– Zastanawiam się, czy inni pańscy partnerzy z Komitetu Doradczego wiedzą, jaka rola zostaje im przeznaczona?
– Staram się, by znali jak najmniej szczegółów. Wiedzą o mobilizacji powszechnej w okresie Wielkiejnocy. Będą współtwórcami masowych wieców zwołanych na Poniedziałek Wielkanocny, nie orientują się natomiast, że wiece te odbędą się już po Przełomie. Nie znają również sposobu jego realizacji.
– Czy to znaczy, że im nie ufasz? – pyta Silvestri.
– Jestem jedynie ostrożny. Poza tym to indywidualiści, intelektualiści, a nie ludzie czynu. Może poza Gardinerem…
– A Gardiner?
– Zmienił się ostatnio. To człowiek chorobliwie ambitny. Ma też wiele kontaktów, którymi się nie chwali. Ale kłopot polega na czym innym. Za dużo jest kandydatów na wodzów, za mało dowódców średniego szczebla. Jak wiecie pierwsza faza wymaga akcji w dwóch miejscach, tu, na przylądku Kennedy'ego i wyznaczonym punkcie Oceanii. Likwidacja całej broni nuklearnej nic nie da, jeśli nie zachowamy dla siebie niezbędnej rezerwy, która uchroni przed natychmiastowym wybuchem konfliktów konwencjonalnych. Te dwie akcje wymagają albo podzielenia naszych szczupłych sił, albo dopuszczenia do tajemnicy jeszcze kogoś poza Ziu Dongiem.
– Rozumiem twój dylemat – zgadza się Silvestri – ale tu widzę jedynie obsadę dla grupy florydzkiej, kogo odkomenderujesz na Pacyfik? Zieglera?
– Ewentualnie. Ludzi dostarczy Ziu Dong, ma w dyspozycji na Hawajach drużynę bardzo sprawnych Chińczyków. A pokieruje bezpośrednio… Jest taki miły człowiek. Używa kilku nazwisk, ale szczególnie preferuje kostium bułgarskiego ornitologa – Wyłko Georgijewa. Wezwiemy go w odpowiedniej chwili.