Литмир - Электронная Библиотека

– Jasne – mówi ona,

– Poślę coś znowu, ale nie wiem, kiedy. Nie będzie łatwo, bo pomagam matce i odkładam na studia. Kiedyś je zawaliłem, dziś chcę to naprawić. Nie wiem, może zrobię jakieś płatne, zaoczne? Informatyka? Wiesz, że my w trójkę zawsze lubiliśmy komputery? a informatycy wciąż mają robotę. Czysta i ciekawa.

– Powodzenia – mówi Ewa.

– A ty co?

– Nie wiem. Zobaczę. Muszę to przemyśleć. Może wyjdę za Andrzeja.

Wojtek czerwienieje ze złości:

– Oszalałaś?! On się do tego nie nadaje! Nic o nim nie wiesz! i to nie jego dziecko! Ono jest moje! Nie masz prawa przehandlować go za wygodne życie!

Przytomnieje pod uważnym spojrzeniem Ewy, przygryza wargi, uśmiecha się lekceważąco.

„Boże, co ja wygaduję”, myśli. „Jej wariactwo mi się udziela. Ale ja się nie dam. Nie dam się”.

– Zrobisz, jak zechcesz, to twoja sprawa – dodaje już spokojnym głosem.

– Posłuchaj – mówi Ewa cicho. – Ono nie jest ani twoje, ani moje, bo Ono tylko przypadkiem powstało akurat z mojego jajeczka i twojego plemnika. Żadne z nas go nie chciało, żadne z nas nie wołało go na ten świat. Samo się zjawiło, wbrew naszej woli. I dlatego Ono jest swoje własne i nikt nie będzie miał prawa go sobie przywłaszczyć i przelewać na niego swoich pretensji i żalów do życia, zawiedzionych nadziei i nie zaspokojonych ambicji, rozumiesz? Więc odczep się od niego – powtarza tak cicho, że Wojtek musi się ku niej nachylić, by usłyszeć ostatnie słowa poprzez nieustający szum samochodów pędzących autostradą. A potem Ewa odwraca się i wolno odchodzi.

– Przepraszam! Przepraszam za wszystko! – woła za nią, ale ona już się nie odwraca.

– Ono, słyszysz? Jakie to głupie słowo: „przepraszam” – mówi głośno i kłótliwie. – Równie głupie jak „kuul”, „zajebisty” albo jak słowo „miłość”. Bo one same nic nie znaczą. Znaczą coś dopiero wtedy, gdy nazywają coś naprawdę. Tak to jest, Ono. Muszę się nauczyć na nowo znaczenia słów, inaczej ty też ich nie poznasz, będziesz znać tylko puste dźwięki.

– Mówisz sama do siebie? – pyta kolorowa jak papuga tirówka, oparta o drzewo. – Też mówię sama do siebie – oznajmia bez uśmiechu. Jej duże piersi niemal wyskakują z podkoszulka.

„Silikony”, myśli Ewa.

– Zainwestowałam w nie. Może dzięki nim awansuję do agencji towarzyskiej w pobliskim mieście. A może nawet w którymś z większych miast? Tarnów? Radom? – mówi znów tirówka, widząc wzrok Ewy i powtarza:

– Tak, też mówię sama do siebie. Przecież nie będę rozmawiać z tymi skurwysynami. Z nimi się tylko pieprzę.

– Ja mówię do dziecka – wyjaśnia Ewa i poklepuje się po brzuchu.

– Dobrze robisz – kiwa głową tirówka. – Bylebyś mu nie kłamała. Też kiedyś urodzę dziecko, jak zarobię trochę kasy. Już ja mu wymyślę niezłą bajkę o mamusi. Będę musiała zacząć od kłamstwa, byle na kłamstwie się nie skończyło. A co ty mu opowiadasz?

– Co się da, o wszystkim, co wokół, o naszym świecie.

Dziewczyna marszczy brwi:

– Nie opowiadaj mu o świecie. Wymyślaj mu bajki, mów o zwierzętach, drzewach, chmurach, a najlepiej o gwiazdach, bo one są daleko. Jak mu opowiesz prawdę o świecie, to ono stanie dęba, zaprze się i odmówi wyjścia. Ja bym tak zrobiła na jego miejscu.

Ewa przysiada na trawie.

– Czy to, co robisz, nie… jest dla ciebie okropne? – pyta z ciekawością.

Tirówka wybucha śmiechem:

– Gdyby było tak okropne, że nie do zniesienia, tobym tego nie robiła. Robię to, bo nic innego nie umiem, a muszę pracować. Zresztą zamykam oczy i wyobrażam sobie, że to tylko samochody.

– Jak to samochody? – dziwi się Ewa.

– Nigdy nie zauważyłaś, że auto to przedłużenie faceta?

Auto to przedłużenie faceta:

samochód wymyślił mężczyzna. I nadal, jako stwórca go wymyśla, nie daje mu spokoju, pragnie go ulepszyć, uczynić ideałem, jakim sam nie jest i nigdy nie będzie. – Kobiety umieją robić wszystko równie dobrze jak mężczyźni, ale nigdy nie zabrały się do wymyślania aut. Projektują domy i mosty, odkrywają gwiazdy, planety i odbywają podróże kosmiczne, są chirurgami, genetykami, biologami. Zajmują się polityką, zasiadają w zarządach wielkich koncernów, wymyślają nowe programy komputerowe. Ale aut nie. Nigdy – stwierdza rzeczowo tirówka.

