– Tak. – Oparłam się na krześle.
– Sekta formuje się wokół charyzmatycznego osobnika, który coś obiecuje. Osobnik ten twierdzi, że posiada pewną specjalną wiedzę. Czasami jest to dostęp do starożytnych sekretów, innym razem jest to zupełnie nowe odkrycie, w które tylko on lub ona jest wtajemniczony lub wtajemniczona. Czasami jest to i jedno, i drugie. Lider proponuje, że podzieli się informacjami z tymi, którzy pójdą za nim. Niektórzy oferują utopię. Albo wyjście. Po prostu przyjdźcie, pójdźcie za mną. Ja podejmę decyzje. Wszystko będzie dobrze.
– Czym się różnią od księży czy rabinów?
– W przypadku sekty jest to charyzmatyczny lider, który w końcu staje się przedmiotem oddania; w niektórych przypadkach robi z siebie bóstwo. A kiedy tak się dzieje, zaczyna on mieć niezwykłą kontrolę nad życiem jego zwolenników.
Zdjął okulary i przetarł szkła kawałkiem zielonego materiału, który wyjął z kieszeni. Potem je z powrotem założył, starannie zakładając za uszami.
– Sekty są totalistyczne, autorytarne. Lider jest najwyższy i nie lubi dzielić się władzą. Jego moralność staje się jedyną do zaakceptowania teologią. Jedynym akceptowanym zachowaniem. I, jak już powiedziałem, wszyscy obdarzają głębokim szacunkiem jego, nie boskie istoty czy abstrakcyjne zasady.
Nie przerywałam mu.
– Często istnieje podwójna etyka. Członkowie mają być uczciwi i mają się kochać, ale oszukiwać i unikać ludzi z zewnątrz. Główne religie stosują jeden rodzaj zasad dla wszystkich.
– Jak lider zyskuje taką kontrolę?
– To kolejny ważny element. Poprzez zmianę myślenia. Liderzy sekt korzystają z różnorodnych psychologicznych procesów do manipulowania swoimi ludźmi. Niektórzy są łagodni, inni wykorzystują idealizm swych zwolenników.
Wolałam mu nie przerywać.
– Moim zdaniem można wyróżnić dwa rodzaje sekt, choć obie oczekują zmiany myślenia. Szeroko reklamowane “programy świadomościowe” – w powietrzu nakreślił cudzysłów – robią użytek z technik perswazji. Oni trzymają ludzi przy sobie nakłaniając ich do chodzenia na coraz to inne kursy. Są też jednak sekty, których członkiem zostaje się na całe życie. Takie grupy, korzystając z psychologicznej i społecznej perswazji, wywołują ogromne zmiany w postawach. W końcu zaczynają sprawować pełną kontrolę nad życiem swoich członków. Manipulują, oszukują i wykorzystują.
Przetrawiłam to.
– Jak działa zmiana myślenia?
– Zaczyna się od destabilizacji własnego ja osoby. Na pewno mówisz o tym na zajęciach z antropologii. Odseparować. Zdekonstruować. Zrekonstruować.
– Ja jestem antropologiem fizycznym.
– No dobrze. Nowi członkowie uwalniani są spod wszelkich wpływów, a potem nakłaniani do kwestionowania wszystkiego, w co do tej pory wierzyli. Przekonuje się ich, by ponownie zinterpretowali świat i swoje własne, dotychczasowe życie. Każdej osobie stwarza się nową rzeczywistość, tym samym uzależniając ją od organizacji i jej ideologii.
Przypomniałam sobie kursy kulturowej antropologu, na które chodziłam po dyplomie.
– Wiem, że jest coś takiego jak rite de passage. Że w niektórych kulturach dzieci są na jakiś czas izolowane i poddawane treningowi. Że ma to na celu umacniać idee, z którymi dziecko wzrastało. Ale ty mówisz o zmuszaniu ludzi do odrzucenia tych wartości, do zrezygnowania z wszystkiego, w co wierzą. Jak to się robi?
– Sekta kontroluje czas i otoczenie nowicjusza. Dieta. Sen. Praca. Odpoczynek. Pieniądze. Wszystko. Wywołuje poczucie zależności, bezsilności, kiedy jest się poza grupą. W tym momencie wzbudza nową moralność, system logiczny, do którego stosuje się cała grupa. Świat pod dyktando lidera. To zdecydowanie zamknięty system. Nie dopuszcza się żadnej krytyki, żadnego narzekania. Grupa porzuca stare zachowania i postawy, krok po kroku zastępuje je swoimi własnymi zachowaniami i postawami.
– Dlaczego ludzie się na to zgadzają?
