Литмир - Электронная Библиотека

– Nie musisz mnie agitować. Jestem z wami. Chciałabym jednak sama wam pomóc! Na pewno ci się przydam.

Denningham przyjrzał się jej uważnie.

– Nie wyglądasz zdrowo.

– To zmęczenie, podniecenie. Czuję się naprawdę dobrze – nadrabiała miną panna Gray. – Wiem, że na pewno mogę ci się przydać – z jej energicznego tonu wynikało niezbicie, że nawet jeśli nie przydzielą jej zadania, sama rzuci się w wir wydarzeń.

– Po śmierci Wyłka chciałem powierzyć to zadanie Bobowi – zaczął Burt – ale…

– Czyżby jeszcze nie wrócił z Lusaki?… Konwojował tego młodego Polaka, wiesz, Jan jest chyba we mnie zakochany… – urwała dostrzegając zmianę w twarzy ojca.

– Bob nie żyje! Ktoś z tych południowoafrykańskich sukinsynów podłożył mu bombę w samochodzie.

Barbara zaciska usta.

– To jakie było jego zadanie? – pyta.

– Trudne…

Przez godzinę ojciec zapoznaje ją ze szczegółami. Potem przebierają się w kostiumy i idą na basen.

– Przyda mi się słońce – szepcze dziewczyna – ale zdaje się, że na Raronga też są wspaniałe plaże.

Kiedy w trzy godziny potem opuszczają hotel, Burt wydaje się zrelaksowany i młodszy o parę lat, natomiast Barbara nadal czuje się zmęczona. Jakiś dzieciak z polaroidem zaczepia ich na schodkach. I wołając “Foto, foto" – usiłuje namówić na zdjęcie. Denningham macha ręką i na odczepnego rzuca chłopcu srebrną piątkę. Mały natychmiast strzela fotkę. Ale nim zdąży wydobyć ją z aparatu, wóz Burta zakręca w stronę lotniska. Za godzinę jest lot do Los Angeles.

Potem Hawaje. A w Honolulu, po spotkaniu z chińską ekipą “płetwonurków", czarter na środkowy Pacyfik.

Mały Portorykańczyk wydobywa zdjęcie z aparatu i wyraz zdziwienia przebiega przez jego śniadą twarzyczkę. Powierzchnia kartonika jest całkowicie czarna!

51
{"b":"89320","o":1}