Przeciętna kobieta odróżnia samochody po kolorach, na ogół nie zna ich marek, nie odczuwa tej potrzeby i nie potrafi zrozumieć, dlaczego jedna marka auta ma być lepsza od drugiej. Przeciętna kobieta robi prawo jazdy i dzieli samochód na sprzęgło, gaz, wajchę zmiany biegów, przyciski świateł. Wszystko to są dla niej tylko narzędzia. Tak jak sam samochód. Wozi się nim zakupy, dzieci, psy, babcię, jedzie się do pracy i do domu, do kina i na wakacje.

Kobieta prawie nigdy nie utożsamia się ze swoim samochodem. Stanowią dwa oddzielne jestestwa. – Dlatego kobiety tak często nie pamiętają, gdzie położyły kluczyki od samochodu lub gdzie go zaparkowały, bo auto nie jest czułą częścią ich samych – wyjaśnia tirówka.

Dla mężczyzny samochód to jego niezbywalna część. Cierpi, gdy ta część jest marna, kiepskiej, czy nawet średniej marki, a chełpi się, gdy wszyscy widzą, że jest nowoczesna i cenna. – Mężczyźni myślą, choć trudno dać temu wiarę, bo brzmi nazbyt głupio, że ich wartość rośnie wraz z wartością samochodu. Niekiedy powoli, niespostrzeżenie zamieniają się w swój samochód. Gdy ich pudło zaczyna się rozpadać, nie nadąża za innymi, mężczyźni starają się zamienić je na nowy, lepszy model i natychmiast wierzą, że sami też stali się młodszym i nowszym modelem – śmieje się dziewczyna, a jej silikony rytmicznie podskakują.

Samochód jest dla mężczyzn tym samym co penis. Wobec obu stosują matematyczno-fizyczne przeliczniki, by udowodnić, że ten, który do nich należy, jest lepszy od tych, jakie mają inni. Już stary Freud, choć nie znał się na motoryzacji, w swojej teorii marzeń sennych zaliczył samochód do symboli fallicznych.

– …więc ja zamykam oczy i kopuluję z fordem transitem, z mazdą, bmw albo z volksvagenem. Staram się nie czuć, że cuchnie benzyną, ropą, własnym potem i marną wodą toaletową, nawet gdy jest to woda dobrej marki. Wiem, że gdy skończy, zasunie zamek w spodniach, przekręci kluczyk i odjedzie z warkotem silnika, smród spalin rozpłynie się w powietrzu, a mnie zostanie kasa. Rozumiesz? – pyta dziewczyna.

– Tak. Rozumiem. Lepiej niż myślisz. Też kiedyś to przeżyłam z zielonym renault. Ale po tym spotkaniu zostało mi Ono – mówi Ewa.

– Ależ nie z tego zostało ci to dziecko! – woła tirówka wysokim, ostrym głosem. – Nie mówię, że urodzisz za sprawą ducha świętego, ale przecież nie złączył się z twoim jajeczkiem ten samochód, ani nawet facet, który w nim siedział, tylko wolny plemnik! Faceci nic o tym nie wiedzą! Jak zajdę przypadkiem w ciążę, nie będę się zastanawiać, który samochód mi to zrobił! Zrozumiałaś wreszcie?

– Tak – mówi niepewnie Ewa, a tirówka popycha ją:

– No, idź już sobie. Zaraz nadjedzie czerwona toyota, z mnóstwem ozdobnych chromów, reflektorów i lusterek i spyta, czemu rozmawiam, zamiast pracować. Czerwone toyoty są mało eleganckie, ale pewne siebie i agresywne. Czerwone toyoty to jeszcze większy syf niż bmw czy lancia.

– Poczekaj… Powiedz mi, dlaczego nie poszukasz innej pracy?

– Aha – tirówka uśmiecha się krzywo. – Będziesz mnie nawracać? Bezrobocie, idiotko. Bezrobocie zbliża się do dwudziestu procent i głowy ocalą profesjonaliści. Ja jestem profesjonalistką. Ty chyba nie.

– Nie. Jeszcze nic nie umiem. Nic – przyznaje Ewa. – No to cześć – żegna się i rusza w stronę przystanku autobusowego.

– Ty! – krzyczy za nią tirówka. – Naucz się przynajmniej być matką! Bo to jest trudne. Nie znam takiej, która to potrafi!

„Ja też nie, ja też nie znam takiej”, myśli Ewa i przyspiesza kroku.

Autostrada mówi do niej odpychającym, wulgarnym, męskim głosem setek samochodowych silników.

Ono, byłoś ze mną, więc już wiesz, jak mówi duże miasto. Duże miasto mówi głosem istoty wiecznie głodnej, która przywykła kryć swój lęk przed światem za setką śmierdzących serów, za butelkami drogich alkoholi, za coraz droższymi ciuchami, nowymi modelami komórek i samochodów, za kolejnymi metrami podłóg w coraz większych mieszkaniach, do których wstępu bronią ochroniarze.

67
{"b":"100386","o":1}