– Proces jest na tyle stopniowy, że nikt nie jest świadom tego, co się dzieje. Przechodzi się przez serię niewielkich etapów, a każdy z nich wydaje się nieszkodliwy. Inni zapuszczają włosy. Ty zapuszczasz włosy. Inni mówią cicho, więc i ty ściszasz głos. Wszyscy potulnie słuchają lidera, nie zadają pytań i ty robisz to samo. Masz poczucie bycia akceptowanym i aprobowanym przez grupę. Nowicjusz nie czuje, że ten program działa w dwie strony.
– Czy w końcu zaczynają się orientować?
– Zwykle dzieje się tak, że nowych członków nakłania się do zerwania kontaktów z rodziną i przyjaciółmi, do zerwania starych więzi. Czasami zabiera się ich w jakieś izolowane miejsca. Na farmy. Do komun. Do domków letniskowych. Taka izolacja, zarówno fizyczna, jak i społeczna, osłabia ich normalny system wsparcia i zwiększa poczucie osobistej bezsilności i potrzeby bycia akceptowanym przez grupę. To także sprawia, że nie są w stanie ocenić tego, co im się mówi. Wiara we własną umiejętność oceny i postrzegania słabnie. W końcu nie są w stanie podjąć jakiegokolwiek samodzielnego działania.
Pomyślałam o Owensie i jego grupie na Świętej Helenie.
– No to już wiem, jaką sekta ma kontrolę, jeżeli mieszka się z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale co z członkami, którzy pracują poza siedzibą?
– To proste. Wszyscy dostają instrukcje, by intonować pieśni i medytować, kiedy nie pracują. W czasie przew na lunch czy kawę. Umysł koncentruje się na zachowaniach kierowanych przez sektę. A poza pracą cały czas poświęcany jest organizacji.
– Ale co ich przyciąga? Co kieruje człowiekiem, który odrzuca swoją przeszłość i oddaje się sekcie?
Nie mogłam objąć tego umysłem. Czy Kathryn i inni też byli automatami, których każdy krok był kontrolowany?
– Istnieje system kar i nagród. Jeżeli ktoś zachowuje się, mówi i myśli odpowiednio, jest kochany przez lidera i całą grupę. I, oczywiście, będzie zbawiony. Oświecony. Zabrany do innego świata. Cokolwiek się obiecuje.
– A co oni obiecują?
– Wszystko. Nie wszystkie sekty są religijne. Ludzie myślą, że są, bo w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wiele takich grup zarejestrowało się jako religijne dla ulg podatkowych. Istnieją różne rodzaje sekt, obiecują one różne korzyści. Zdrowie. Upadek rządu. Podróż w kosmos. Nieśmiertelność.
– Nadal uważam, że tylko wariat dałby się na to nabrać.
– Wcale nie. – Pokręcił głową. – Nie tylko wąska grupa ludzi daje się w to wciągnąć. Badania dowodzą, że prawie dwie trzecie respondentów pochodziło z normalnych rodzin i wykazywało zachowanie typowe dla swojej grupy wiekowej w momencie wstępowania do sekty.
Zapatrzyłam się w nieduży dywan we wzory plemienia Nawajo pod moimi stopami. Nie rozumiałam tego. Dlaczego tak się działo? Co mi tutaj mąciło obraz?
– Czy twoje badania wyjaśniają, dlaczego ludzie poszukują takich organizacji?
– Raczej nie. To one szukają ludzi. I jak już mówiłem, ci liderzy potrafią być naprawdę uroczy i przekonujący.
Dom Owens pasował mi do tego opisu. Kim on był? Ideologiem spełniającym swoje zachcianki przy pomocy podatnych na wpływy zwolenników? Czy może tylko prorokiem-entuzjastą próbującym wyhodować organiczną fasolę?
Znowu pomyślałam o Daisy Jeannotte. Miała rację? Czy opinia publiczna niepotrzebnie dała się zastraszyć wyznawcom szatana i prorokom przepowiadającym nadejście Sądu Ostatecznego?
– Ile sekt istnieje w Stanach Zjednoczonych? – zapytałam.
– W zależności od definicji – uśmiechnął się drwiąco i rozłożył ręce – od trzech do pięciu tysięcy.
– Żartujesz sobie.
– Jedna z moich koleżanek obliczyła, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat aż dwadzieścia milionów ludzi miało jakiś kontakt z sektami. Ona uważa, że zawsze jest to mniej więcej dwa do pięciu milionów.
– Zgadzasz się z tym? – Zadziwił mnie.
– Trudno powiedzieć. Niektóre z grup zwiększają swoją liczebność zaliczając w poczet swoich członków nawet tych, którzy kiedykolwiek pojawili się na spotkaniu, czy też prosili o informacje. Inne są bardzo tajemnicze i bardzo starają się nie zwracać na siebie uwagi. Policja odkrywa istnienie niektórych z nich dopiero wtedy, kiedy mają jakieś kłopoty albo kiedy jakiś rozczarowany zwolennik odchodzi i składa skargę. Mniejsze z nich trudno jest nawet wytropić.