwujesz, Dallas?

– Chyba sprawa, nad którą pracuję, wyprowadza mnie z równowagi. – Popatrzyła na złotą folię i wymyślnie zawiązaną kokardę na przesyłce, która budziła raczej jej nieufność niż radość. – Nie wiem, kto mógłby mi cokolwiek przysłać.

– Jest wizytówka – oschłym tonem zauważyła Mavis. – Spróbuj ją przeczytać. Może naprowadzi cię na jakiś ślad.

– Teraz patrz, kto jest słodki. – Ewa wyciągnęła kartę wizytową ze złotej koperty.

12
{"b":"107140","o":1}